Uważam, że sprawa nie jest zamknięta. Dzisiaj rozmawiałam z marszałkiem seniorem, panem Kornelem Morawieckim, który powiedział, że będzie próbował mediować. Wystąpi do pana prezydenta, spróbuje nas umówić - powiedziała Ewa Kopacz. Premier była gościem "Faktów po Faktach" w tvn24.
Wyznaczony przez prezydenta Andrzeja Dudę termin pierwszego posiedzenia Sejmu - 12 listopada - koliduje z terminem dwóch unijnych wydarzeń odbywających się na Malcie: dwudniowego szczytu w sprawie migracji (11-12 listopada) oraz nieformalnego szczytu szefów państw i rządów (12 listopada).
Powstał na tym tle problem z reprezentowaniem na nich Polski i związany z tym spór pomiędzy premierem i prezydentem. Sprawę tę komentowała w "Faktach po Faktach" Ewa Kopacz.
Trzy drogi prezydenta
- Dzisiaj prezydent zdecydował, kto ma nas reprezentować na Malcie. Przez 30 dni od momentu ogłoszenia wyborów - to były dni, w których miał wyznaczyć pierwsze posiedzenie Sejmu, na którym prezes Rady Ministrów, czyli ja, zgodnie z konstytucją składam dymisję swojego rządu. Jest to też dzień, na których zaprzysięga się wszystkich posłów - powiedziała.
- Prezydent miał trzy drogi. Mógł powiedzieć, że pierwsze posiedzenie odbywa się w każdym innym dniu niż 11 i 12 listopada i przesunięcie terminu spowodowałoby, że krzesło nie byłoby puste - stwierdziła w TVN24. - Drugą drogą było zadeklarowanie, że to prezydent będzie reprezentował Polskę; w końcu po wyborach wiemy, że dziś to nie PO z PSL mają mandat społeczny, żeby reprezentować Polskę. I była trzecia droga, którą uważałam za najmniej komfortową i korzystną dla Polski: by reprezentował nas inny kraj - wyliczała premier.
Ewa Kopacz poinformował, że uzgodnione jest już reprezentowanie Polski na Malcie przez Czechy. - Wysłałam pismo do premiera Czech, Bohuslava Sobotki, który dzisiaj jest przewodniczącym Grupy Wyszehradzkiej. Czesi zgodzili się nas reprezentować, zwłaszcza że w naszym stanowisku jest bardzo twarda postawa, którą reprezentowałam na kolejnych szczytach Rady Europejskiej, gdy mówiliśmy o migrantach - powiedziała.
Premier nie traci nadziei
- Ale uważam, że sprawa nie jest zamknięta. Dzisiaj rozmawiałam z marszałkiem seniorem, panem Kornelem Morawieckim, który powiedział, że będzie próbował mediować i wystąpi do pana prezydenta, spróbuje nas umówić. To danie szansy prezydentowi. Nie wierzę w złą wolę prezydenta, ale mogę uwierzyć w brak kompetencji jego otoczenia - stwierdziła Ewa Kopacz.
- Nawet, jeśli prezydent przyznał, że nie wiedział o dacie nieformalnego szczytu, to nie ma wstydu w tym. Nie ma wstydu w tym, jeśli ktoś się pomylił, żeby do tej pomyłki się przyznać - przekonywała. - To nie jest wielkie poświęcenie, najgorszą cechą jest brak pokory i upór przy swoich racjach. Bo jeśli tego będziemy się trzymać, to proszę sobie wyobrazić kolejne lata - dodała w TVN24.
"Żal mi pani premier"
Ewa Kopacz krytycznie wypowiedziała się o rządzie tworzonym przez Prawo i Sprawiedliwość i podkreśliła, że nie może ufać politykom tego ugrupowania.
- Oni kilka dni po wyborach pokazują, że to wszystko, co mówili do tej pory, jest nieważne - powiedziała. - Sprawa choćby ich rządu, który utworzyli. Wszystko, co obiecywali w kampanii wyborczej, stało się nieaktualne - oceniła.
- Ja z przykrością stwierdzam, że trochę mi żal pani premier (Beaty Szydło - red.), bo doskonale wiem, jak ciężko trzeba pracować będąc premierem polskiego rządu. Trochę to nie jest rząd pani premier. Pani premier go w obecności swojego bezpośredniego politycznego przełożonego ogłosiła, ale tak naprawdę we wszystkich negocjacjach dotyczących wyboru ministrów raczej niewiele uczestniczyła - wyjaśniła.
Premier podkreśliła, że nie ma żadnych wątpliwości, że Beata Szydło nie będzie samodzielnym szefem rządu.
- Jeśli oni chowali przez całą kampanię swoich kandydatów na przyszłych ministrów i robili to cynicznie, oszukując opinię publiczną, to znaczy, że mogą oszukać w każdej sprawie - stwierdziła. - Jeszcze kilka tygodni temu się ich wstydzili, a teraz dochodzą do wniosku, że są rewelacyjni - dodała, mówiąc o wskazaniu na ministrów Antoniego Macierewicza, Zbigniewa Ziobry i Mariusza Kamińskiego.
- PO w opozycji będzie każdego dnia ich rozliczać, z tego co będą mówić, co będą robić, a czego nie dotrzymali. Taka jest rola Platformy w tej kadencji - podkreśliła Kopacz.
Mocne i słabe punkty nowego rządu
Ewa Kopacz nie szczędziła krytyki poszczególnym kandydatom PiS na ministrów w rządzie Beaty Szydło.
- Jeśli chodzi o Antoniego Macierewicza, ludzie mają prawo być zaniepokojeni. Pamiętam jego słowa, gdy mówił, że w wojnie polsko-rosyjskiej pierwsze strzały padły w Smoleńsku. Dzisiaj on będzie dowodził stutysięczną armią i sprzętem, który posiadamy, i będzie decydował o wszystkim, co dotyczy naszego bezpieczeństwa - powiedziała.
Ewa Kopacz skomentowała także wskazanie Zbigniewa Ziobry jako kandydata na ministra sprawiedliwości. PiS już zapowiedział potrzebę ponownego połączenia urzędu ministra sprawiedliwości z funkcją prokuratora generalnego.
- Jarosław Kaczyński, który stawiał się ponad wszystkimi i mówił: my, przede wszystkim uczciwi, sprawiedliwi, prawi, dzisiaj wyznacza na czele tego resortu (sprawiedliwości - red.), jednocześnie naznaczając na prokuratora generalnego, człowieka, który za chwilę stanie przed prokuraturą - powiedziała. - Ten sam człowiek będzie stawał przed prokuratorem, mając jednocześnie nadzór nad tym prokuratorem - podkreśliła.
Premier przyznała jednak, że rząd Beaty Szydło ma też jasne punkty, m.in. Mateusza Morawieckiego, który ma stanąć na czele superresortu rozwoju i gospodarki. - Bardzo zdolny, młody człowiek. Podpiszę się również pod kandydaturą ministra ds. europejskich, Konrada Szymańskiego, ten resort jak widać ma szczęście do wybitnych, młodych ludzi - powiedziała.
PO musi być monolitem
Ewa Kopacz nie chciała odpowiedzieć na pytanie, czy będzie ubiegała się o funkcję szefa klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej.
- Dzisiaj PO musi być monolitem, twardą, zgraną drużyną, która będzie mówić jednym głosem w sprawie gospodarki, finansów, polityki zagranicznej - powiedziała wymijająco. - Jeśli jakiekolwiek moje działanie miałoby zdestabilizować sytuację w PO, to proszę mi wierzyć, jako osoba odpowiedzialna, nie wykonam najmniejszego gestu - dodała.
- Wolałabym, i to też jest rada dla moich kolegów, by o sprawach wewnętrznych partii rozmawiali w gronie kolegów partyjnych. Uważam, że jako lider partii powinnam się zweryfikować po tych wyborach. Chcę wziąć odpowiedzialność za rok swojej pracy, byłam premierem, prowadziłam kampanię wyborczą, to nie był łatwy rok - tłumaczyła.
Kopacz o Schetynie i Sikorskim
Ewa Kopacz zaprzeczyła, że w przypadku swojego zwycięstwa w rywalizacji o funkcję przewodniczącego PO, chciałaby wyrzucić z partii konkurenta w walce o to stanowisko, Grzegorza Schetynę.
- Nie jestem osobą, która mogłaby szukać okazji do tego, żeby kogokolwiek wyrzucać z partii. Pan wie, że jakaś tam frakcyjność funkcjonuje (w PO - red.), ale ja byłam tym premierem, który zaprosił Grzegorza Schetynę i Andrzeja Halickiego do swojego rządu - podkreśliła.
Jak dodała, Grzegorz Schetyna miał jej dziękować za powierzenie teki ministra spraw zagranicznych i mówić, że "będzie pamiętał ten gest". - Wydaje mi się że go znam i że to jest przyzwoity człowiek - dodała.
Premier skomentowała także słowa Radosława Sikorskiego, który powiedział, że Ewa Kopacz ponosi jednoosobową odpowiedzialność za wynik kampanii wyborczej i "powinna wiedzieć, co zrobić w tej sytuacji".
- Radosław Sikorski na razie wygłasza tylko recenzje, a szkoda, bo do tej pory potrafiliśmy rozmawiać - powiedziała. - Nie przypominam sobie, by Donald Tusk po podwójnie przegranych wyborach, prezydenckich i parlamentarnych, podawał się do dymisji - dodała.
Autor: mm//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24