Wniosek o tymczasowy areszt dla trzech kontrolerów pełniących 10 kwietnia 2010 roku służbę na rosyjskim lotnisku w Smoleńsku-Północ złożył do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotów zespół śledczy nr 1 w Prokuraturze Krajowej - poinformowała w środę wieczorem rzecznik Prokuratury Krajowej Ewa Bialik.
To pierwszy krok do wydania międzynarodowego listu gończego. Po ewentualnym wydaniu przez sąd postanowienia o tymczasowym aresztowaniu kontrolerów, śledczy będą mogli podjąć działania zmierzające do ich zatrzymania. - Zarzuty, które postawiono kontrolerom, dotyczą umyślnego spowodowania katastrofy w ruchu powietrznym, skutkującego śmiercią wielu osób - przekazała Ewa Bialik.
Rzecznik prezydenta Rosji Władimira Putina Dmitrij Pieskow powiedział w czwartek, że Kreml odnosi się negatywnie do zarzutów Polski dotyczących katastrofy samolotu 154M pod Smoleńskiem.
Pieskow dodał, że nie wie, czy Polska zwracała się do prokuratury generalnej Rosji z wnioskiem o aresztowanie kontrolerów lotów z lotniska Siewiernyj w Smoleńsku
W ramach śledztwa prowadzonego przez zespół śledczy nr 1 Prokuratury Krajowej kilkukrotnie dokonywał oględzin szczątków wraku, przechowywanych w rejonie lotniska Smoleńsk-Północny. Prokuratura wystąpiła do Federacji Rosyjskiej z wnioskami o wykonanie czynności w ramach pomocy prawnej, między innymi o ogłoszenie zarzutów i przesłuchanie podejrzanych. Spośród kilkudziesięciu wniosków kierowanych przez polską prokuraturę, strona rosyjska nie zrealizowała kluczowych czynności procesowych.
Macierewicz: zarzut prokuratury jest słuszny
Były szef MON, przewodniczący podkomisji smoleńskiej Antoni Macierewicz w rozmowie z dziennikarzami w Sejmie powiedział, że już w 2018 roku "fałszywe sprowadzanie samolotu przez kontrolerów lotu zostało udowodnione przez komisję w raporcie technicznym". - Cieszę się, że zyskało to teraz taką konsekwencję w wymiarze prawnym, w działaniu prokuratury - dodał. Ocenił, że "zarzut, który postawiła prokuratura, jest jak najbardziej słuszny".
- Trzeba pamiętać, że to jest tylko część problematyki związanej z dramatem smoleńskim. Samo fałszywe sprowadzanie nie doprowadziło do tego dramatu, bo piloci się w tym zorientowali i zaczęli odchodzić na drugi krąg. Rzeczywisty dramat nastąpił na skutek eksplozji, ale sprowadzanie fałszywe miało w tym bardzo istotną rolę, bo doprowadziło do zaniżenia samolotu w stosunku do wysokości - przekonywał.
Zmiana zarzutów na "działanie umyślne"
W wyniku ponownej analizy materiału dowodowego prokuratorzy ustalili, że radiolokacyjny system lądowania, z którego korzystała obsługa wieży kontrolnej w Smoleńsku, był niesprawny. Na monitorach, przed którymi siedzieli kontrolerzy, zanikał punkt oznaczający pozycję samolotu. W efekcie większość informacji o położeniu samolotu, które kontrolerzy przekazywali pilotom, było nieprawdziwych.
Te ustalenia były wynikiem odczytu rejestratora P-500 z wieży kontroli lotów w Smoleńsku, w tym nagrań rozmów kontrolerów z pilotami samolotu. Dzięki analizie fonoskopijnej Biura Badań Kryminalistycznych Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego udało się odczytać dodatkowe zdania i słowa oraz przypisać poszczególne wypowiedzi konkretnym osobom. Prokuratorzy porównali zapisy rozmów kontrolerów i załogi z technicznymi danymi o położeniu samolotu w określonym czasie, np. gdy padały komunikaty z wieży. Między innymi na tej podstawie stwierdzili, że informacje przekazywane załodze przez kontrolerów były błędne.
Dlatego w kwietniu 2017 roku prokuratura wydała postanowienia o zmianie zarzutów stawianych dotąd rosyjskim kontrolerom płk. Pawłowi P. i mjr. Wiktorowi R. – z nieumyślnego spowodowania katastrofy i sprowadzenia jej niebezpieczeństwa na działanie umyślne. Prokuratorzy przyjęli, że podejrzani – zezwalając na zniżanie się samolotu i warunkowe próbne podejście do lądowania – przewidywali, iż może dojść do katastrofy i się na nią godzili. Wtedy też po raz pierwszy zarzuty postawiono ppłk. Nikołajowi K., który wydawał polecenia kierownikowi lotów. W przeszłości był dowódcą lotniska Smoleńsk Północny.
O sprawie zarzutów dla kontrolerów mówił na antenie TVN24 reporter "Czarno na białym" Piotr Świerczek. Mówił, że kiedy polska prokuratura przedstawiła kontrolerom cięższe zarzuty, prokuratura w Moskwie przekazała, że "nas te zarzuty nie interesują, nie podejmujemy z wami żadnej współpracy, bo uważamy, że lotnisko na którym lądowaliście, wy Polacy, to jest lotnisko cywilne, a w przypadku podejścia do lotnisk cywilnych winą za podejście obarcza się tylko członków załogi".
- Wiemy, że było to lotnisko wojskowe, a więc odpowiedzialność za zamknięcie i sprowadzenie (samolotu-red.) powinna ponosić w części strona rosyjska. Działamy na bazie istniejącego prawa, czyli na zasadzie międzynarodowej pomocy prawnej i co z tego, że my przedstawimy zarzuty lub zmieniamy ich kwalifikację, skoro te same zarzuty powinna powtórzyć prokuratura rosyjska - tłumaczył Świerczek.
Dodał, że jeśli kontrolerzy tych zarzutów nie usłyszeli, to polskie zarzuty "wiszą w próżni". - Stąd bierze się wczorajsza decyzja sądu - wyjaśnił.
10 kwietnia 2010 r. w katastrofie samolotu Tu-154, wiozącego delegację na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej, zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński i jego małżonka, najwyżsi dowódcy wojska i ostatni prezydent RP na uchodźstwie Ryszard Kaczorowski.
Źródło: PAP, TVN24