Dziś zarząd PLL LOT zaakceptował ostateczne warunki sprzedaży kadłuba samolotu Boeing 767, którym kpt. Tadeusz Wrona lądował awaryjnie na warszawskim lotnisku im. Fryderyka Chopina - dowiedział się portal tvn24.pl. Samolot ma trafić do jednej z brytyjskich firm. Już wcześniej, również na Wyspy, ale do innego kontrahenta sprzedane zostały silniki Boeinga.
O tym, że PLL LOT dopinają transakcję sprzedaży wiadomo było od ponad dwóch miesięcy. Pisaliśmy o tym jako pierwsi w sierpniu, kiedy przewoźnik znalazł w końcu chętnych na swoją maszynę. Wtedy udało się domknąć jednak tylko transakcję na sprzedaż silników.
Obie transakcje warte były w sumie kilka milionów dolarów.
Za ile? Tajemnica
Zakupu samolotu bez silników i ich osprzętu (czyli pomocniczych elementów i urządzeń niezbędnych do ich prawidłowego działania) dokonała firma Casco Limited z Wielkiej Brytanii. "W trakcie negocjacji strony ustaliły szczegóły sprzedaży samolotu, jego dalszej utylizacji i usunięcia z miejsca obecnego parkowania na terenie Bazy Technicznej LOT AMS" - napisała polska spółka w komunikacie.
Podkreślono, że oferta Casco Limited była najwyższa spośród trzech firm, które wyraziły zainteresowanie kupnem samolotu należącego do PLL LOT. Kwota sprzedaży pozostaje tajemnicą handlową firm.
Różne plany
Przez ostatnie 10 miesięcy planów dotyczących przyszłości Boeinga 767, nazywanego pieszczotliwie od jego numeru rejestracyjnego (SP-LPC) "Papą Charlim", było wiele. Początkowo wydawało sie, że samolot ma szansę bardzo szybko wrócić na siatkę połączeń. Zapowiadał to prezes PLL LOT Marcin Piróg. Okazało się jednak, że koszty remontu maszyny - choć możliwego do wykonania - są bardzo wysokie.
Negocjacje pomiędzy właścicielem maszyny - amerykańską firmą leasingową Air Castle a konsorcjum ubezpieczeniowym - przeciągały się miesiącami a rola LOT-u, jako leasingującego samolot, ograniczała się w nich do roli "doradczej". W końcu osiągnięto jednak porozumienie, które wiązało się z koniecznością odkupienia przez PLL LOT "Papy Charliego". Od tego czasu władze spółki zabiegały o jego sprzedaż.
Awaryjnie
Należący do Polskich Linii Lotniczych LOT Boeing 767, który 1 listopada 2011 r. leciał z Newark w USA do Warszawy, nie mógł wysunąć podwozia. Nie zadział żaden system wysuwania podwozia: ani podstawowy - hydrauliczny, ani awaryjny - elektryczny.
Po niemal godzinnym krążeniu nad stolicą kpt. Tadeusz Wrona zdecydował się lądować awaryjnie bez wysuniętego podwozia. Na pokładzie było 220 pasażerów i 11 członków załogi, nikt nie został ranny. W opublikowanym miesiąc po wypadku raporcie wstępnym Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL) stwierdziła, że system hydrauliczny nie zadziałał, bo przez uszkodzony przewód wyciekł płyn. Natomiast już podczas wstępnej inspekcji samolotu specjaliści z PKBWL stwierdzili, że wyłączony był bezpiecznik, który odpowiadał m.in. za elektryczne wypuszczanie podwozia.
Te ustalenia komisja powtórzyła w oświadczeniu tymczasowym, opublikowanym pod koniec października. Zgodnie z prawem taki dokument publikuje się, jeśli w ciągu 12 miesięcy prace komisji się nie zakończą i nie powstanie raport końcowy.
Autor: ŁOs, mn// ola/kdj / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24