Czekali na karetkę - przyjechał radiowóz. W Pruszczu Gdańskim pogotowie ratunkowe odmówiło przyjazdu do chorego niemowlaka. Dziecko do szpitala odwieźli policjanci.
Matka dziecka - 7-miesięcznej dziewczynki mówi, że dyspozytor który przyjął jej telefon kazał rodzicom przywieźć dziecko do szpitala na własną rękę. Kiedy oni powiedzieli, że nie mają jak, pracownik miał odpowiedzieć: - To nie moja sprawa, to wasze dziecko.
Kiedy na pogotowie nie udało się wpłynąć również babci dziewczynki, zadzwoniła na komendę policji. Tam już sprawy potoczyły się błyskawicznie. Po usłyszeniu przestraszonej babci, do chorego dziecka funkcjonariusz wysłał radiowóz, który zawiózł je do szpitala.
"Pani dyrektor nie ma"
Teraz pomorski lekarz wojewódzki Jerzy Karpiński żąda wyjaśnień od placówki pogotowia. Na razie jednak ich nie otrzyma, bo dyrektor wzięła urlop, a w placówce nie ma osoby upoważnionej do udzielania informacji.
Lekarz wojewódzki całą sytuację nazwał paranoją i zażądał pisemnych wyjaśnień wraz ze wszystkimi nagraniami.
Według Jerzego Karpińskiego nic nie tłumaczy dyspozytorów z Pruszcza. Nawet, jeżeli stan dziecka nie był bardzo zły, to pogotowie jest po to, by pomagać ludziom.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24