Marszałek Sejmu Marek Kuchciński nie po raz pierwszy kompromituje się. Widać, że ten człowiek w ogóle nie pasuje do stanowiska, które zajmuje - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 Aleksander Smolar, prezes Fundacji Batorego, komentując wprowadzony wobec dwóch niepełnosprawnych zakaz wychodzenia na spacery przed budynek Sejmu. Jak dodał, PiS - wprowadzając daninę solidarnościową - "liczy na konflikty społeczne".
Protestujący na konferencji prasowej przekazali, że dwaj niepełnosprawni - Adrian Glinka i Jakub Hartwich - dostali zakaz wychodzenia na spacery przed budynek Sejmu. Ich zdaniem zostali oni ukarani za spotkanie z szefową Polskiej Akcji Humanitarnej Janiną Ochojską, która w środę nie została wpuszczona do budynku parlamentu.
Na spacer nadal mogą natomiast wychodzić dwie inne niepełnosprawne - Magda i Wiktoria. - Myślimy, że to celowa gra, bo my powiemy, co się tu dzieje, o co walczymy, a dziewczynki, niestety, nie powiedzą - wskazywał Jakub Hartwich.
"Niesłychana głupota", "całkowita bezduszność"
Aleksander Smolar z Fundacji Batorego ocenił w czwartek w "Faktach po Faktach", że pozbawianie praw do wyjścia na świeże powietrze, "to jest niesłychana głupota".
- Marszałek Kuchciński nie po raz pierwszy kompromituje się. Widać, że ten człowiek w ogóle nie pasuje do stanowiska, które zajmuje - mówił. Jak dodał, marszałek Sejmu jednocześnie wykazuje "całkowitą bezduszność".
- My jesteśmy od długiego czasu świadkami niemal codziennego życia ludzi, których zazwyczaj się nie pokazuje. W ogóle współczesna kultura hołduje pewien ideał - zdrowia, młodości, piękna - mówił Smolar. - Śmierć, chorobę, również niepełnosprawności fizyczne, czy umysłowe się eliminuje z obrazu - dodał.
"To nie jest żadna danina, tylko to jest podatek"
Zdaniem szefa Fundacji Batorego "PiS stanął w obliczu dramatów ludzkich". - Co oni zrobią teraz? Oni liczą też na konflikty społeczne, to znaczy judzić będą biednych przeciwko bogatym, bogatych przeciwko biednym - skomentował.
Pytany o daninę solidarnościową, odpowiedział, że "to jest manipulowanie słowami". - To nie jest żadna danina, tylko to jest podatek. Po prostu narzucony został podatek na grupę ludzi o wysokich dochodach - ocenił.
Jak dodał, "nie można wykluczyć sytuacji, w której podnosi się podatki". - Tylko to powinna być, po pierwsze, ogólna zasada o klarownych regułach, a tutaj to się robi nagle z dnia na dzień - zaznaczył.
Protest w Sejmie
Protest osób niepełnosprawnych i ich opiekunów trwa od 18 kwietnia. Protestujący zgłaszali dwa postulaty - zrównania renty socjalnej z minimalną rentą z tytułu niezdolności do pracy oraz wprowadzenia dodatku "na życie", zwanego też "rehabilitacyjnym" dla osób niepełnosprawnych niezdolnych do samodzielnej egzystencji po ukończeniu 18. roku życia w kwocie 500 złotych miesięcznie; zaproponowali, by dodatek był wprowadzany krocząco: od września 2018 roku 250 złotych, od stycznia 2019 roku - dodatkowo 125 złotych i od stycznia 2020 roku również 125 złotych.
Protestujący uważają, że dotychczas zrealizowano jeden z ich postulatów. Chodzi o podniesienie renty socjalnej do 100 procent kwoty najniższej renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy. Zgodnie z ustawą, którą podpisał w poniedziałek prezydent, renta socjalna wzrośnie z 865 złotych i 3 groszy do 1029 złotych i 80 groszy.
Prezydent podpisał również ustawę wprowadzającą szczególne uprawnienia w dostępie do świadczeń opieki zdrowotnej, usług farmaceutycznych i wyrobów medycznych dla osób ze znacznym stopniem niepełnosprawności.
Zdaniem autorów ustawy, czyli posłów Prawa i Sprawiedliwości, spełnia ona jeden z postulatów protestujących w Sejmie i przyniesie gospodarstwom z osobą niepełnosprawną miesięcznie około 520 złotych oszczędności. Innego zdania są protestujący, którzy uważają, że ustawa to "wydmuszka" i nie realizuje ich żądań w sprawie dodatku.
Autor: kb//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24