W niedzielę weszła w życie ustawa o pomocy niepełnosprawnym, która zakłada dla nich między innymi szybszy dostęp na rehabilitację oraz do lekarza specjalisty. - Należy podkreślić, że ta ustawa rozwiązuje jedynie problem medyczny, ale nie wszystkie nasze problemy, bo w dalszym ciągu nie mamy minimum socjalnego i tylko 800 złotych na życie - zaznaczył we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 Jakub Hartwich, jeden z niepełnosprawnych, którzy wraz z rodzicami protestował przez kilkadziesiąt dni w Sejmie.
1 lipca weszła w życie ustawa o szczególnych rozwiązaniach wspierających osoby ze znacznym stopniem niepełnosprawności. Mają między innymi otrzymać nielimitowany dostęp do wyrobów medycznych oraz do rehabilitacji i pomocy lekarza specjalisty.
- Chcemy wierzyć, że to realne. Kiedy pytałam się o wizytę u okulisty, powiedziano, że będzie to wizyta w 2021 roku i nikogo z kolejki się nie wyrzuci - mówiła we "Wstajesz i wiesz" w TVN24 matka Jakuba Iwona Hartwich, która również brała udział w kilkudziesięciodniowym proteście.
"Nie można naprawić służby zdrowia w dwa miesiące"
- Zobaczymy, jak będzie dzisiaj. Dziś tam pojedziemy, spróbujemy zarejestrować się na szybszy termin do okulisty. Pojedziemy też do ośrodka rehabilitacyjnego. Być może zmieni się to tak szybko, że znajdzie się termin za siedem dni. Mocno trzymamy kciuki, żeby to się udało, był to przecież nasz postulat: żeby osoby ze znacznym stopniem (niepełnosprawności) dostawały się bez kolejki (do lekarza specjalisty) i na rehabilitację - mówiła Hartwich.
- Dziś jest ten dzień, gdzie to sprawdzamy. Jeżeli by to działało, to bardzo dobrze. Należy podkreślić, że ta ustawa rozwiązuje jedynie problem medyczny, ale nie wszystkie nasze problemy, bo w dalszym ciągu nie mamy minimum socjalnego i tylko 800 złotych na życie - mówił z kolei Jakub Hartwich dodając, że "nie można uzdrowić całego systemu, naprawić służby zdrowia w dwa miesiące".
"Ustawa to nie jest odpowiedź na nasz postulat z Sejmu"
Protest opiekunów osób niepełnosprawnych i ich podopiecznych w Sejmie trwał od 18 kwietnia do 27 maja. Protestujący zgłaszali dwa postulaty - zrównania renty socjalnej z minimalną rentą z tytułu niezdolności do pracy oraz wprowadzenia dodatku "na życie", zwanego też "rehabilitacyjnym" dla osób niepełnosprawnych niezdolnych do samodzielnej egzystencji po ukończeniu 18. roku życia w kwocie 500 złotych miesięcznie.
Protestujący przekonywali, że zrealizowano jeden ich postulat - podniesienie renty socjalnej. Zgodnie z już opublikowaną ustawą wzrośnie ona z 865,03 zł do 1029,80 zł. Nowa regulacja ma wejść w życie 1 września 2018 roku z mocą od 1 czerwca.
Iwona Hartwich pytana o niezrealizowany postulat odpowiedziała, że "jest on nadal aktualny". - Ustawa to nie jest odpowiedź na nasz postulat z Sejmu. W Sejmie byliśmy po to, żeby pokazać rządowi, że trzeba wspomóc osoby niepełnosprawne. Bo to nie tylko rehabilitacja i pampersy są osobom niepełnosprawnym potrzebne do życia - powiedziała. Hartwich tłumaczyła, że osoby niepełnosprawne żyją za niespełna 750 złotych renty socjalnej oraz dodatkowo za 150 złotych zasiłku pielęgnacyjnego i stan ten trwa od 13 lat. - Nie spoczniemy, dopóki nie zawalczymy o minimum socjalne dla takich osób. Z tego miejsca apeluję do minister (Elżbiety) Rafalskiej, żeby natychmiast obliczyła minimum socjalne dla osoby niepełnosprawnej. Nie można żyć za 750 złotych - stwierdziła Hartwich. - Podczas protestu mieliśmy nadzieję, że prezydent (…) pomoże tym osobom. Dzisiaj wygląda to w ten sposób, że nasze państwo nie chce pomagać takim osobom - oceniła matka niepełnosprawnego Jakuba.
"500 plus dadzą każdemu, kto wyciągnie rękę, a nas sprawdzają"
Przed jednym z ośrodków rehabilitacyjnych w Toruniu, razem z Iwoną i Jakubem Hartwichem pojawiły się inne rodziny, chcące sprawdzić, czy niedzielna ustawa rzeczywiście wprowadziła znaczące zmiany w ustaleniu terminu do lekarza specjalisty lub na rehabilitację.
- Prawo i Sprawiedliwość przekazało społeczeństwu, że tak nam dobrze będzie się żyło od 1 lipca, że znikną wszystkie problemy. Teraz się dowiemy, jaki termin został dla nas przygotowany - mówiła Marzena Stanewicz, jedna z osób, które brały udział w proteście niepełnosprawnych w Sejmie. Zgromadzone rodziny podkreślały, że ustawa nie jest odpowiedzią na to, czego domagali się w Sejmie. - Cały czas mówiliśmy o zabezpieczeniu osób niepełnosprawnych w stopniu znacznym, o ich godne życie, o minimum socjalne. Ta ustawa nie spełnia oczekiwań osób niepełnosprawnych, wręcz przeciwnie: zawiera wiele błędów, a jednym z nich jest to, że zostały wykluczone z tej ustawy dzieci, (…) a Prawo i Sprawiedliwość zapowiadało, że będzie to dotyczyło wszystkich ze znacznym stopniem niepełnosprawności - komentuje druga matka niepełnosprawnego.
Matki pytane o wspomniany już postulat 500 złotych dla osoby niepełnosprawnej, utrzymują, że "postulat jest aktualny". - Cały czas mówimy o tym, że te osoby (niepełnosprawne - red.) nie mają za co żyć, nie mają za co się usprawniać. 900 złotych jest kwotą śmieszną - mówiła jedna z kobiet.
- 500 plus dadzą każdemu, kto wyciągnie rękę, teraz 300 złotych na wyprawkę szkolną. Dostaje każdy, nikt nie sprawdza, czy ta osoba wyda to na książki i zeszyty. A nas sprawdzają tak, jakbyśmy trwonili te pieniądze na prawo i lewo, jakbyśmy naszym dzieciom zabierali te pieniądze. Gdybyśmy chcieli dzieciom zabrać pieniądze, to byśmy się nimi nie zajmowali, oddalibyśmy je do ośrodków - kontynuuje. - Nie tylko rodzice decydują o potrzebach dzieci, bo te osoby ze stopniem znacznym, ale w normie intelektualnej same wiedzą na co wydać i co jest im potrzebne - dodała jedna z kobiet, na co odpowiedział Jakub Hartwich.
- Walczymy o to, żeby osoby niepełnosprawne mogły w naszym kraju normalnie żyć. Nie można budować systemu od tyłu. Każdy system w Unii Europejskiej zaczyna się od finansów dla takiej osoby, za co ona się utrzymuje, rehabilituje i żyje w społeczeństwie - powiedział Hartwich.
"Termin siedmiu dni nie dotyczy rehabilitacji"
Do nowo przyjętej ustawy odniosła się przedstawicielka przychodni ośrodka rehabilitacyjnego w Toruniu. - Osoby niepełnosprawne o stopniu znacznym mają taką możliwość, żeby w ciągu siedmiu dni roboczych dostać się do lekarza specjalisty, czyli w naszym przypadku do lekarza rehabilitacji. Jak będzie zlecona rehabilitacja, zostanie wyznaczony termin w najbliższym możliwym czasie, ale na pewno nie będzie to siedem dni roboczych - powiedziała.
Zastrzegła ona jednak, że termin siedmiu dni nie dotyczy rehabilitacji. - Byłam na spotkaniu w Bydgoszczy, organizowanym przed bydgoski oddział Narodowego Funduszu Zdrowia i zostało wyraźnie powiedziane, że termin siedmiu dni nie dotyczy rehabilitacji. (...) Pacjent w ciągu siedmiu dni dostanie się do ośrodka, ale nie na rehabilitację - podkreśliła.
Autor: akw\mtom / Źródło: tvn24