Placówka medyczna nie powinna mieć klauzuli sumienia. Wszyscy płacimy składki zdrowotne i wszyscy powinni mieć możliwość korzystania z tych świadczeń zdrowotnych, które są w zakresie umowy NFZ - powiedziała w TVN24 ginekolożka dr Anna Orawiec, autorka bloga Doktor Ashtanga. Mówiła również o tzw. tabletce "dzień po". W jej ocenie "więcej emocji powinna budzić niechciana ciąża albo ciąża nastolatki niż zastosowanie tabletki awaryjnej".
- Ginekologia i medycyna stoją na stanowisku, że kobieta, para, ma możliwość świadomego decydowania o tym, kiedy i w jaki sposób chce zajść w ciążę. I w momencie, kiedy dojdzie do takiej sytuacji, że antykoncepcja awaryjna będzie nam potrzebna, to uważam, że to jest nowy wynalazek medycyny, że do 120 godzin od niezabezpieczonego stosunku, od stosunku, gdzie zabezpieczenie zawiodło, gdzie w jakiś sposób po prostu ta antykoncepcja stosowana nie zadziałała, my możemy w dalszym ciągu bezpiecznie skorzystać z tej metody awaryjnej - mówiła w TVN24 ginekolożka dr Anna Orawiec, autorka bloga Doktor Ashtanga.
Pytana, co powinniśmy wiedzieć o antykoncepcji awaryjnej odparła, że musi być ona "przede wszystkim bezpieczna". - Oczywiście powinna być stosowana tylko i wyłącznie w sytuacjach awaryjnych. (...) To nie jest kwestia tego, że nastolatka czy osoba, która nie chce mieć dziecka, powinna się tak zabezpieczać na stałe. Aczkolwiek też nie ma takiej ilości tabletek dozwolonych, które można by było zastosować, więc oczywiście edukacja na temat tego, jak się zabezpieczać, pamięć, że tabletka awaryjna to jest tabletka, która jest w stanie nas ochronić przed niechcianą ciążą, że im szybciej ją zażyjemy, tym ma większą skuteczność, że to nie jest tabletka wczesnoporonna - mówiła ginekolożka.
Wyjaśniła, że jest to tabletka, która zapobiega owulacji bądź przesuwa ją w czasie. - Czyli jeżeli już dojdzie do zapłodnienia, to ta tabletka nie będzie miała negatywnego wpływu na przebieg ciąży, na rozwój zarodka. Także tutaj też żadnych takich obaw nie powinno być - uspokajała.
W jej ocenie "więcej emocji powinna budzić niechciana ciąża albo ciąża nastolatki niż zastosowanie tabletki awaryjnej".
"Placówka medyczna nie powinna mieć klauzuli sumienia"
Minister zdrowia Izabela Leszczyna przedstawiła w środę projekt dla kobiet "Bezpieczna, świadoma ja". Mówiła między innymi o aborcji. - Minister zdrowia i na pewno lekarze, szpitale, wszystkie oddziały ginekologiczno-położnicze muszą zapewnić bezpieczeństwo kobietom, które zgłaszają się do szpitala, bo ich zdrowiu lub życiu zagraża ciąża - podkreśliła.
Wyjaśniała, że "jeśli mówimy o zagrożeniu zdrowia albo życia kobiety, to lekarz nie może powołać się na tak zwaną klauzulę sumienia". - Przypomnimy i zmienimy przepisy w ogólnych warunkach umów NFZ z oddziałami ginekologiczno-położniczymi. (...) Kierownik placówki, która ma taki kontrakt z NFZ, musi zapewnić terminację ciąży zgodną z polskim prawem, czyli w tych dwóch przypadkach - podkreśliła. Zapowiedziała, że "nie będzie list szpitali, w których się terminuje ciąże, i takich, gdzie się tego nie robi". - Chcesz mieć kontrakt z NFZ? No to musisz wykonywać koszyk świadczeń, za który dostajesz pieniądze. Inaczej tego kontraktu po prostu mieć nie będziesz - mówiła minister.
- Uważam, że placówka medyczna nie powinna mieć klauzuli sumienia. Wszyscy płacimy składki zdrowotne i wszyscy powinni mieć możliwość korzystania z tych świadczeń zdrowotnych, które są w zakresie umowy NFZ - skomentowała w TVN24 dr Orawiec.
Pytana, jaki kształt jej zdaniem powinna mieć ustawa dotycząca terminacji ciąży, odparła, że "te świadczenia dla każdej kobiety bez podawania przyczyny powinny być dostępne do dwunastego tygodnia". - Powinna ona sama zdecydować, czy taką procedurę chce przeprowadzić w domu, czyli na przykład idzie do lekarza, mówi, że ma taki problem, chce uzyskać pomoc. Lekarz udziela informacji medycznej, jak należy tą procedurę przeprowadzić. Pacjentka wraca do domu z zaleceniami. Ta aborcja farmakologiczna jest dokonywana w czterech ścianach i potem zgłasza się na kontrolę. Dla niektórych pacjentek mogłoby być takie świadczenie w szpitalu, jeżeli by miały potrzebę być pod większym nadzorem - mówiła ginekolożka.
Według niej "dla kobiet, które borykają się z nieprawidłowościami płodu, to ta możliwość powinna być rozszerzona do dwudziestego czwartego tygodnia minimum, a jeżeli płód ma stwierdzoną taką nieprawidłowość, że uniemożliwia samodzielne życie, to nawet do końca ciąży". - W sytuacjach zagrożenia życia i zdrowia to oczywiście też bezterminowo - dodała.
Na pytanie, czy informacja o takim zabiegu powinna znajdować się w dokumentacji medycznej odparła, że "nie ma takiego powodu, dla którego miałaby się znajdować". - Polki, co piąta, szósta kobieta w ciąży doświadcza poronienia i te poronienia nigdzie nie są dokumentowane. Z punktu widzenia zdrowotnego ja tego nie jestem w stanie uzasadnić - stwierdziła.
W ocenie ginekolożki "pierwszym krokiem", powinna być dekryminalizacja aborcji. - Bo tak naprawdę kobieta w Polsce za dokonanie aborcji nie jest karana. Karane jest pomaganie, karani są lekarze i sądzę, że ta opieka zdrowotna i też komfort lekarzy zdecydowanie by się zmienił, gdyby nie groziła za to odpowiedzialność karna - stwierdziła. Dodała, że "drugi krok to odbudowanie zaufania pacjentek do lekarzy i jak najszersze możliwości decyzyjne, jeżeli chodzi o zdrowie prokreacyjne".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock