Jarosław Gowin chce powołać komisję, która będzie broniła wolności słowa na uczelniach. - Tam, gdzie się knebluje usta, kończy się prawda. Za dobrze pamiętam czasy komunizmu, żeby na to pozwolić – tłumaczy wicepremier i minister nauki. Zapewnia, że dotyczy to wszystkich poglądów.
- Nasze reformy miały poszerzyć autonomię uczelni i tak się stało. Jest ona jednak wykorzystywana, by ograniczać wolność wewnątrz uczelni – uważa Jarosław Gowin, prezes wchodzącej w skład rządzącej Zjednoczonej Prawicy partii Porozumienie, wicepremier i minister nauki.
Jego resort opracował nowelizację Prawa o szkolnictwie wyższym i nauce, zwanego Konstytucją dla Nauki, czyli ustawy, która reguluje m.in. pracę uczelni wyższych. Celem nowelizacji ma być "zagwarantowanie wszystkim członkom wspólnoty uczelni oraz pracownikom systemu szkolnictwa wyższego i nauki przynależnych im wolności związanych z kształceniem, wyrażaniem poglądów i prowadzeniem działalności naukowej".
- Uniwersytet to powinna być agora, gdzie swobodnie ścierają się różne poglądy, przy zachowaniu ich naukowego charakteru. Tymczasem nasila się tam ideologiczna cenzura – mówi Gowin.
Cenzura "środowisk skrajnie zideologizowanych"
Gowin jako przykład podaje historię prof. Ewy Budzyńskiej, socjolożki z Uniwersytetu Śląskiego. Po wniosku studentów, którzy wytykali jej homofobię i nietolerancję, wykładowczynię chciał ukarać rzecznik dyscyplinarny. Ocenił, że "formułowała wypowiedzi w oparciu o własny, narzucany studentom, światopogląd o charakterze wartościującym". We wniosku studenci zgłosili między innymi, że podczas zajęć mówiła, iż rodzina to komórka społeczeństwa oparta na związku kobiety i mężczyzny.
Na 31 stycznia zaplanowane zostało posiedzenie komisji dyscyplinarnej w sprawie prof. Budzyńskiej - rzecznik zaproponował ukaranie jej naganą - jednak ta już złożyła wypowiedzenie i 23 lutego ma zakończyć pracę na uczelni.
"Nie pozwolimy środowiskom skrajnie zideologizowanym na cenzurę" - napisał wicepremier Gowin w minioną sobotę na Twitterze, zapowiadając przedstawienie projektu ustawy "chroniącej wolność słowa i badań na polskich uczelniach".
W czwartek projekt przedstawił dziennikarzom. - Pani profesor mówiła między innymi, że trzonem rodziny jest małżeństwo, a istota w łonie kobiety to dziecko. To poglądy, z którymi można dyskutować. Ale nie może być tak, że komuś, kto je wyraża, zamyka się usta – argumentował Gowin.
Dziewięć osób oceni granice wolności
Projekt zakłada m.in. utworzenie komisji do spraw wolności w systemie szkolnictwa wyższego i nauki. W jej skład ma wejść dziewięć osób: czterech powoła minister, pozostałych przedstawiciele Parlamentu Studentów RP, Krajowa Reprezentacja Doktorantów oraz Rada Główna Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Kadencja komisji ma trwać pięć lat, a praca pierwszego zespołu rozpocznie się 1 października 2020 r.
Nowelizacja zakłada, że członkiem komisji mogą być wyłącznie osoby "bezstronne, które mają nieposzlakowaną opinię i przestrzegają zasad etyki naukowej".
Nauczyciel akademicki, pracownik naukowy, student i doktorat, którego "wolności zostały zagrożone lub naruszone, może zwrócić się do komisji z wnioskiem o przedstawienie rekomendacji w jego sprawie". W praktyce może to dotyczyć np. wykładów, których odwołania domaga się jakaś część społeczności akademickiej czy postępowań dyscyplinarnych takich, jak w przypadku prof. Budzyńskiej.
Komisja będzie miała 14 dni na przedstawienie uczelni rekomendacji w każdej z takich spraw, ale rekomendacja ta nie będzie wiążąca.
Ochrona życia poczętego i filozofia Marksa
- To wstydliwe, że takie regulacje w ogóle muszą być wprowadzane. Etos i tradycja uczelni powinny być gwarancją wolności, ale tak się nie dzieje. Mamy do czynienia z agresją ideologiczną i dlatego rozwiązania ustawowe są potrzebne - twierdzi Gowin. Zapewnia, że dotyczy to wszystkich poglądów. - Już wcześniej mówiłem, że będę bronił również tych, którzy zajmują się na przykład gender studies - twierdzi.
- W zeszłym roku mieliśmy dwie głośne próby zakazywania wykładów. Jeden dotyczył występu na uczelni specjalistki od ochrony życia poczętego, którego władze jednej z uczelni zakazały. Druga to seminarium koła naukowego na temat filozofii marksistowskiej, którego władze zakazać próbowały - przypomina. I dodaje: - Oba przypadki uważam za równie naganne.
Gowin przewiduje, że komisja będzie zajmować się kilkunastoma przypadkami rocznie. - Liczę, że te przepisy wywołają refleksję po stronie środowisk naukowych - twierdzi.
Gowin odrzuca projekt Ordo Iuris
Wcześniej projekt zmian w kwestii dyscypliny i wolności na uczelniach zaproponowali prawnicy z ultrakonserwatywnego instytutu Ordo Iuris. Zakładał on m.in., że wykładowcy powinni mieć obowiązek nauczać zgodnie z "aksjologią państwa" i w "duchu wartości chrześcijańskich".
Ordo Iuris chciało, by wolności słowa strzegła dwustopniowa komisja dyscyplinarna, której pierwszy stopień byłby powoływany przez radę uczelni - w połowie złożonej z ludzi spoza niej, a drugi - przez ministra.
Te pomysły krytycznie ocenił Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej. "Jarosław Gowin oddał pełnię władzy na uczelniach rektorom, a teraz chce ustanowić nad nimi kontrolę polityczną. Polityczny nadzór nie przywróci jednak zaburzonej równowagi. Konieczne jest przywrócenie mechanizmów demokratycznej kolegialności akademickiej, wzmocnienie podmiotowości pracowników i ograniczenie arbitralnej władzy rektorów. Ponadto należy rozważyć zmniejszenie wpływu rektorów na uczelniane komisje dyscyplinarne" – czytamy w oświadczeniu KKHP.
Gowin ostatecznie nie skorzystał z zaproponowanych mu przez Ordo Iuris rozwiązań. Dlaczego? - Cieszymy się z tej inicjatywy, ale uważam, że rozwiązania prawne w takich sprawach powinny powstawać w ministerstwie - uciął.
Autorka/Autor: Justyna Suchecka//rzw
Źródło: tvn24.pl