Szef straży granicznej Marek Łapiński dostał awans generalski. Drogę od kapitana do generała pokonał w wyjątkowo krótkim czasie. Sprawę zbadał Arkadiusz Wierzuk z programu "Czarno na białym".
16 maja w Zamościu - rodzinnym mieście Marka Łapińskiego - straż graniczna świętowała swoje 26-lecie. I to właśnie tam szef straży otrzymał prestiżowy awans.
Nominacja nie budziłaby wątpliwości, gdyby nie fakt, że Marek Łapiński jeszcze półtora roku temu, w stopniu kapitana, przebywał na emeryturze. W grudniu 2015 roku, gdy powołano go na stanowisko szefa straży granicznej, kapitan Łapiński został majorem. Po pięciu miesiącach był już podpułkownikiem, po kolejnych czterech - pułkownikiem. Osiem miesięcy zajęła mu nominacja generalska. W sumie generałem stał się w rok i pięć miesięcy.
"Jakby wikary został biskupem"
To jest taki błyskawiczny awans, jakby wikary został biskupem w ciągu, powiedzmy sobie, pięciu, sześciu lat - skomentował generał Mieczysław Bieniek, który, jak sam przyznaje, na swój awans generalski w wojsku czekał ponad 20 lat, dowodząc w tym czasie misjami pokojowymi na Bliskim Wschodzie, Afryce i na Bałkanach. Był jednym z dowódców w kwaterze NATO.
Jego zdaniem awans Marka Łapińskiego szkodzi Straży Granicznej. - On nieco demoralizuje tychże funkcjonariuszy Straży Granicznej, którzy ciężką pracą zdobywają doświadczenie i kolejne awanse - stwierdził generał Bieniek.
- Jest to szok, duże niezrozumienie - uważa z kolei generał Roman Polko, który na awans generalski czekał 13 lat. Dowodził GROM-em i jednostkami specjalnymi w kraju, Afganistanie, Iraku, był wiceszefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego.
I choć w armii generał musi ukończyć Akademię Obrony Narodowej, a stopnie są uzależnione od stanowisk, to ten awans w Straży Granicznej - jak uważa generał Polko - nastąpił za szybko. - Taki niespodziewany powrót, a później jeszcze nominacje w krótkim czasie przez dwa korpusy oficerskie, bo to jest istotne, jest czymś naprawdę wyjątkowym i ja nie znam drugiego takiego przypadku.
"Taka jest rzeczywistość polskich służb"
- Ja mogę tylko zazdrościć, bo przez sześć lat mojego dowodzenia w Straży Granicznej na stanowisku zastępcy komendanta głównego do spraw operacyjnych dochrapałem się tylko stopnia podpułkownika - powiedział były wiceszef MSWiA, były zastępca Komendanta Głównego Straży Granicznej Wojciech Brochwicz.
Nie widzi on jednak w tak szybkim awansie nic dziwnego. - Taka jest rzeczywistość polskich służb, takie są potrzeby - ocenił. Bo jego zdaniem, szef służby granicznej musi mieć odpowiednią rangę, żeby być partnerem dla szefów innych służb w kraju czy swoich odpowiedników za granicą.
- Często myśli się pagonami. Czyli ocenia się ludzi nie według tego, co mają do powiedzenia, tylko według tego, co mają na naramiennikach. Jeśli spotykasz się z generałem z armii, to bez względu na to, czy to jest czołgista, czy szpieg, czy logistyk, dopóki sam nie będziesz generałem, on nie będzie cię po prostu słuchał - stwierdził Brochwicz.
Błyskawiczny awans Łapińskiego umożliwiła ustawa o Straży Granicznej z 1990 roku.
"W przypadkach zasługujących na szczególne wyróżnienie funkcjonariusza posiadającego pozytywną opinię służbową oraz szczególne kwalifikacje zawodowe lub umiejętności do pełnienia służby można mianować na wyższy stopień przed upływem (wymaganych - przyp. red.) okresów (…)" - można przeczytać w tekście ustawy. O awans generalski dla Marka Łapińskiego wnioskował do prezydenta Andrzeja Dudy sam minister Mariusz Błaszczak.
Błaszczak odpiera jednak zarzuty pod adresem Łapińskiego, wyliczając jego zasługi, takie jak doprowadzenie do powstania polskiej siedziby Frontexu czy ochrona polskich granic przed "szturmem muzułmańskich uchodźców".
Pensja bez obowiązków
Po pracy jako dyrektor Zarządu Straży Granicznej Łapiński trafił do tak zwanej "zamrażarki" - był w dyspozycji Komendanta Głównego Straży. I jak ustalił dziennikarz śledczy tvn24.pl Robert Zieliński, mimo że Marek Łapiński nie wykonywał w tym czasie żadnych zadań, dostawał miesięcznie pensję w wysokości około 10 tysięcy złotych. - Sądzę, że nawet jest to na swój sposób rekord świata. Wysoki urzędnik państwowy, funkcjonariusz, który pięć lat pobiera wysoką pensję i nie musi nic robić - komentował Zieliński.
"Kariera iście napoleońska"
Marek Łapiński wrócił do służby i stanął na czele potężnej formacji o uprawnieniach policyjnych, która liczy kilkanaście tysięcy funkcjonariuszy.
Według byłego szefa MSWiA Marka Biernackiego, wybór Łapińskiego na to stanowisko był polityczny. - Nie liczy się fachowość, nie liczą się zasługi, tylko liczy się lojalność partyjna, a tutaj możemy tego określenia użyć, ponieważ awans w ciągu półtora roku z kapitana na generała, to nawet nie jest kariera iście napoleońska - stwierdził Biernacki.
Autor: azb//now/jb / Źródło: tvn24