O serii reportaży na temat finansowania kampanii europosłów PiS przez osoby z państwowych spółek mówili goście specjalnego wydania "Czarno na białym". - Jak widziałem te same nazwiska i te same kwoty, to coraz szerzej otwierały mi się oczy ze zdumienia - mówił jeden z autorów reportaży, Dariusz Kubik z TVN24. Dziennikarz tvn.pl Grzegorz Łakomski mówił, że "w samym PiS-ie ten temat wywołał dużą nerwowość, u niektórych nawet panikę". Natomiast prawnik i aktywista Krzysztof Izdebski przyznał, że "to jest legalne", ale "to nie są chyba wartości, jakich oczekiwalibyśmy od polityków".
Dziennikarze tvn24.pl oraz TVN24, Grzegorz Łakomski i Dariusz Kubik, w serii reportaży "Do spółki z PiS" przeanalizowali finansowanie kampanii europosłów Prawa i Sprawiedliwości. Ustalili, że znaczną ich część sfinansowały osoby sprawujące kierownicze stanowiska w zależnych od rządu spółkach i zależnych od PiS instytucjach państwowych. W najnowszym materiale "Do spółki z PiS. Finansowe plecy" ujawnili, że 83 procent pieniędzy przeznaczonych na kampanię wiceprezesa PiS Joachima Brudzińskiego w 2019 roku, czyli ponad 400 tysięcy złotych, pochodziło z darowizn od osób zatrudnionych właśnie w tych miejscach.
W piątek w specjalnym wydaniu "Czarno na białym" o reportażach rozmawiali ich autorzy oraz prawnik i aktywista Krzysztof Izdebski, ekspert Fundacji im. Stefana Batorego i Open Spending EU Coalition.
Jak przyznał Kubik, do gromadzenia materiałów zostali "zainspirowani" przez jednego z ministrów. Łakomski uściślił, że był nim były już szef kancelarii premiera Michał Dworczyk. - Był naszym, w cudzysłowie, doradcą w tym temacie - powiedział.
Łakomski przekazał, że "ta jego rada pojawiła się w jednym z maili, który wyciekł do sieci", a w którym Dworczyk "zbierał informacje na temat tego, kto wpłacił na jego kampanię". - Wiedziałem o tym mechanizmie, że on funkcjonuje, natomiast nie wiedziałem, jak to dokładnie jest zorganizowane. Dzięki temu (mailowi - red.) zobaczyłem, że te kluczowe informacje są w tytułach przelewów. Od tego momentu zaczęliśmy poszukiwania tych informacji, aż udało się dotrzeć do całej historii rachunku funduszu wyborczego PiS-u, gdzie są właśnie te tytuły przelewów - wyjaśniał dziennikarz tvn24.pl.
Zobacz także reportaże "Do spółki z PiS. Kopalnia interesów" i "Do spółki z PiS. Prekampania", a także "Do spółki z premierem. Darowizna na Mateusza Morawieckiego".
"W samym PiS-ie ten temat wywołał dużą nerwowość, u niektórych nawet panikę"
Kubik powiedział, że pracy towarzyszyło "wiele tygodni analiz". - Przeglądałem te przelewy i analizowałem nazwisko po nazwisku - wspominał. - Przyznam szczerze, że sprawdziłem najpierw Beatę Szydło i później zacząłem sprawdzać Joannę Kopcińską. Jak widziałem te same nazwiska i te same kwoty, to coraz szerzej otwierały mi się oczy ze zdumienia - kontynuował dziennikarz TVN24.
- Już widziałem, że coś tutaj chyba nie gra tak naprawdę, skoro powtarzają się nazwiska i kwoty. Jak potem sprawdziłem, gdzie ci ludzie pracują i odsłaniały mi się kolejne karty, że jest (...) taka spółka Orlenu, (czy) taka, to przyznają państwo, że nie wygląda to na przypadek - dodał.
Łakomski przekonywał zaś, że "w samym PiS-ie ten temat wywołał dużą nerwowość, u niektórych nawet panikę". - Zwłaszcza że wielu polityków (...) ten mechanizm wykorzystuje, żeby zbierać środki na kampanię - dodał.
Izdebski: to jest legalne, natomiast to nie są wartości, jakich oczekiwalibyśmy od polityków
O kwestii finansowania kampanii polityków mówił Izdebski z Fundacji im. Stefana Batorego. - To jest legalne, rzeczywiście, natomiast to nie są chyba wartości, jakich oczekiwalibyśmy od polityków - powiedział ekspert.
Według niego "nie jest to jedyne kryterium, które politycy powinni mieć, mianowicie to, że działają zgodnie z prawem". Przypominał, że "Prawo i Sprawiedliwość szło do wyborów w 2015 roku pod znakiem takiej sanacji", a także "mówienia bardzo dużo o etyce, o tym, że trzeba przestrzegać pewnych standardów". - Tu widać się zupełnie to rozsypało - komentował prawnik i aktywista.
Izdebski: odbieram to jako ucieczkę przed widzami, obywatelami, odpowiedzialnością
Izdebski komentował też ukazane w materiałach unikanie zarówno przez darczyńców, jak i obdarowanych, odpowiedzi na pytania dziennikarzy.
Prawnik wskazywał, że Kubik i Łakomski "realizowali swoje obowiązki jako dziennikarzy". - Czyli coś, czego my jako obywatele byśmy jak najbardziej oczekiwali. Bo państwo są jakimiś pośrednikami pomiędzy politykami a właśnie nami. Więc ja w ogóle te wszystkie sceny pościgów, czy bardziej ucieczki nawet, odbieram, że to jest ucieczka nie przed państwem, nie przed TVN-em, nie przed konkretnymi osobami, ale przed widzami, przed obywatelami, przed taką jakąś odpowiedzialnością za swoje decyzje - mówił ekspert.
Dodał, że w przypadku osób wpłacających na kampanie polityków PiS oczekiwałby, "żeby ci ludzi stanęli, powiedzieli: Tak wpłaciłem, bo uważam, że to jest najlepsza partia na świecie i będę wpłacał. Teraz mi się akurat pojawiły takie większe pieniądze, ale wiele lat pracowałem na to, żeby osiągnąć swoją pozycję ekspercką, która pozwoli mi na zatrudnienie w spółkach Skarbu Państwa".
- A tymczasem mamy do czynienia z jakąś paniczną ucieczką, która chyba oznacza przyznanie się do tego, że - delikatnie mówiąc - coś było nie tak - stwierdził ekspert Open Spending EU Coalition.
"To nie jest koniec". Dziennikarze zapowiadają kolejne materiały
Kubik podkreślił, że zaprezentowane reportaże "to nie jest koniec". Jak mówił, w tych dokumentach "dla niektórych jest kopalnia interesów, dla nas jest kopalnia tematów". - Więc na pewno dalej będziemy sprawdzać te rzeczy i robić kolejne materiały - zapewnił.
Łakomski wtórował mu, dodając, że jest to również "kopalnia wiedzy na temat sieci powiazań, które tam bardzo dobrze widać".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24