To PiS wprowadziło język nienawiści w życiu publicznym i zaostrzyło go będąc w opozycji - powiedział w "Kropce nad i" Władysław Frasyniuk, działacz opozycji w PRL, komentując nie najlepszą atmosferę na polskiej scenie politycznej. Prof. Jadwiga Staniszkis przekonywała z kolei, że to, co się dzieje w Polsce to wynik niewyjaśnionych do końca przyczyn katastrofy smoleńskiej. Problem - w jej opinii - mogłoby rozwiązać powołanie międzynarodowej komisji.
Staniszkis przyznała, że jest zaniepokojona językiem, który panuje w życiu publicznym, choć jak przekonywała, nie ma aż tak wielkiej agresji.
Podziały w społeczeństwie, to w jej opinii, raczej efekt potrzeby odbudowania tożsamości, w świecie, gdzie się wszystko wali, w tym instytucje. - Ten mit założycielski (IV RP -red.) i kontrmit tych, którzy się identyfikują z ekipą Tuska, to wehikuł tych tożsamości, nie ma aż tak wielkiej agresji - oceniła.
Staniszkis przekonywała, że atmosferę w polskiej polityce mogłaby poprawić próba zbliżenia się do prawdy ws. katastrofy smoleńskiej w komisji międzynarodowej. Potrzeba, jak przekonywała, poważniej symulacji tragedii, odzyskania dowodów.
- Trudno rządzić, skoro część społeczeństwa nie ufa państwu - oceniła. - Ci, którzy nie wierzą, którzy mają wątpliwości, wszyscy mogliby się spotkać w tym wysiłku określenia prawdy - dodała.
Zaznaczyła, że komisja międzynarodowa ws. katastrofy smoleńskiej złożona z ekspertów, a nie polityków, to jedyna droga do tego, żeby przerwać tę fatalną polaryzację.
Według Frasyniuka, komisja międzynarodowa nie rozwiąże problemu języka nienawiści. - Dziwię się pani profesor, która jest związana z opozycją przedsierpniową i ma tytuł profesora, że publicznie mówi, iż nie ma zaufania do państwa i woli, żeby Żydzi i Niemcy rozstrzygali o sprawach Polski - stwierdził.
Dodał, że jeśli komisja ustaliłaby, że katastrofa smoleńska jest wynikiem bałaganu po stronie polskiej, i jeszcze większego bałaganu po stronie rosyjskiej, to wtedy i tak pojawiłyby się zarzuty w stylu, że "nie Niemiec, nie Francuz będą pluć nam w twarz, bo my lepiej wiemy, do czego zdolni są Rosjanie".
- To nie jest problem sporu o katastrofę smoleńską, ale język nienawiści wobec mniejszości - podsumował Frasyniuk.
"Gorzej niż po roku 1981"
Jego zdaniem, obecny język polityki jest gorszy niż język, jaki panował w Polsce po 13 grudnia 1981 r., czyli po wprowadzeniu stanu wojennego, najbardziej koszmarnym - jak zaznaczył - czasie dla naszego kraju.
- Tamtejsze podziały mają się nijak do podziałów, które istnieją obecnie. To nie są spory o jakieś wartości. Jarosław Kaczyński nie spiera się z Donaldem Tuskiem, że jest liberalny, tylko Jarosław Kaczyński nie lubi Donalda Tuska. To są spory osobiste, prywatne, spory podszyte zawiścią, niechęcią, czy nienawiścią.
W opinii Frasyniuka, język nienawiści wprowadził PiS wtedy, kiedy rządził, a zaostrzył radykalnie, kiedy przeszedł do opozcyji.
Nie zgodził się ze Staniszkis, że język, jaki panuje w polskim życiu publicznym, jest efektem poszkiwania tożsamości. Zaznaczył, że politycy, skoro jesteśmy w UE, powinni się odwoływać do wartości europejskich, a także do spuścizny "Solidarności".
Autor: MAC/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24