Patrzenie na ludzi, którzy chodzą do meczetu albo do sklepu polskiego bądź jakiegokolwiek innego w innym kraju prowokuje konflikt z tą mniejszością, ponieważ czuje się ona w jakiś sposób podejrzewana i dyskryminowana - oceniła prezeska fundacji Panoptykon Katarzyna Szymielewicz.
Wojewoda zachodniopomorski, na polecenie Ministerstwa Obrony Narodowej, zaapelował do samorządowców o przekazywanie informacji na temat obcokrajowców przebywających na terenie województwa. Wiceminister obrony Michał Dworczyk w programie "Jeden na jeden" TVN24 tłumaczył, że jest "czymś naturalnym", że administracja państwowa powinna dysponować takimi informacjami.
"Państwo polskie chce generować napięcia"
Katarzyna Szymielewicz z fundacji Panoptykon, komentując słowa wiceministra, odniosła się do jego stwierdzenia, że zbieranie danych na temat części społeczeństwa "nie jest wytykaniem".
- Warto się przy tym zatrzymać. Jak byśmy się czuli, gdyby ktoś nam powiedział: "od dzisiaj musisz się rejestrować na policji" albo "od dzisiaj policja albo inna służba będzie się przyglądać temu, gdzie chodzisz, z kim się spotykasz, jak się zachowujesz". Czy nie poczulibyśmy, że jest to jakiś rodzaj wytykania? - pytała. - Ja poczułabym, że jestem podejrzana. A skoro tak traktuje mnie państwo, w którym mieszkam, to zaczynamy mieć problem - stwierdziła prezeska Panoptykonu.
Jej zdaniem takie postępowanie prowadzi do generowania napięć. - Najwyraźniej takie napięcia państwo polskie chce generować i szuka pretekstu, żeby takie napięcia tworzyć, zamiast szukać problemu tam, gdzie on istnieje - podkreśliła Szymielewicz, oceniając, że ewentualny problem może nie tyle dotyczyć mniejszości, ale środowisk, w których występuje przestępczość. Jak zaznaczyła, do walki z przestępczością istnieją specjalne służby wyposażone w szereg kompetencji i "więcej im nie potrzeba".
"Ekstremalna forma nadzoru"
Prawniczka odniosła się również do słów wiceministra Dworczyka, który na antenie TVN24 sprecyzował, że zbieranie informacji dotyczy nie przede wszystkim obywateli polskich, a cudzoziemców przebywających na terenie Zachodniopomorskiego.
- Ludzie innego pochodzenia mieszkający w Polsce w momencie otrzymywania karty stałego pobytu w Polsce są sprawdzani - wyjaśnia Szymielewicz, dodając, że to jest ten moment, kiedy Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i inne służby mogą reagować. - Jeżeli mówimy o "uchodźcach" - osobach, których w Polsce jest niezwykle mało, ale mamy procedurę przyjmowania uchodźców - ta weryfikacja jest jeszcze ściślejsza - podkreśla prawniczka. - To nie jest tak, że ktokolwiek może dostać prawo pobytu w Polsce - czy uchodźca, czy obcokrajowiec - z innego klucza (na przykład pracujący tutaj) bez dokonania sprawdzenia wstępnego, czy ten człowiek nie zagraża państwu - dodała.
Szymielewicz zaznaczyła, że nie rozumie, dlaczego służby miałyby przyglądać się dokładniej osobom, które już otrzymały prawo pobytu w Polsce.
- Wychodzę z założenia, że osoby, które dokonują działań przestępczych - czy też je planują - trafiają na celownik policji. Tak to powinno działać. Jeżeli pozostawiam po sobie jakieś ślady, które sugerują, że mam przestępcze zamiary, to albo to widać, albo tego nie widać. Jeśli tego nie widać, powinnam być traktowana absolutnie neutralnie, bez żadnej obserwacji. Nawet zatrzymanie mnie na ulicy i prewencyjne sprawdzenie mojej torebki uważam już za powód do niepokoju - oceniła prezeska fundacji Panoptykon. - Takie działania prowadzone były w Wielkiej Brytanii po zamachach terrorystycznych - dodała. - Londyn był strefą, w której można było każdego zatrzymać i przeszukać. Było to uważane i - nadal jest - za ekstremalną formę nadzoru - oceniła prawniczka.
"Sięgnąć do przyczyn problemu"
Szymielewicz twierdzi, że "wobec narracji, jakiej doświadczamy, wobec tej nagonki w ramach wojny z terroryzmem" szokują działania służb specjalnych w Belgi czy w Wielkiej Brytanii, które infiltrują społeczności imigranckie.
- Jeżeli jakieś państwo chce zrozumieć źródło problemu z terroryzmem, musi sięgnąć do przyczyn tego problemu. Musi wrócić do tego, skąd on się wziął. Jeżeli [państwo - przyp. red.] ma problem z obywatelami mieszkającymi na jego terytorium, którzy ulegają radykalizacji, zwykle o coś chodzi. Chodzi o ekonomię, o getta, o złe traktowanie tych osób. Wracajmy do tych źródeł, a nie traktujmy ich inaczej - podkreśliła prezeska fundacji Panoptykon.
"Efekt błędnego koła"
- Lepiej obserwować zjawiska nietypowe, a nie ludzi, których z góry uważamy za niebezpiecznych. Jeżeli zobaczymy, że jakaś grupa kontaktuje się inaczej - a to na ogół widać, służby mają narzędzia do inwigilacji internetu, sieci telekomunikacyjnej - to to jest dla mnie powód, żeby zajrzeć głębiej - oceniła. - Patrzenie na ludzi, którzy chodzą do meczetu albo do sklepu polskiego, bądź jakiegokolwiek innego w innym kraju, prowokuje konflikt z tą mniejszością, ponieważ czuje się w jakiś sposób podejrzewana i dyskryminowana. Mamy efekt błędnego koła - stwierdziła.
- Zbieranie informacji o każdym z założenia, że jest inny, o każdej grupie ludzi, bez względu na to, co robi konkretna osoba, jest błędne. Czy to jest grupa "Polacy", czy to jest grupa "mniejszości", czy też grupa obcokrajowców, to są wszystko wielkie grupy ludzi, których nic nie łączy - zaznaczyła Szymielewicz, dodając, że takie myślenie "kieruje uwagę służb na manowce".
- Powoduje, że [służby - przyp. red.] zbierają za dużo informacji, które nie są im przydatne, a być może tracą z oczu te, które byłyby cenne - podsumowała prezeska fundacji Panoptykon.
Autor: tmw//now/jb / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24