Grupa migrantów - wśród których znajdowały się kobiety z kilkuletnimi dziećmi - która znalazła się na terytorium Polski została odesłana na granicę z Białorusią. Reporterzy TVN24 próbują ustalić, dokąd dokładnie: czy na przejście graniczne, czy do lasu, czy na teren konkretnej miejscowości. Straż Graniczna przekazuje tylko, że migranci zawróceni zostali "do linii granicy państwowej". I - powołując się na ograniczenie dostępu do informacji dotyczącej czynności prowadzonych na obszarze objętym stanem wyjątkowym w związku z ochroną granicy państwowej - odmawia udzielenia szczegółowych informacji.
Jak informuje rzeczniczka Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej major Katarzyna Zdanowicz, w poniedziałek (27 września) rano we wsi Szymki zatrzymano 26 obywateli Iraku, w tym kobiety i kilkuletnie dzieci, którzy nielegalnie przekroczyli granicę polsko-białoruską.
- Osoby te zostały przewiezione do placówki Straży Granicznej w Michałowie w celu zweryfikowania ich stanu zdrowia oraz sprawdzenia warunków i celu wjazdu na teren naszego kraju - przekazuje Zdanowicz.
W środę rzeczniczka prasowa Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej przekazała w rozmowie z reporterką TVN24 Martą Abramczyk, że wobec migrantów "zastosowano procedurę zgodnie z rozporządzeniem". Nie wyjaśniła jednak, jakie są dalsze losy zawróconej grupy.
CZYTAJ WIĘCEJ. Co się stało z dziećmi z Michałowa
Dokąd trafili migranici z dziećmi? Straż graniczna: do linii granicy państwowej
Nie wiadomo więc, co stało się z migrantami - wśród których były kobiety i dzieci - ani w jakim stanie byli, gdy transportowano ich "do linii granicy państwowej". Nie wiadomo też, dokąd dokładnie grupa została przewieziona. - Czy do lasu, czy na przykład na przejście graniczne - mówi Adrian Zaborowski, reporter TVN24. I dodaje: - Pojawia się pytanie, ile w tej grupie było dzieci, ile było kobiet. To próbujemy ustalić.
Zdanowicz dopytywana - w wiadomości mailowej przez reporterkę TVN24 - o to, gdzie trafiła grupa migrantów z Michałowa, powołuje się na rozporządzenie Rady Ministrów z dnia 2 września 2021 roku w sprawie ograniczeń wolności i praw w związku z wprowadzeniem stanu wyjątkowego. Jak informuje, to rozporządzenie wprowadza "ograniczenie dostępu do informacji dotyczącej czynności prowadzonych na obszarze objętym stanem wyjątkowym w związku z ochroną granicy państwowej oraz zapobieganiem i przeciwdziałaniem nielegalnej migracji". - W związku z czym dodatkowe informacje (...) nie mogą być udostępnione - przekazała rzeczniczka Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej
"Nieludzki ping-pong"
To, co stało się z migrantami z Michałowa w "Faktach po Faktach" komentowali dziennikarka "Gazety Wyborczej" z Białegostoku Joanna Klimowicz i Dyrektor Generalny Polskiego Komitetu Narodowego UNICEF Marek Krupiński.
- Procedura push-back na tym polega, że są [migranci - red.] odwożeni do linii granicy, wyrzucani w środku lasu niezależnie od warunków atmosferycznych (…) i wypychani w stronę Białorusi. Tam spotykają pograniczników białoruskich, którzy stosują tę samą procedurę, wypychając ich do Polski – tłumaczyła Joanna Klimowicz. Jak dodała, "to jest błędne koło".
- Oni mówią o tym, że jest to nieludzki ping-pong. Są ofiarami tego systemu, zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie granicy. Mam przekonanie, że tak się stało w przypadku tej grupy z Michałowa - oceniła.
Marek Krupiński poinformował, że przygotowywany jest raport, który ma trafić na biurko premiera Mateusza Morawieckiego. - Będziemy żądali wyjaśnieni, bo to, co się dzieje, to skandal. Polska łamie konwencję, której sama była autorem i sama ją podpisała. Ratyfikowaliśmy konwencję o prawach dziecka - podkreślił.
Źródło: TVN24 Białystok
Źródło zdjęcia głównego: TVN24