|

W lesie nie zaśniesz legalnie? Tu nie dostaniesz mandatu 

Aktualnie czytasz: W lesie nie zaśniesz legalnie? Tu nie dostaniesz mandatu 
Źródło: Agata Hop /Ośrodek Kultury Leśnej w Gołuchowie /Uniwersytet Przyrodniczy

Tomek na wilka jeszcze musi poczekać, ale na koncie ma już spotkanie z "diabłem", który okazał się być szczekającym koziołkiem. Czasem do lasu wybiera się z żoną. Marek zabiera ze sobą syna, który też złapał bakcyla i już to jego – 13-latka - ciągnie w dzicz. Robert bierze do lasu… stołek, a my pytamy, czy nie nudno mu tak siedzieć godzinami w chaszczach.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Do niedawna oni i wszyscy inni, gdy chcieli spędzić noc w lesie, powinni byli wybrać miejsce do tego przeznaczone, jakiś kemping. Albo biwakować z duszą na ramieniu, że ktoś ich namierzy i wlepi mandat. Ale kilka miesięcy temu leśnicy otworzyli "furtkę", dzięki której w lesie można się przespać na legalu. Skończyła się zabawa w chowanego z leśnikami?

Nie do końca. Polskie prawo wciąż zabrania spania w lasach gdzie popadnie. Ta "furtka" to program pilotażowy Lasów Państwowych – niektóre nadleśnictwa zapraszają na noc, wystarczy napisać maila.

Miejsc na mapie do legalnego biwakowania przybywa, co wynika z ankiet ewaluacyjnych i pierwszych podsumowań projektu. Wypadło na plus.

Czy zbliża to nas do otwarcia lasów na człowieka? Ciągnie nas tam, jak wilki. W Skandynawii nie można wręcz odebrać nikomu prawa do bycia w lesie, kiedy chce i jak chce.

- Tam "bycie w lesie" jest elementem kultury. Skandynawowie mają wpajane od małego zachowania ekologiczne, stąd czują, że każdy osobiście jest odpowiedzialny za naturę – odpowiada przedstawicielka Lasów Państwowych. Polskie prawo chroni przyrodę, przed człowiekiem właśnie.

Bushcraft i survival
Bushcraft i survival
Źródło: TVN24

Oni mogą pomóc to zmieniać. Czekają na piątek, zmieniają służbowy outfit na ubłocone bojówki, a korporacyjne "bądźmy w kontakcie" na brak zasięgu. Miłośników spędzania czasu w kompletnej dziczy jest kilkadziesiąt tysięcy.

Może ustawodawca ich zauważy?

Tomasz

"Tomek w krainie kangurów". "Tomek w grobowcach faraonów". Tomek w lesie. Ten ostatni to nie bohater książek Alfreda Szklarskiego, ale ich wierny czytelnik. To właśnie w dzieciństwie pod ich wpływem stał się bushcraftowcem. Tylko długo nie wiedział, że to się właśnie tak nazywa.

- Ja mam zakodowane, że las to coś fajnego, przygoda, niewiadoma, jakieś niespodziewane spotkanie. Nigdy nie wiesz, kiedy do obozowiska podejdzie jakieś zwierzę. Na kilkanaście lat "zgubiłem" leśną pasję. Ale w typowo miejskim życiu czegoś mi brakowało, więc wróciłem – opowiada Tomasz Słomczyński.

Zgięty jak banan

Kiedy rozmawiamy, Tomasz jest na urlopie. Wygodny kurort nad morzem? Gdzie tam. Razem z rodziną zaszył się w agroturystyce. Oczywiście w pobliżu lasów, Lasów Mirachowskich.

– Mam ze sobą sprzęt do bushcraftu. Za dwa, może trzy dni, czmychnę z plecakiem do lasu na noc – deklaruje. Noc w lesie zupełnie go nie przeraża. – Wiem, że dla wielu osób noc w lesie pod gołym niebem to bariera nie do przekroczenia. Potrzebują złudnego poczucia bezpieczeństwa: czterech ścian i sufitu albo chociaż namiotu. Dla mnie nie ma różnicy, czy śpię w łóżku w jakimś ośrodku, czy między drzewami na hamaku albo gdzieś na karimacie. Wszędzie jest mi dobrze. Tylko na powietrzu ten sen trochę płytszy – mówi.

Choć gdyby miał wybór między karimatą a hamakiem, to wybrałby to pierwsze rozwiązanie. - W hamaku czuję się ściśnięty jak banan – opowiada.

Obozowisko w głuszy
Obozowisko w głuszy
Źródło: Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszubski

Ale to nie wygoda decyduje, na czym śpi. - Przed wyjściem planuję mniej więcej, gdzie będę spał. I już to planowanie ma dla mnie smak przygody. Jeśli teren jest płaski, to przyda mi się wygodna karimata dmuchana, śpiwór i tarp, żeby w razie deszczu się osłonić. Ale jeśli chcę nocować z widokiem na jezioro rynnowe, to spanie na stoku nie jest najlepszym pomysłem i lepiej wziąć hamak i elegancko go rozwiesić, gdzie mi pasuje – tłumaczy Tomasz.

- Dźwięki lasu w nocy są jak włączone radyjko w sypialni. Tylko na początku je słyszysz, potem zasypiasz. I tak samo jest tu. Wiesz, że po lewej stronie odezwał się puszczyk, gdzieś jest lelek. Coś zaszeleściło i nagle odpływasz, choć nie jest to twardy sen – opowiada.

W plecaku ma wszystko, co potrzebne: coś do spania, nóż, czasem podręczny toporek. Menażka do podgrzania wody – o ile będzie rozpalał ognisko. I sama woda, bo tej ze źródeł nie ufa. Do tego jakaś konserwa i kiełbaska do przekąszenia. Bo "w lesie raczej się nie je pomidorów i ogórków. To musi być coś energetycznego".

Cały ekwipunek powinien ważyć nie więcej niż 12 kilogramów. Ktoś to przecież musi dźwigać.

Gdy na biwak z nocowaniem w lesie wybierze się z żoną, menu nieco się zmienia. Tomasz może liczyć na leśny obiad. - Edyta zna się na polnych roślinach i wie, co można zjeść, a co nie. Dla mnie to zielsko, z którego ona robi świetne chwaszczaki – wspomina.

Chwaszczaki, czyli co? – dopytuję.

- To kotlety z roślin, które robi z dodatkiem mąki, smażone na patelni nad ogniskiem. Ostatnio były z pokrzyw i szczawiu. Olej i mąkę pakujemy wcześniej w małe słoiczki. Takie kotlety są naprawdę smaczne – zapewnia.

O przepis na chwaszczaki trudno, bo za każdym razem mam coś innego pod ręką. Zawsze najpierw trzeba sparzyć zebraną zieleninę we wrzącej wodzie. Potem dodać jajko lub olej, odrobinę mąki i ulubione przyprawy. Wszystko robię "na oko". Ważne jest, żeby powstała masa była dość kwaśna, bo same pokrzywy są mdłe. Jak mam za mało szczawiu lub szczawiku zwyczajnego, to dodaję cytryny. Do chwaszczaków często dodaję też bluszczyk kurdybanek.
Edyta Słomczyńska, żona Tomasza

Nie taki diabeł straszny

Statystyczny Kowalski w lesie najbardziej boi się spotkania z dziką zwierzyną. Tomasz – wydaje się - wręcz przeciwnie.

- Raz tylko widziałam z daleka wilka w Białowieży. Marzy mi się, żeby to powtórzyć. Oczywiście ja mogę sobie chcieć, ale to wilk musi "twierdzić", że mi się pokaże. To niesamowite zwierzęta. Dużo o nich czytam, zimą próbuję wytropić je po śladach. Nawet specjalnie jeżdżę w miejsca, gdzie wiadomo, że są watahy. A zawodowo ujmuję się czasem za nimi, gdy ktoś twierdzi, że to krwiożercze bestie – opowiada.

Czego obawiają się użytkownicy lasów?
Czego obawiają się użytkownicy lasów?
Źródło: TVN24

Na wilka wciąż czeka, ale na koncie ma już spotkanie z "diabłem".

- Trzy tygodnie temu pojechaliśmy z żoną w okolice Stegny. Jest tam wyznaczony obszar pilotażowy dla bushcraftowców. Piękne miejsce. Sosenka, sosenka i zaraz plaża. Bushcrafting można było połączyć z plażingiem – śmieje się Tomasz.

Tomaszowi podczas wypraw czasem towarzyszy żona
Tomaszowi podczas wypraw czasem towarzyszy żona
Źródło: Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszubski

Tym razem noc spokojna nie była. - Dziesięć metrów od naszych hamaków stanął kozioł, czyli samiec sarny. Był jakby w amoku. Przeraźliwie szczekał, a gdzieś sto metrów dalej był drugi. Przez kilkanaście minut się tak przekomarzały. Jak ktoś nie wie, że to koziołek, to może polec ze strachu, bo ten szczek kojarzy się co najmniej z "wizytą" sił nieczystych. Otworzyłem jedno oko i obserwowałem, moja żona też. Nie ruszaliśmy się, nie próbowaliśmy go płoszyć i w końcu sam sobie poszedł – relacjonuje.

- Mieliście jakieś obawy? – dopytuję

- Nie. To jest taki moment, kiedy człowiek przestaje być panem stworzenia, a staje się częścią czegoś, co go otacza, i jest tak w to wpasowany, że ona dzieje się wokół niego tak, jakby go nie było. Ten widok kozła, który nas obudził i szczekał, daje niesamowitego kopa. Może to dziwnie zabrzmi, ale jak obcuję tak blisko z przyrodą, to jeszcze bardziej sobie uświadamiam sens takich codziennych czynności jak np. segregacja śmieci – mówi.

- Po powrocie z lasu czuję się emocjonalnie silniejszy. Wracam do tego mojego codziennego życia, raz coś mi nie wyjdzie, innym razem ktoś zachowa się wobec mnie nie fair. A ja wtedy sobie myślę: i co z tego, życie jest gdzieś indziej. Myślę, że tę siłę i spokój daje mi las. Ten obraz szczekającego kozła w świetle księżyca, te krajobrazy, które oglądam. Niby nic, a jednak ładuje mi to baterie – dodaje.

"Z lasu wracam silniejszy emocjonalnie"
"Z lasu wracam silniejszy emocjonalnie"
Źródło: Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszubski

Robert

O godz. 2 w nocy obudził go telefon: "o świcie na rykowisku będą jelenie". Od razu zerwał się z łóżka, spakował do plecaka ciuchy i siatkę maskującą, aparat, obiektywy, wodę, czekoladę do przegryzienia, i ruszył w las.

Robert Dobros jest nie tylko magazynierem, ale też bushcraftowcem i birdwatcherem. Obserwuje amatorsko ptaki i je fotografuje. Ale jak gdzieś trafi się ładny okaz zwierząt kopytnych, to też naciśnie na przycisk migawki. Jeleń szlachetny jest na jego liście "must have", zaraz obok wilka i łosia. Dlatego tamtej nocy od razu ruszył do lasu.

Jeleni nie udało się "upolować", ale daniela już tak
Jeleni nie udało się "upolować", ale daniela już tak
Źródło: Robert Dobros

- Siedziałem na trawie i patrzyłem, jak cała przyroda budzi się do życia. Z każdej strony było słychać ptasie nawoływania. To brzmi trochę tak, jakby każdy ptak wołał: tu jestem, właśnie wstał nowy dzień. Mnie te dźwięki uspokajają. I do tego ta mgła i gra światła o świcie. Niezapomniany widok. Jeleni oczywiście "nie złapałem". Pojawiła się tylko mała sarenka, ale nie zdążyłem jej sfotografować – przyznaje.

Już miał wracać do domu z pustymi rękami i wtedy pojawił się kruk. – To był duży, dorodny osobnik. Myślę, że miał jakieś 6-8 lat. Kruki są bardzo inteligentnymi ptakami. Ten patrzył na mnie z ciekawością i jakby nawet zapozował do kilku zdjęć.

"Miałem już odchodzić z pustymi rękami, wtedy pojawił się kruk"
"Miałem już odchodzić z pustymi rękami, wtedy pojawił się kruk"
Źródło: Robert Dobros

Robert włóczy się po lesie z aparatem przez cały rok. Na łonie natury spędza niemal każdą niedzielę. Zwalnia tylko wiosną. – W marcu i kwietniu jest okres lęgowy ptaków. Nie chcę być wtedy natrętnym gościem. To mogłoby się źle skończyć dla piskląt. Niektóre ptaki mogłyby nawet porzucić młode, a tego bym nie chciał – wyjaśnia.

Noc w lesie spędził nieraz. Jak chce się mieć dobre zdjęcia, to inaczej się nie da. - Ptaki fotografuję o świcie. Wtedy budzą się do życia i właśnie wtedy jest najlepsze światło. Dlatego dzień wcześniej zanim zapadnie zmrok, zakładam obozowisko. Wieszam tarp, a pod nim hamak. Na rower zarzucam siatkę maskującą i kładę się spać. O godzinie 3 pobudka, łyk wody, owsianka i już trzeba ruszać w teren – opowiada

"Bardziej niż zwierząt obawiam się ludzi"

Robert nigdy nie zakłada obozowiska tam, gdzie zamierza fotografować. Bo przez całą noc zwierzęta wyczułyby jego obecność. - Wystarczy się przejść kilka kilometrów dalej. Oczywiście bez latarki, żeby nie zdradzać swojej obecności – instruuje Robert.

Czy się czegoś obawia podczas takich samotnych wyjść do lasu? – Zawsze jak jestem w lesie w nocy czy nad ranem, to jakieś obawy są. Z tym, że raczej wiążą się z ludźmi, których mogę po drodze spotkać, niż ze zwierzętami - mówi.

- Dlaczego akurat ludźmi? - dopytuję.

- Na przykład czas rykowiska to też czas wzmożonych polowań. Ja poluję z aparatem, myśliwi z bronią. Nie chciałbym zostać postrzelony "przypadkowo" podczas fotografowania tych pięknych, królewskich zwierząt. Druga sprawa to grupki pijanych "turystów", których można spotkać w drodze do lasu. A obawy przed zwierzętami? Cóż, kiedyś idąc lasem, dostrzegłem wilka, widziałem, że stanowczo pilnuje swojego terenu, więc lepiej nie wchodzić mu w drogę. Każdy poszedł w swoją stronę i tyle. Z ludźmi nie zawsze tak się da – wspomina.

Dzwoniec, którego udało się "złapać" o zachodzie słońca
Dzwoniec, którego udało się "złapać" o zachodzie słońca
Źródło: Robert Dobros

Robert dwa razy natknął się też na dzika. Raz dzik sam uciekł, drugim razem była to locha z młodymi.

- Szedłem akurat z kolegą przez las i wpadliśmy na taką rodzinkę. Locha nastroszyła się i stanęła bokiem, to charakterystyczna pozycja obronna. Popatrzyłem na nią, a potem po prostu przeszliśmy obok niej. W takiej sytuacji najgorsze, co można zrobić, to stanąć i długo się jej przyglądać – opowiada.

Jak się zachować, gdy spotkasz w lesie dzikie zwierzę?
Jak się zachować, gdy spotkasz w lesie dzikie zwierzę?
Źródło: Lasy Państwowe

Postawił na czekanie

By uchwycić w kadrze zwierzę, ważny jest kamuflaż. Ubrania powinny być w stonowanych kolorach zieleni i brązu. Na głowę obowiązkowo kominiarka. Można się też okryć siatką maskującą.

- Jeśli chcę sfotografować bażanty albo żurawie, to muszę znaleźć polanę i po prostu się na niej położyć. W tym przypadku bardzo przyda się karimata. Ale jeśli zależy mi na mniejszym ptactwie, to biorę ze sobą stołek i po prostu czekam na siedząco.

Grunt to nie rzucać się w oczy i nie wykonywać gwałtownych ruchów.

Robert w kamuflażu jest już mistrzem.- Ostatnio tak się zakamuflowałem na jednym polu, że dwa metry ode mnie przejechał traktorem rolnik i mnie nie zauważył – opowiada Robert.

Przy dobrym kamuflażu pozostaje już tylko uzbroić się w cierpliwość.

- Czy takie czekanie przez kilka godzin kiedyś się nie nudzi? - dopytuję.

- Na początku nie było łatwo. Zwłaszcza jak włożyło się w coś dużo energii, a efektów brak. Miałem taki moment, że się zastanawiałem, po co to wszystko. Ale kiedy o poranku czekam, aż przyroda się obudzi, to czuję się elementem jakiejś magicznej całości. Dla takich chwil warto było wystawiać swoją cierpliwość na próbę. Najpiękniejsze ptaki - raniuszki - udało się mi sfotografować po trzech latach. Bielika wypatrywałem nad jeziorem przez trzy tygodnie. W końcu przyleciał, ale był tak daleko, że mogłem mu co najwyżej pomachać. Cóż, innym razem – opowiada.

Raniuszki zwyczajne udało mi się sfotografować dopiero po trzech latach
Raniuszki zwyczajne udało mi się sfotografować dopiero po trzech latach
Źródło: Robert Dobros

Marek

- Bushcrafting brzmi obco, enigmatycznie, ale tak naprawdę nie jest to żadna nowa idea. To piesza turystyka leśna, ciekawie opakowana. To spędzanie wolnego czasu na łonie natury i pewien zestaw wartości i umiejętności – mówi Marek Lewandowski, znany w środowisku bushcrafter, twórca vloga "Ekwipunek Dźwigany Codziennie" i tata nastolatka, którego tak jak i jego też już ciągnie do lasu.

- Nie musiałem Juniora jakoś specjalnie zachęcać. Sam chciał pójść ze mną do lasu. Chyba wszystko zależy od tego, jak się jest wychowanym. Moja rodzina bardzo dużo czasu spędza w lesie. I to w zupełnie prosty sposób: spacery, grzybobrania czy po prostu pójście na herbatę. Od tego się zaczyna. Potem naturalnym krokiem jest harcerstwo i samodzielne wyprawy. Poza tym, jak syn widzi, że ojciec ma pasję, którą żyje na co dzień, to też trudno nie złapać bakcyla – opowiada Marek.

Dla nich też wspólna podróż zaczyna się już na etapie przygotowań. Nie mają listy miejsc, którą chcieliby zobaczyć. – Można powiedzieć, że taką listą jest po prostu mapa Polski czy Europy. Wybór zależy od nas. Pomysłów na spędzanie czasu już podczas wyprawy jest mnóstwo. Zazwyczaj łączymy turystykę pieszą z tą historyczną. Sprawdzamy wcześniej, czy w pobliżu miejsca, gdzie będziemy, są jakieś ciekawe zabytki, które warto zobaczyć. Wiele osób łączy bushcrafting z obserwacją zwierząt, fotografią. Są też tacy, dla których taką esencją jest po prostu biwakowanie. No i wreszcie to, czego brakuje w tygodniu: słodkie "nicnierobienie" w dobrym towarzystwie – tłumaczy.

Ojciec i syn

Bushcraft to dla Marka oddech od codzienności, wolność, spokój, ale też szansa, by spędzić z synem ciekawie trochę czasu. Las pomógł im zbudować silną relację. Na ich wspólnych vlogowych relacjach z Gór Izerskich czy Borów Tucholskich widać, że są dla siebie po prostu kumplami.

Junior ma 13 lat, ale już teraz o przetrwaniu w lesie wie więcej niż niejeden dorosły. - Potrafi sam rozpalić ognisko, zaparzyć herbatę czy przygotować sobie na ognisku coś do zjedzenia. Wbrew pozorom wcale nie jest to takie łatwe. Z noclegiem też by sobie poradził. Nauczył się rozwieszać hamak między drzewami i budować prosty szałas, w którym w razie czego mógłby się schronić – mówi Marek.

Żeby dotrzeć do celu nie potrzebują smartfonów, szybkiego internetu i Google Maps. – Jesteśmy analogowi. Przed wyjazdem drukujemy mapy i bierzemy kompas. Jakoś nie ufam do końca technice i wiem, że potrafi zawodzić wtedy, gdy najmniej się tego spodziewamy. Zresztą Junior nie jest nastolatkiem, któremu trudno się rozstać z komputerem i telefonem. Jest raczej na etapie biegania po lesie z kolegami, budowania baz, o których niewiele dzieciaków dziś jeszcze wie – mówi Marek.

Jak się zachowywać w lesie?
Jak się zachowywać w lesie?
Źródło: Lasy Państwowe

Spacer tak. Nocowanie nie

W Polsce lasy są państwowe. Czy korzystać z nich może każdy? Co można, a czego nie - określa ustawa o lasach z 1991 roku. Zabronione jest śmiecenie, płoszenie zwierzyny, niszczenie roślinności, czy rozpalanie ogniska. Zakazy to kilkanaście punktów, a wśród nich zakaz biwakowania, czyli m.in. uprawiania w lesie bushcraftingu i survivalu.

- Ustawa o lasach "zabrania biwakowania poza miejscami do tego wyznaczonymi". Niestety nie określa ona dokładnie, czym to biwakowanie konkretnie jest. Co prawda Kodeks wykroczeń nie przewiduje za to bezpośrednio kar, ale daje możliwość wystawienia mandatu za czynności, które biwakowaniu mogą towarzyszyć, np. uszkodzenie ściółki, palenie ogniska, śmiecenie, czy odmowa opuszczenia miejsca. Zazwyczaj mandat to ostateczność. Straż Leśna stara się przede wszystkim pouczać – mówi tvn24.pl naczelnik Wydziału Społecznych Funkcji Lasu w Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych Anna Pikus.

Kiedy pouczenie to za mało, trzeba się liczyć z mandatami w wysokości od 20 do 500 złotych. Jeśli zostanie stwierdzonych dwa lub więcej wykroczeń, maksymalna kwota kary wynosi do tysiąca złotych. Jeśli ktoś odmówi przyjęcia mandatu, sprawa kierowana jest do sądu i tam może być zasądzona kwota do 5 tys. zł. 
Anna Pikus
naczelnik Wydziału Społecznych Funkcji Lasu w Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych

Zakaz jest, ale to nie oznacza, że w lasach nie nocowano.

Marek Lewandowski: My w tych lasach przecież i tak byliśmy od lat. Środowisko bushcraftu i survivalu liczy kilkadziesiąt tysięcy osób.

Tomasz Słomczyński: Nie będę ukrywał, że i tak nocowałem w lesie. Tyle że to była niepotrzebna zabawa w chowanego z leśnikami i zastanawianie się, czy właśnie dziś ktoś mnie wypatrzy i wlepi mandat.

O rozwiązaniach takich jak w Norwegii czy Szwecji, gdzie takich ograniczeń nie ma, długo mogli tylko pomarzyć.

- Ustawa o lasach jest sprzed 30 lat. Moim zdaniem wtedy lasy miały zupełnie inne funkcje i zapotrzebowanie społeczne. Regulowanie kwestii turystyki nie było priorytetem. Ustawodawca kierował się przede wszystkim dobrem przyrody. A presja turystyczna, w tym biwakowanie w dowolnym miejscu, palenie ognia ma na nią negatywny wpływ. W 1991 roku Polacy zupełnie inaczej spędzali wolny czas i wakacje. Nie było tylu modnych form rekreacji, gadżetów, które wszystkim umożliwiałyby spędzanie czasu w naturze. Ludzie byli mniej mobilni. Inaczej się żyło i spędzało wolny czas – mówi Pikus.

Pikus zwraca też uwagę, że trudno porównywać Polskę do Skandynawii, bo dość sporo nas dzieli. Nie tylko wielkość populacji i zagęszczenie terenu, ale też filozofia korzystania z lasów.

- Tam ruch turystyczny w lasach rozkłada się w taki sposób, że nikt nie wchodzi sobie w drogę, raczej turyści nie skupiają się w jednym miejscu, a rozpraszają. Należy też wziąć pod uwagę fakt, że palność naszych lasów jest wyższa. Struktura własnościowa lasów też ma znaczenie. I jeszcze jeden strategiczny powód – kultura i etyka przebywania w outdoorze. Tam "bycie w lesie" jest elementem kultury. Skandynawowie mają wpajane od małego zachowania ekologiczne, stąd czują, że każdy osobiście jest odpowiedzialny za naturę. U nas, myślę, że mogę zaryzykować stwierdzenie, jesteśmy na początku tej drogi. Nieustannie znajdowane tony śmieci w lasach czy nielegalne rajdy crossów czy quadów są dowodem na to, że musimy się jeszcze wiele nauczyć.

Ale dwa lata temu coś drgnęło, coś się zmieniło. Leśnicy i środowisko bushcraftu oraz survivalu spotkali się w połowie drogi.

Ludzie e-maile piszą

"Czy w lesie można legalnie wspinać się pod drzewach?"

"Czy dopuszczacie w lesie psie zaprzęgi?"

"Myśleliście nad legitymacją, która uprawniałaby po szkoleniu do nocowania w lesie?"

To tylko kilka z zapytań do Lasów Państwowych, które od kilku lat stały się normą.

- To nas skłoniło do przyjrzenia się temu, kto z lasów korzysta – opowiada Anna Pikus.

Szybko okazało się, że to już nie tylko grzybiarze, spacerowicze, rowerzyści. Do lasów chętnie przybywają birdwatcherzy (amatorzy obserwujący ptaki – przyp. red.), survivalowcy, detektoryści, bushcrafterzy. - Zaczęliśmy śledzić te nowe trendy w rekreacji. Ale, żeby zapewnić swobodę działania i realizacji pasji, najpierw trzeba było się poznać – dodaje Pikus.

Obawy były po obu stronach. - Nie będę ukrywać, że leśnicy mieli spore opory. Obawialiśmy się, że wpuszczenie ludzi w głąb lasu sprawi, że nasili się problem zaśmiecania lasów. Część środowiska survivalowego nie wyobraża sobie biwakowania bez ogniska. A dla nas ogień w lesie, zwłaszcza podczas suszy, których w ostatnich latach mamy wiele, to wielkie niebezpieczeństwo. Poza tym obawialiśmy się, że jest to grupa z wielkimi oczekiwaniami, których nie będziemy w stanie spełnić. Pomyliliśmy się. Okazało się, że możemy być partnerami – mówi Pikus.

- Od początku tych konsultacji podkreślałem, że współpraca dwóch pozornie odległych światów to sytuacja win-win dla wszystkich. Nasze środowisko jest sprzymierzeńcem leśników. Wiele nas łączy. Też szanujemy przyrodę, nie zostawiamy po sobie żadnych śladów. Nie przechodzimy obojętnie obok śmieci w lesie czy sideł zastawianych przez kłusowników – opowiada Marek Lewandowski, który usiadł z leśnikami do stołu i brał udział w negocjacjach.

Czego "szukają" w lesie uczestnicy pilotażu?
Czego "szukają" w lesie uczestnicy pilotażu?
Źródło: TVN24

W kilka miesięcy stało się to, co wydawało się niemożliwe. Na terenie całej Polski wyznaczono specjalne obszary leśne o łącznej powierzchni ponad 65 tys. ha, gdzie miłośnicy bushcraftu i survivalu mogą uprawiać swoje hobby bez obaw o naruszenie ustawy o lasach. Program pilotażowy ruszył w kilkunastu regionach Polski 21 listopada 2019 r. i zakończy się w listopadzie 2020 roku.

Gdzie można przespać się w lesie legalnie?
Gdzie można przespać się w lesie legalnie?
Źródło: Lasy Państwowe

Strefy wyznaczono na mapie. Nikt ich nie ogrodził, nie ustawił tabliczek z napisem: tu możesz spać legalnie. Próżno szukać też jakiejś infrastruktury, sanitariatów, baru w pobliżu. Miało być dziko i jest.

Maksymalnie można spędzić w jednym miejscu dwie noce z rzędu i w grupie nie większej niż cztery osoby.

Żeby przenocować w lesie, nie trzeba wypisywać stosu papierów ani robić jakichś kursów, Tak naprawdę wystarczy tylko wybrać miejsce, sprawdzić, któremu nadleśnictwu podlega i wysłać krótkiego maila, w którym damy znać, kiedy i gdzie będziemy.

- To może być wiadomość "Hej, będę u was …… na dwie noce. Towarzyszy mi….. osób". Nic więcej nie potrzeba. Nie zbieramy tych danych, żeby od razu jechać w to miejsce i kogoś kontrolować. Po prostu chcemy wiedzieć, czy z tej naszej oferty ktoś korzysta – mówi Anna Pikus.

A co z ogniskami? Tutaj leśnicy jeszcze nie dali się przekonać. Choć Nadleśnictwo Gdańsk dało użytkownikom lasu pewien kredyt zaufania. Jako jedyni pozwalają na używanie w obszarze pilotażowym kuchenek gazowych.

- Wiedzieliśmy, jak duże są oczekiwania, by podczas tego biwakowania można było sobie przygotować coś ciepłego. Sam jestem turystą, więc z doświadczenia wiem, jak to istotne. Przepisy są dość restrykcyjne, ale zdecydowaliśmy się wyjść naprzeciw biwakującym. Może kuchenka nie do końca spełnia ich oczekiwania, bo to nie ognisko. Ale w tym momencie jest to takie rozwiązanie, które sprawia, że wilk jest syty i owca cała. Jesteśmy pierwsi, którzy zdecydowali się na taki krok, ale mam nadzieję, że nie ostatni – mówi Witold Ciechanowicz, koordynator pilotażu w Nadleśnictwie Gdańsk.

Czy czujesz się w lesie bezpiecznie?
Czy czujesz się w lesie bezpiecznie?
Źródło: TVN24

Kowalski też może?

Program pilotażu stworzono nie tylko z myślą o survivalowcach i bushcraftowcach. Statystyczny Kowalski też może spróbować swoich sił. Ale czy da radę?

- Spędzić noc w lesie komfortowo tak z marszu? Dla kogoś, kto robi to pierwszy raz, może być to trudne. Żeby cieszyć się wypoczynkiem w terenach objętych pilotażem, trzeba wykazać się zaangażowaniem – mówi Adam Gełdon, rzecznik Nadleśnictwa Spychowo, a prywatnie bushcrafter.

- Po pierwsze trzeba sobie zadać pytania, jak dużo czasu jesteśmy w stanie spędzić w lesie. Czy na to nocowanie rzeczywiście jesteśmy gotowi. Jeśli tak, to trzeba wybrać miejsce, do którego damy radę dotrzeć, dowiedzieć się, jakie zasady obowiązują na tym terenie. Ważne jest, żeby wyposażyć się w mapę – tę tradycyjną lub w postaci aplikacji. Przyda się, żeby po prostu się nie zgubić – opowiada Gełdon.

Lasy Państwowe przygotowały też "checklistę", na której znajdują się rzeczy, które warto mieć ze sobą w lesie podczas dłuższej wyprawy.

Co spakować na wyjście do lasu?
Co spakować na wyjście do lasu?
Źródło: Lasy Państwowe

- Trzeba zadbać o odpowiedni ubiór, napoje, pożywienie. Przemyśleć wcześniej, jak te produkty spakować, żeby nie generować śmieci. I najważniejsze: stosować się do zasady leave no trace, czyli nie zostawiać po sobie żadnych śladów. To nic innego jak siedem dziecinnie prostych zasad – dodaje Gełdon.

Zasada #1 - Zaplanuj i przygotuj się, zanim wyruszysz

Zasada #2 - Trzymaj się szlaków i biwakuj w odpowiedni sposób

Zasada #3 - Zadbaj o odpady i śmieci

Zasada #4 - Zastaną przyrodę pozostaw w stanie nienaruszonym

Zasada #5 - Minimalizuj skutki używania ognia

Zasada #6 - Respektuj życie dzikich zwierząt

Zasada #7 - Szanuj innych użytkowników terenu i szlaku

Adam Gełdon przygotował również kilka nagrań, na których krok po kroku tłumaczy, jak w być w lesie "niewidzialnym", kto ma pierwszeństwo na leśnych duktach i dlaczego zostawianie po sobie resztek pokarmu to nie najlepszy pomysł. Początkującym miłośnikom bushcraftingu tłumaczy też, jak poradzić sobie w lesie z brakiem toalety.

Leśnik i bushcrafter opowiada jak być w lesie "niewidzialnym"
Źródło: Lasy Państwowe/ Echa Leśne TV, Oblicza Lasów

Byli, zdobyli, ocenili

Przez pół roku trwania pilotażu leśnicy otrzymali 427 zgłoszeń, ale nie mają wątpliwości, że w lasach pojawiło się znacznie więcej osób. Tyle że nie wszyscy zgłaszają nadleśniczym, że wpadną z wizytą.

- Na razie jesteśmy z programu bardzo zadowoleni. Żadne z naszych obaw się nie potwierdziły. Lasy nie zaczęły masowo płonąć, nie zasypały ich tony śmieci. Leśnicy nie odnotowali przypadków łamania regulaminu. Za to nawiązaliśmy dużo partnerskich, wartościowych kontaktów z bushcrafterami. Mamy za sobą godziny konstruktywnych rozmów – opowiada Anna Pikus.

Na półmetku programu przeprowadzono ankietę, w której udział wzięły 692 osoby – jedni już nocowali w wyznaczonych strefach, inni dopiero planują. Czego dowiedzieli się leśnicy?

W zdecydowanej większości byli to mężczyźni w wieku 25-44 lat. Chęć biwakowania w lesie dla 82 proc. wynika z potrzeby bliskiego kontaktu z naturą, 71 proc. chce w ten sposób uciec od zgiełku miasta, a 38 proc. uważa tę formę spędzania czasu za zdrową. Wbrew pozorom, bardzo mało osób stwierdziło, że w lesie szukają przygód, adrenaliny (1 proc.). Badani zwykle nocują w lesie z przyjacielem lub grupą kilku znajomych, ale 17 proc. zabrało na taką wyprawę swoją rodzinę. Najlepiej oceniono atrakcyjność przyrodniczą leśnych terenów (92 proc.), ich dostępność komunikacyjną (75 proc.) oraz wielkość (69 proc.).
Opracowane wyniki ankiety
Co uczestnicy pilotażu chcieliby zmienić w regulaminie?
Co uczestnicy pilotażu chcieliby zmienić w regulaminie?
Źródło: TVN24

Program skończy się w listopadzie.

Marek Lewandowski: Ja ten pilotaż traktuję jako początek naszej wspólnej drogi. I ten początek moim zdaniem wygląda bardzo obiecująco. Mam nadzieję, że program będzie rozwijany. Jeśli ten "okres próbny" wypadnie pomyślnie, to niewykluczone, że zostaną wyznaczone kolejne tereny, a może będzie zgoda na ogniska. A jeśli ktoś chce spędzać czas poza strefami pilotażu, to przecież nadal może to robić i nadal grożą mu takie same konsekwencje.

Robert Dobos: Korzystam ze stref pilotażu i jestem z nich bardzo zadowolony. Trzeba przyznać, że Lasy Państwowe wyznaczyły ciekawe i zróżnicowane tereny.

Tomasz Słomczyński: Wielki szacun dla chłopaków, którzy wynegocjowali ten program i dla Lasów Państwowych za tak szybkie zmiany.

Anna Pikus: Te wspólne działania to taki egzamin dojrzałości dla leśników i użytkowników lasu. Daliśmy sobie wzajemnie kredyt zaufania, który procentuje. Kiedy podsumujemy projekt, może uda się jego wynikami zainteresować ministerstwo.

Czytaj także: