|

Trzy medale i wycieńczenie. Do pójścia na bankiet zmusiły ją koleżanki

Klaudia Zwolińska to nasza nadzieja na medale kolejnych igrzysk
Klaudia Zwolińska, nasza nadzieja na medale kolejnych igrzysk
Źródło: Eibner-Pressefoto/Memmler / imago sport / Forum
Dwie doby, 48 godzin, wysiłek ogromny - i fizyczny, i psychiczny. Klaudia Zwolińska wchodziła na podium odbywających się w Australii mistrzostw świata w kajakarstwie górskim raz za razem, po medale sięgając aż trzy: złoty, złoty i brązowy. - Ten ostatni zdobyłam siłą woli, zaciskając zęby - powiedziała TVN24+. Tata i brat, wielcy kibice, tym razem śledzili rywalizację z Polski. "Gruby" też.Artykuł dostępny w subskrypcji
Kluczowe fakty:
  • Klaudia Zwolińska jako pierwsza zawodniczka w historii wywalczyła trzy indywidualne medale podczas jednych mistrzostw świata w kajakarstwie górskim.
  • Już myśli o igrzyskach olimpijskich w Los Angeles i mierzy wysoko. Złożyła nawet obietnicę, co zrobi, jeśli dokona czegoś wyjątkowego.
  • Swoje sukcesy chce przekuć w coś namacalnego. Z inicjatywy mistrzyni rusza specjalny program skierowany do dzieci i młodzieży. Chce inspirować do kajaków i sportu.
  • CZYTAJ WIĘCEJ SPORTU TUTAJ

Co tam się działo, cóż to były za emocje. Ale po kolei.

Kanadyjki, C1 (zawodniczka płynie w jednoosobowej kanadyjce, tzw. klasycznym kajaku, przy użyciu jednopiórowego wiosła) - najwyższy stopień podium.

Kajaki, K1 (w jednoosobowym kajaku, z dwupiórowym wiosłem, pokonując trasę z 20 bramkami w jak najkrótszym czasie) - też.

Cross (startują cztery kajakarki jednocześnie, na torze pełnym bramek, które trzeba minąć) - stopień najniższy. W dalekim Penrith Zwolińska, rocznik 1998, zachwyciła, trzy indywidualne medale jednych mistrzostw świata w kajakarstwie górskim zdobywając jako pierwsza zawodniczka w historii.

Jaki był plan w drodze do Australii? - Ten minimum przewidywał jeden medal, w kajaku, jeden, ale złoty - opowiada Zwolińska. - A plan idealny to zahaczenie o dwa medale, bo wiedziałam, że jestem dobrze przygotowana.

Jej koronną konkurencją, w której w sezonie ubiegłym sięgnęła w Paryżu po olimpijskie srebro, jest K1. Triumf w C1 był zatem zaskoczeniem? Szokiem? - Sam medal nie, za to szokujący był czas, jaki wykręciłam. Naprawdę dobry przejazd miałam, takiego wyniku na pewno się nie spodziewałam - przyznaje.

Wolała odpoczywać. Spać

48 godzin, od 2 do 4 października, start za startem. - Najgorsze i najtrudniejsze było przestawianie się z zupełnie innych konkurencji w tak krótkim czasie. Dałam radę dzięki temu, że pracowałam na to latami, po drodze popełniając dużo błędów, które były znakomitą lekcją. Na igrzyskach w Paryżu też byłam przygotowana, by walczyć o najwyższe cele, może nie o złota w C1 i crossie, ale o medale na pewno. Zdobyłam jeden, trzeba było potem usiąść i przeanalizować, co poszło nie tak.

Teraz, w Australii, wiedziała, że bardzo ważna będzie logistyka. Organizacja, sztab musiał jej pomagać we wszystkim, żeby nie marnowała energii.

Czytaj także: