Rozbudowa amerykańskich sztabów i logistyki w Polsce jest lepsza niż przysyłanie kolejnych jednostek bojowych – uważa były dowódca sił lądowych USA w Europie generał Ben Hodges. W rozmowie z tvn24.pl tłumaczy, że dzięki temu w razie zagrożenia cała trudna do zbudowania infrastruktura będzie gotowa, a dodatkowe oddziały będą mogły przybyć bardzo łatwo.
Zgodnie z dokumentami podpisanymi we wrześniu przez prezydenta Andrzeja Dudę i prezydenta USA Donalda Trumpa liczba amerykańskich wojskowych w Polsce wzrośnie z około 4,5 tysiąca do około 5,5 tysiąca. Nowi żołnierze trafią przede wszystkim do sześciu garnizonów w zachodniej i centralnej części kraju, w połowie z nich zostaną umieszczone struktury odpowiedzialne za dowodzenie i logistykę. W Poznaniu uruchomiono amerykańskie wysunięte dowództwo szczebla dywizji, lotnisko we Wrocławiu ma stać się bazą przeładunkową, a w Powidzu w Wielkopolsce – prócz innych oddziałów z USA – zostanie umieszczony batalion bojowego wsparcia logistycznego.
Generał Ben Hodges, który dowodził siłami lądowymi USA w Europie od 2014 do 2017 roku, a więc już po rosyjskiej inwazji na Ukrainę, cieszy się z polsko-amerykańskich ustaleń. – Zawsze chciałem, żeby więcej amerykańskich żołnierzy było obecnych w Polsce, jak również w Estonii, Łotwie, Litwie, Rumunii i Bułgarii – zaznaczył generał, który dziś jest związany z think tankiem Center for European Policy Analysis (CEPA).
W ubiegłym roku Hodges opublikował w Politico artykuł zatytułowany "Nie umieszczajcie amerykańskich baz w Polsce" ("Don't put US bases in Poland"). Wskazywał w nim, że ustanowienie stałej obecności wojskowej USA w Polsce grozi podważeniem jedności w gronie członków Sojuszu Północnoatlantyckiego. A jedność sojuszników – podkreślał – jest tym, co czyni NATO najbardziej udanym sojuszem wojskowym w historii. Odniósł się w ten sposób do tak zwanego Fortu Trump, jak przez pewien czas przedstawiciele polskich władz nazywali pomysł utworzenia nad Wisłą stałej bazy amerykańskiej.
– Przed rokiem byłem nieco sceptyczny, bo niepokoiło mnie, jak nacisk na stałe stacjonowanie wojsk wpłynie na spójność Sojuszu Północnoatlantyckiego – tłumaczy teraz Hodges. – Nie byłem pewny, czy administracja w Waszyngtonie wykona całą tą dyplomatyczną pracę potrzebną do zbudowania poparcia i wyjaśnienia, co robimy – dodaje.
Jego sceptycyzm początkowo budził także rodzaj oddziałów, jakie miały być wysłane do Polski. Jednak ostateczne ustalenia polsko-amerykańskie są zdaniem Hodgesa pozytywne. – Decyzja, która została podjęta, jest dokładanie taka, jak to, co moim zdaniem było nam potrzebne: logistyka, obrona powietrzna, rozpoznanie, rozbudowa sztabów. Jestem więc całkiem zadowolony i usatysfakcjonowany tym, co zostało osiągnięte. Nie sądzę, żeby wpłynęło to negatywnie na spójność NATO. W rzeczywistości jest przeciwnie – mówi generał.
Jego zdaniem więcej żołnierzy w sztabach i logistyce, to lepszy ruch niż przysyłanie kolejnych jednostek bojowych. W odstraszaniu, czyli postawie, jaką NATO prezentuje wobec Rosji, chodzi bowiem o posiadanie konkretnych zdolności – tłumaczy Hodges.
– Gdy przywódcy Federacji Rosyjskiej przyglądają się Polsce, widzą nie tylko bardzo dobre Wojsko Polskie, ale także amerykańską brygadę pancerną, amerykańską obronę powietrzną i przeciwrakietową, amerykańską wzmocnioną wysuniętą obecność [tak nazywany jest batalion NATO, który w Polsce tworzą głównie żołnierze z USA – przyp. red.], amerykańskie lotnictwo i zwiększające się możliwości logistyczne. Gdy widzą logistykę, to myślą, że to jest coś poważnego. Gdyby nie widzieli infrastruktury logistycznej albo odpowiednich struktur dowodzenia, to wiedzieliby, że nie podchodzimy na poważnie do gotowości do walki – przekonuje generał.
Według niego, przygotowania logistyczne są dla wojskowych znakiem, że dzieje się coś poważnego. – Gdy dowodziłem siłami lądowymi USA w Europie i słyszałem o dużych rosyjskich ćwiczeniach wojskowych, pytałem, czy powstaje tam jakiś szpital polowy. Jeśli odpowiedź była przecząca, to oznaczało, że sprawa nie jest poważna, to tylko ćwiczenia. Ale gdyby było widać przygotowania logistyczne, konieczne do prowadzenia długotrwałej operacji, to przyciągnęłoby to moją uwagę – wyjaśnia Hodges.
I podkreśla: – To, na co dwaj prezydenci mądrze się zgodzili, to wykonanie wszystkich przygotowań logistycznych, które zajmują sporo czasu. To najtrudniejsze do wykonania i to już zostało zrobione. Więc jeśli doszłoby do kryzysu lub gdybyśmy go przewidywali, to cała ta trudna do zbudowania infrastruktura będzie gotowa, a dodatkowe – podkreślam dodatkowe – oddziały bojowe będą mogły przybyć bardzo łatwo.
Hodges – podobnie jak w głośnym artykule dla Politico przed rokiem – powtarza, że jedność 29 państw sojuszniczych jest dla NATO kluczową wartością. - Rosja nie zaatakuje 29 państw. Ale jeśli zobaczy pęknięcia, jeśli pomyśli, że może wyizolować części NATO poprzez dezinformację i inne naciski, wtedy ryzyko rośnie. Właściwie mogą rozpocząć atak na jakieś miejsce i rzucić nam wyzwanie, czy NATO jest w stanie ochronić swoich członków i czy nie odpowie, gdy jeden z członków zostanie zaatakowany. Dlatego jedność jest tak ważna – mówi generał.
Pytany o kolejne kroki, które NATO powinno podjąć na wschodniej flance, czyli na terytorium swoich najbardziej na wschód wysuniętych państw członkowskich, Hodges wymienia przede wszystkim położenie większego nacisku na region Morza Czarnego. – Myślę, że tam odbywa się prawdziwa rywalizacja – uważa były amerykański dowódca.
Jego zdaniem Sojusz powinien połączyć działania, jakie podjął już, rozmieszczając wielonarodowe bataliony w Polsce i państwach bałtyckich (co w żargonie dyplomatów i wojskowych jest nazywane wzmocnioną wysuniętą obecnością) i rozbudowując wielonarodowe struktury w Rumunii i Bułgarii (tzw. dopasowana wysunięta obecność).
– Zamiast wzmocnionej i dopasowanej wysuniętej obecności powinniśmy mieć spójność na całej długości frontu NATO. Za tym się kryje poprawiona mobilność, obrona powietrzna i przeciwrakietowa i struktury komunikacyjne. Polska jest dokładnie w środku tego wszystkiego – mówi Hodges.
Były amerykański dowódca podkreślił również, że nadal rozwijane powinno być dowództwo Wielonarodowego Korpusu Północ-Wschód, które od 20 lat działa w Szczecinie. Pięć lat temu, po rosyjskiej agresji na Ukrainę, NATO powierzyło korpusowi odpowiedzialność na nadzór i analizę sytuacji bezpieczeństwa w regionie Morza Bałtyckiego. – Chciałbym widzieć więcej wysiłków w tym kierunku – mówi Hodges.
Autor: Rafał Lesiecki (rafal_lesiecki@tvn.pl) / Źródło: tvn24.pl