Mateusz S. był po użyciu środków psychoaktywnych: marihuany i amfetaminy. Gdy ktoś jest w takim stanie, istnieje ryzyko spowodowania wypadku - mówił w czwartek biegły w procesie mężczyzny, który w Nowy Rok w Kamieniu Pomorskim wjechał w grupę osób, zabijając sześć z nich. Wyrok w tej sprawie prawdopodobnie w drugiej połowie października.
Według opinii biegłego toksykologa, stan po użyciu środków psychoaktywnych wpływa na sprawność kierowania, ale w jaki sposób w tym konkretnym przypadku - musiałyby określić badania lekarskie przeprowadzane w danej chwili i obserwacje.
Kierowca był też pijany, według aktu oskarżenia miał 2,15 promila alkoholu we krwi. Jak powiedział biegły, jest to stan nietrzeźwości silnego stopnia. Dodał, że przy takim stężeniu dochodzi do dużych zaburzeń sprawności psychomotorycznej kierowcy. Jednym z nich może być kwestia rozróżniania kierunków. Według biegłego, alkohol spowalnia także czas reakcji i powoduje, że osoba pod jego wpływem może zachowywać się nieracjonalnie.
Zeznania kierowcy i pasażerki
W czwartek przed sądem zeznawał sam oskarżony. We wtorek natomiast pasażerka, z którą jechał w dniu wypadku. Z ich relacji wynika, że oboje wrócili z imprezy sylwestrowej, ale przed pójściem spać, pokłócili się. Dziewczyna obudziła się, spakowała walizkę i poprosiła partnera, by odwiózł ją do rodziców. Mężczyzna zgodził się, ale już w trakcie podróży, kobieta zmieniła zdanie. Do wypadku doszło, gdy para była w drodze powrotnej do domu.
Mężczyzna, który w czasie zeznań trzymał w rękach różaniec, nie zaprzeczał, że był pijany. Przed sądem mówił, że to kobieta namawiała go do jazdy. Ta z kolei utrzymywała, że nie wiedziała, że jej partner był pod wpływem alkoholu, choć wcześniej przyznała, iż widziała, jak w trakcie imprezy pił.
- Ja się położyłem spać i Adrianna mnie obudziła, nalegała, żebym ją zawiózł. Nie chciałem nigdzie jechać, trwało to szybko. W całym tym mętliku zapomniałem - tak oskarżony tłumaczył, dlaczego prowadził samochód bez okularów leczniczych, do czego był zobowiązany orzeczeniem lekarskim.
Wyrok w październiku
W czwartek sąd postanowił dopuścić dowód w postaci ekspertyzy medycznej chłopca, który ucierpiał w wypadku. Dowód ma pokazać, czy zasygnalizowany przez oskarżyciela posiłkowego uraz jego lewej nogi pozostaje w związku z wypadkiem.
Jeśli biegłym uda się zbadać chłopca i wydać opinię, to kolejny termin rozprawy zostanie wyznaczony na 21 lub 22 października. Oprócz opinii biegłych, mają być także wysłuchani świadkowie, którzy nie zjawili się jeszcze w sądzie. Jeśli biegli nie zdążą wydać opinii ws. chłopca, sąd będzie na nią czekał.
Sąd poprosił także strony o rozważenie możliwości odczytania zeznań świadków, gdy ci nie pojawią się na rozprawie.
Zeznania rodziców
Wczoraj przed sądem zeznawali m.in. rodzice Adrianny B. - pasażerki samochodu, a także policjant, który był na miejscu wypadku zaraz po zdarzeniu oraz bezpośredni świadek tragedii.
Zeznawał również biegły z zakresu techniki samochodowej i ruchu drogowego. Oświadczył, że nie dostrzegł na jezdni śladów hamowania auta Mateusza S. - Mógł hamować z niepełną skutecznością - zaznaczył.
Grozi mu 15 lat
Mateusz S. jest oskarżony o umyślne spowodowanie katastrofy w ruchu lądowym, zagrażającej życiu i zdrowiu wielu osób. Według aktu oskarżenia mężczyzna miał 2,15 promila alkoholu we krwi i był pod wpływem amfetaminy i marihuany. S. przekroczył także dozwoloną prędkość o co najmniej 30 kilometrów na godzinę. Został oskarżony również o prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwym przed spowodowaniem wypadku.
W Nowy Rok kierowany przez S. samochód wypadł z drogi i wjechał w grupę ludzi. Zginęło pięć dorosłych osób i jedno dziecko. Dwoje kolejnych dzieci trafiło do szpitala; chłopiec, który w wypadku stracił rodziców, był w stanie ciężkim i wymagał opieki na oddziale intensywnej terapii, stan zdrowia dziewczynki był lepszy. Dzieci opuściły szpital na przełomie stycznia i lutego.
S. w 2006 r. zatrzymano na rok prawo jazdy za jazdę pod wpływem alkoholu. Mężczyzna był też karany za przestępstwo przeciwko mieniu; miał ukraść w 2012 r. niedużą sumę pieniędzy.
Autor: nsz, db//rzw//plw / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: PAP