- "Inka" to kobieta, która posiada to "coś". Gdyby wędrowała ulicą, wiele męskich oczu byłoby na nią skierowanych - mówił w TVN24 dziennikarz śledczy "Dziennika" Robert Zieliński. To właśnie Halina G. wystawiła byłego ministra sportu pod lufę płatnego zabójcy. Teraz, po odsiedzeniu wyroku, "femme fatale" zmienia tożsamość i... otrzymuje od Austrii dożywotnią pensję.
Jak dowiedział się "Dziennik", Halina G., została objęta austriackim programem ochrony świadka koronnego. Wszystko to w zamian za złożenie przed ośmioma laty zeznań obciążających jej byłego "pracodawcę", gangstera Jeremiasza B. - To Austriacy zaproponowali "Ince" status świadka specjalnego, czyli odpowiednika naszego koronnego. Poszła z nimi na współpracę. W zamian za pogrążenie "Baraniny" wynegocjowała sobie korzystne warunki: wysoką pensję, nową tożsamość i pomoc w starcie w nowe życie - ujawnił "Dziennikowi" jeden z rozmówców z CBŚ.
W Polsce nie można było, ale w Austrii tak
Robert Zieliński, dziennikarz śledczy "Dziennika", powiedział w TVN24, że od samego początku także polska prokuratura miała ochotę zaproponować "Ince" status świadka koronnego. To jej zeznania pozwoliły ustalić, kto zastrzelił Dębskiego - i kto zlecił zabójstwo. Polskie prawo nie pozwalało jednak na objęcie "Inki" statusem świadka koronnego, bo uczestniczyła w zabójstwie. To ona przecież wyprowadziła ofiarę pod lufę zabójcy. Agenci CBŚ szybko znaleźli sposób na to, jak zaproponować Halinie B. propozycję, której nie odrzuci - austriacki status świadka specjalnego.
- Dzięki jej zeznaniom Austriacy zrozumieli, jaką grę "Baranina" prowadził z nimi przez lata - powiedział anonimowy oficer CBŚ. Chodzi o tajną współpracę Jeremiasza B. z austriacką policją. Polski gangster współpracował z austriacką policją - ale donosił tylko na tych bandytów, którzy konkurowali z nim np. w organizacji handlu narkotykami.
"Ona każdego zdradzała"
- Ona każdego zdradzała: swojego pierwszego chłopaka, warszawskiego gangstera, porzuciła dla innych, bogatszych. "Baraninę", który jej ojcował, również zdradziła. Nie jest wykluczone, że teraz zdradzi Austriaków, a także męża, którego poślubiła za kratkami więzienia. To prawdziwa niebezpieczna femme fatale - powiedział "Dziennikowi" jeden z warszawskich prokuratorów.
"Ona wraca do przestępców"
Robert Zieliński, dziennikarz śledczy "Dziennika, jako jeden z nielicznych dziennikarzy miał okazję spotkać się z "Inką" twarzą w twarz. - To kobieta, która posiada to "coś". Gdyby wędrowała ulicą, wiele męskich oczu byłoby na nią skierowanych - mówił w TVN24 dziennikarz. Według niego, "historia życia Inki wskazuje na to, że ona wraca do przestępców". - Lubi to środowisko - mówił dziennikarz. - Teraz dostaje nową szansę. To od niej zależy, czy ją wykorzysta, czy wróci za kraty - ocenił Zieliński.
Po ośmiu latach na wolności
O "Ince" stało się znów głośno, kiedy w Wielką Sobotę, dokładnie w osiem lat po zabójstwie Jacka Dębskiego, opuściła kobiece więzienie na warszawskim Grochowie. Nigdy nie pokazała swojej twarzy, nigdy nie chciała rozmawiać z dziennikarzami i nigdy nie wzięła na siebie odpowiedzialności za śmierć byłego ministra sportu. A to właśnie ona zdaniem sądu, na zlecenie Jeremiasza B. (ps. "Baranina"), wystawiła Jacka Dębskiego pod lufę płatnego zabójcy "Saszy".
Źródło: "Dziennik", TVN24