|

Gdzie kardynałowie zamykają drzwi, tam kino je otwiera

Kardynałowie zjeżdżają już do Watykanu na konklawe
Kardynałowie zjeżdżają już do Watykanu na konklawe
Źródło: GIUSEPPE LAMI/PAP/EPA

Śmierć Franciszka, wybór Benedykta XVI, wskazanie po raz pierwszy od wieków papieża z Europy Środkowo-Wschodniej - wszystko to, zanim wydarzyło się w rzeczywistości, wcześniej wydarzyło się w tekstach popkultury. Kino czy literatura nie tylko już nieraz przewidziały przyszłość i trafnie antycypowały wybór kardynałów, ale też wielokrotnie wprost pokazywały papieskie konklawe - najbardziej tajne wybory na świecie.

Artykuł dostępny w subskrypcji

"Najbardziej interesują mnie kulisy" - mówił w wielu swoich wywiadach Aaron Sorkin, twórca między innymi "Miłości w Białym Domu" i "Prezydenckiego pokera". Dla wielu filmowców opowiadających o ludziach władzy głównym celem było ujawnienie tego, co Otto van Bismarck, obok robienia kiełbasy, miał uznawać za warte ukrywania przed opinią publiczną - tego, jak się robi politykę.

O ile jednak w przypadku demokratycznych wyborów znakomita część kampanii i działań kandydatów odbywa się w świetle dnia przy włączonych kamerach, o tyle papieskie konklawe z definicji owiane jest tajemnicą. Jeśli odrzeć całą procedurę z warstwy duchowej, to jakby zorganizować niejawne posiedzenie Sejmu, jakie zwołuje się w sprawach objętych tajemnicą państwową, unieważnić podziały na partie tak, żeby nikt nie był związany partyjną dyscypliną i w całkowitym sekrecie wybrać Marszałka Sejmu. Gdy więc zamykają się drzwi do Domu Świętej Marty, gdy dziennikarskie źródła zawodzą w opisie zakulisowej rzeczywistości, obraz - albo może raczej fresk - tego, co dzieje się w Kaplicy Sykstyńskiej, z pietyzmem odmalować może jedynie popkultura.

7 maja początek konklawe. Jak wygląda?
Źródło: Reuters

Konklawe vs "Konklawe"

Lubujący się w czarnym humorze internauci, zaraz po śmierci papieża Franciszka, zaczęli rozpowszechniać żart, jakoby była to najlepsza akcja promocyjna filmu, który choć zniknął z kin, to właśnie wchodził do cyfrowej dystrybucji i na rynek blu-ray. Bazujące na powieści Roberta Harrisa "Konklawe", w reżyserii Edwarda Bergera, zaczęło bowiem być oglądane na całym świecie jeszcze chętniej niż dwa miesiące wcześniej, gdy wciąż trwała jego oscarowa kampania. Ostatecznie, pomimo siedmiu nominacji, zdobył tylko jedną statuetkę, ale wiele wskazuje, że na lata będzie punktem odniesienia dla tego, co 7 maja rozpocznie się w sercu Watykanu.

Zwycięzca może być tylko jeden

- głosi symboliczny plakat filmu, na którym za kardynałem Thomasem Lawrence'em, dziekanem Kolegium Kardynałów, trzymającym charakterystyczną niewielką karteczkę z nazwiskiem potencjalnie przyszłego papieża, stoi odwróconych od siebie dwóch duchownych też biorących udział w tytułowym głosowaniu. Pierwszy to Joseph Tremblay, tyleż charyzmatyczny, co przebiegły konserwatysta; drugi to Aldo Bellini, liberał chcący kontynuować reformy zapoczątkowane przez zmarłego papieża. Kardynałowie muszą więc zdecydować nie tylko, na kogo postawić, ale też w którą stronę powinien zmierzać Kościół jako instytucja. Taki wybór przynajmniej sugerują twórcy filmu; pytanie: czy przed podobnym dylematem kardynałowie stoją w rzeczywistości?

Plakat filmu "Konklawe"
Plakat filmu "Konklawe"
Źródło: Monolith Films

- Patrzenie na konklawe jako wydarzenie polityczne, opisywanie podziału na kardynałów konserwatywnych i liberalnych, nie ma zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Pomija się w tym rozumowaniu prawdziwą naturę konklawe, a podziały wśród kandydatów rysuje się zbyt ostro. One rzeczywiście są, istnieją napięcia. Tylko to bardziej jest różnica zdań niż konflikt - objaśnia w rozmowie z TVN24+ ks. Przemysław Śliwiński, rzecznik Archidiecezji Warszawskiej i autor książki "Konklawe. Tajemnice wyborów papieskich".

- Konklawe jest zresztą specjalnie tak skonstruowane, żeby różnica zdań nastąpiła, żeby kardynałowie z całego świata mogli się wypowiedzieć. No i każdy z nich naprawdę ma inną wizję Kościoła, prawda? My patrzymy z naszego europejskiego punktu widzenia, wyławiamy jakąś frakcję tradycjonalistów i progresywistów i na tym koniec. Tym samym pomijamy różnice między kardynałami z bliskich nam krajów a tymi z Afryki i Ameryki Południowej, którzy mają zupełnie inne spojrzenie na Kościół, dostrzegają szereg jego innych bolączek czy potrzeb. Nie stawiam żadnych zarzutów filmowcom, mają pełne prawo do wypowiedzi artystycznych, natomiast po prostu konklawe jest zupełnie o czymś innym - o tym, jakim tematem powinien zajmować się Kościół. Na przykład w 2013 roku na konklawe mocno postulowano, żeby Kościół zajął się tematem ubogich… i stąd wybór Franciszka - tłumaczy ks. Śliwiński.

Zamiast garniturów - sutanny, zamiast polityków - kardynałowie. Niezależnie od przedmiotu sporu obradujących duchownych podczas konklawe, w myśl Harrisa i Bergera, przy podejmowaniu decyzji korzysta się raczej z instrumentarium cechującego polityczne porachunki, aniżeli oddaje się modlitwie i zawierza los Duchowi Świętemu. Gdy na jaw wychodzi skandal obyczajowy z udziałem jednego z kardynałów, inny łamie tajemnicę spowiedzi i po cichu rozpuszcza plotki, by wszyscy głosujący przemyśleli tę kandydaturę. Kolejny pretendent traci szansę na elekcję, kiedy na jaw wychodzi, że przekupywał kolegów, by wskazali właśnie jego. W międzyczasie odbywają się kolejne próby wyboru papieża, a kardynalskie frakcje zawierają i porzucają kolejne sojusze, głosują taktycznie, wbrew sobie - tylko po to, by oponent nie zdobył odpowiedniej większości.

- Każda fabuła jest przerysowana, żeby być wyrazista i lepiej trafiać do widza, natomiast jasne jest, że takie konklawe de facto trwa permanentnie. Na dworze papieża zawsze pojawiają się przynajmniej dwie frakcje, które siebie nawzajem zwalczają. Taka walka buldogów pod pięknie ułożonym dywanem - ocenia dla TVN24+ Artur Nowak, prawnik i publicysta, współautor książek, m.in. "Skandalistów w sutannach" i "Kryminalnej historii Watykanu". - Od wieków istnieje spór o nowoczesność, czy Kościół ma się zmieniać i w jakim tempie. Kiedyś przecież opozycja wobec papieża mniej lub bardziej jawnie spotykała się w St. Gallen. I to na nie byle jakim poziomie, bo chodziło o kardynałów, w tym m.in. Carla Marię Martiniego czy Godfrieda Danneelsa - dodaje Nowak. Obaj hierarchowie byli uznawani za progresywne skrzydło Kościoła, stanowiąc ideową przeciwwagę dla nauczania Jana Pawła II i Benedykta XVI. Martini dopuszczał antykoncepcję w pewnych sytuacjach i rozważał otwarcie diakonatu na kobiety, a Danneels nie miał nic przeciwko cywilnym związkom partnerskim dla par jednopłciowych.

Suchocka: papież nie może być zamknięty, jest mężem stanu w warunkach współczesnych
Źródło: TVN24

Co się dzieje na konklawe, jest objęte tajemnicą, z której zwolniony jest tylko papież. Oficjalnie nie wiadomo, jak rozkładają się głosy, kto na kogo głosował, ile nazwisk jest w grze o przywdzianie białej sutanny, ile potrzeba było w ogóle głosowań do rozstrzygnięcia. Wszyscy kardynałowie odczytują specjalną przysięgę, zgodnie z którą nie mogą zdradzić ani jednego szczegółu z przebiegu konklawe. Z pełnym przekonaniem nie sposób więc przesądzić, co ma miejsce, a co z pewnością się nie dzieje w tamtym czasie.

Ksiądz Przemysław Śliwiński w stosowanie politycznych haków i wyciąganie brudów wątpi: - Historię z filmu "Konklawe" uszyto bardzo grubymi nićmi, książka stanowiąca pierwowzór była bardziej subtelna. Kupowanie głosów jest zakazane. Kiedyś tak się zdarzało, ale to doświadczenie historyczne zaowocowało przysięgą kardynalską, która to wyklucza. Nie wolno uprawiać symonii pod karą ekskomuniki. Podobnie jest ze złamaniem tajemnicy spowiedzi w imię czyjegoś interesu.

Ks. Przemysław Śliwiński i publicysta Tomasz P. Terlikowski o filmie "Konklawe"
Źródło: TVN24

Jednak nawet najwyżsi kościelni dostojnicy niekoniecznie są kryształowi. Giovanni Angelo Becciu, który w wyniku wyroku sądowego za przekręty finansowe formalnie pozbawiony był możliwości głosowania, do ostatniej chwili domagał się dopuszczenia do tegorocznego konklawe.

Właśnie na dowód brudnych watykańskich rozgrywek jego historię przytacza Artur Nowak: - Kiedyś zadanie wyczyszczenia nieprawości w finansach watykańskich powierzono kardynałowi George'owi Pellowi. Doszło do konfrontacji z kardynałem Becciu, który był jedną z najważniejszych postaci u boku Franciszka. Ówczesny Substytut do Spraw Ogólnych w Sekretariacie Stanu [odpowiednik amerykańskiego szefa sztabu albo polskiego szefa kancelarii prezydenta czy premiera - red.] nie przekazywał Pellowi odpowiednich dokumentów pokazujących funkcjonowanie Banku Watykańskiego. Becciu w pewnym momencie robi tajemniczy przelew do firmy w Australii na kilkaset tysięcy euro, a później Pell z kolei zostaje wezwany do tej samej Australii i tam stawiane są mu zarzuty dotyczące molestowania seksualnego. Dziennikarze śledczy postawili tezę, że Becciu próbował przekupić świadków, żeby pozbyć się niewygodnego człowieka, który go ścigał. Przecież to jest jak kryminał.

Po skazaniu Becciu pozwał jeszcze dziennikarzy, którzy ujawnili jego udział w aferze, uznając, że przez ich artykuły stracił szansę na możliwość wzięcia udziału w konklawe i zostania papieżem. Proces przegrał, a szansę na tron piotrowy utracił bezpowrotnie.

Angelo Becciu
Angelo Becciu
Źródło: RICCARDO ANTIMIANI/EPA/PAP

Mamy papieża...?

"Kto wchodzi na konklawe jako papież, wychodzi z niego nadal jako kardynał" - mówi watykańska maksyma. A co, jeśli ktoś został papieżem, ale jednak wolałby nadal wyjść jako kardynał?

W filmie "Habemus papam" reżyser Nanni Moretti rysuje portret kardynała Melville'a, który zostaje wybrany na głowę Kościoła, i w momencie, gdy zebrani na placu św. Piotra mają go zobaczyć po raz pierwszy w białych szatach, gdy słyszą już słynne Habemus papam… doznaje ataku paniki i nie pojawia się na balkonie. To wydarzenie uruchamia kaskadę scen nietypowych dla filmów o papiestwie - spacerów nowo wybranego papieża "w cywilu" po Rzymie, rozgrywek karcianych kardynałów, meczów siatkówki wraz z zakonnicami, rzecznika prasowego Watykanu (w tej roli Jerzy Stuhr) próbującego zażegnać PR-ową katastrofę oraz… sesji terapeutycznych mających pomóc przezwyciężyć kryzys wiary najnowszemu następcy św. Piotra.

- To o wiele głębszy i mniej schematyczny film niż trzymające się ściśle ram thrillera "Konklawe". Swoją drogą ten obraz też ma takie zacięcie lewicowe, bo takie poglądy ma Nanni Moretti. Tyle że on już jest z katolickiej rodziny, jak wszyscy Włosi. Również opowiada fikcyjną historię, ale pod kątem psychologicznym jego obraz wydaje mi się bardziej prawdziwy, a przy tym ma też niekiedy charakter metafizyczny - komentuje dla TVN24+ ks. Andrzej Luter, krytyk filmowy piszący m.in. dla miesięcznika "Więź".

- Jest taka scena, jak z offu słychać myśli wszystkich kardynałów. "Nie ja, Panie". "Tylko nie mnie". To z jednej strony zabawne, a z drugiej realne, bo wszak każdy z biorących udział w głosowaniu może naprawdę obawiać się zostania wybranym - podkreśla ks. Andrzej Luter. I dodaje: - Lubię mówić, że "wątpliwości napędzają wiarę", a w tym filmie reżyser pokazuje człowieka w pełnym wymiarze. Można oczywiście nakręcić zawsze, jak wybierają papieża, on się ubiera, Habemus papam, wychodzi na ten balkon, wszyscy klaszczą… ale po co mi taki film? Od tego są dokumenty, a każdy z papieży przecież ma też normalne ludzkie problemy.

Nanni Moretti, kręcąc fikcję, wcale nie był tak daleki od rzeczywistości, jak mogłoby się wydawać. W 2005 roku - według książki "Prorok. Biografia Franciszka papieża radykalnego" - kardynał Jorge Mario Bergoglio podejrzewał, że jest wykorzystywany w rozgrywce przeciwko Josephowi Ratzingerowi. Zgodnie z danymi z odnalezionego dziennika elektora, z każdym kolejnym głosowaniem duchowny z Argentyny rósł bowiem w siłę. Będąc na granicy płaczu, miał potem błagać swoich kolegów, by w kolejnej turze oddali głos nie na niego, a na niemieckiego kardynała. Z konklawe wyszedł ostatecznie w szkarłatnej sutannie, a przeznaczenie udało mu się oszukać… albo tak się przynajmniej wydawało, bo osiem lat później przywdział już papieskie szaty.

Papież Franciszek i Benedykt XVI (już po przejściu na emeryturę)
Papież Franciszek i Benedykt XVI (już po przejściu na emeryturę)
Źródło: Getty Images

Na podobieństwo świątyni

Jak to jest siedzieć w Kaplicy Sykstyńskiej podczas konklawe? Istnieje bardzo ograniczona liczba Polaków, których można o to zapytać, choć absolutna większość z nich jest i tak związana tajemnicą. Konklawe za to ma za sobą - tyle że fikcyjne - Piotr Adamczyk, odtwórca roli Jana Pawła II w filmie "Karol - człowiek, który został papieżem" z 2005 roku.

- Atmosfera planu filmowego ma niewiele wspólnego z atmosferą konklawe, którą to w całym naszym rozgardiaszu filmowym usilnie starałem się sobie po prostu wyobrazić. Pamiętam, że skupiałem się wtedy nad emocjami, które mógł odczuwać Karol Wojtyła, gdy uświadamiał sobie, że kolejne odczytywane losy z jego nazwiskiem przybliżają go do momentu, w którym będzie musiał wziąć na swoje barki ogromną odpowiedzialność. Starałem się więc balansować między wzruszeniem, obawą, duchowością i innymi myślami, które w takich momentach mogą przepływać przez głowę kardynała wybieranego na głowę Kościoła - wspomina w rozmowie z TVN24+ aktor.

Piotr Adamczyk na premierze filmu "Karol - człowiek, który został papieżem" (czerwiec 2005 r.)
Piotr Adamczyk na premierze filmu "Karol - człowiek, który został papieżem" (czerwiec 2005 r.)
Źródło: Mariusz Makowski / Forum

Jeśli wierzyć widowni z Półwyspu Apenińskiego, Adamczyk był w tym wiarygodny. - Scena ta musiała podobać się wielu Włochom, bowiem często używano tego właśnie fragmentu podczas moich telewizyjnych wywiadów lub uroczystości. Włosi uwielbiają festiwale filmowe i wręczanie nagród - dodaje Adamczyk.

Inne zadania stoją przed ekipą filmową, a inne przed Kolegium Kardynałów, ale nie to jest powodem różnic w atmosferze. Żaden filmowy kapłan ze szkarłatnym biretem tak naprawdę nie był bowiem w tym samym miejscu, co prawdziwi hierarchowie Kościoła, choć lokalizacja jest jedną z cech charakterystycznych papieskich wyborów już od 1878 roku - począwszy od wyboru Leona XIII.

"Sąd Ostateczny" na ścianie oraz "Stworzenie Adama", "Stworzenie świata" i "Grzech pierworodny" na sklepieniu - te i szereg innych renesansowych fresków Michała Anioła w Kaplicy Sykstyńskiej stanowią nieodłączne elementy scenerii każdego konklawe i każdego filmu o konklawe. Autentyczne dzieła Buonarrotiego można jednak zobaczyć wyłącznie osobiście, na zdjęciach lub w filmach dokumentalnych. Żadna z profesjonalnych produkcji fabularnych nie miała okazji nagrać czegokolwiek w Kaplicy Sykstyńskiej, włącznie z hollywoodzkimi produkcjami, których budżety pozwalają na kręcenie w dowolnym miejscu na świecie.

Kaplica Sykstyńska
Kaplica Sykstyńska
Źródło: GREGORIO BORGIA/EPA/PAP

- Watykan nie zezwala na realizację produkcji filmowych na terenie tego wyjątkowego państwa. Jest natomiast właścicielem wielu palazzi poza swoimi granicami i w tych wnętrzach produkcja uzyskała pozwolenie na realizację zdjęć - uchyla rąbka tajemnicy Piotr Adamczyk. - Scena w Kaplicy Sykstyńskiej była realizowana właśnie w jednym z takich pałaców, który w postprodukcji uzyskał sufit Michała Anioła. Miałem okazję zobaczyć Kaplicę Sykstyńską w zupełnie innych okolicznościach, niż możemy to zrobić jako zwykli turyści. Byłem zaproszony na kameralny koncert z udziałem kardynałów. Byłem chyba jedynym, który nie patrzył na muzyków, a bez przerwy zadzierał głowę. Kardynałowie wydawali się przyzwyczajeni do tego miejsca lub też dużo bardziej kulturalni niż ja i nie chcieli robić przykrości muzykom - wspomina kręcenie filmu sprzed dwóch dekad aktor.

Mijają lata, dekady, a Watykan nie zmienia zdania. Edward Berger, kręcąc "Konklawe", nawet nie liczył na przychylność Stolicy Apostolskiej. Uzyskał zgodę jedynie na wykorzystanie na ekranie malowideł ze słynnej kaplicy (co ciekawe, wydaje ją nie Kościół, lecz osobna firma i to spoza Włoch). Kluczową świątynię odtworzono w legendarnym studio Cinecittà, w którym przed laty tworzył m.in. Federico Fellini. Atmosfera planu i tu nijak nie przypominała tej z prawdziwego konklawe. O szczegółach opowiada TVN24+ Jacek Koman, odtwórca roli arcybiskupa Woźniaka w "Konklawe": - Kiedy pierwszy raz zobaczyłem scenografię Kaplicy Sykstyńskiej, to szczerze mówiąc, zrobiło mi się przykro. Bez świateł wyglądała cała jak z dykty wyklejonej tanią fototapetą. Wystarczyło puknąć i od razu słyszało się charakterystyczny głuchy dźwięk. Zawsze fascynowały mnie jednak dobre scenografie filmowe - to rzeczywiście wyjątkowa sztuka, stworzyć coś takiego, żeby nas jako widzów oszukać - śmieje się.

Scena z filmu "Konklawe", reż. Edward Berger
Scena z filmu "Konklawe", reż. Edward Berger
Źródło: fot. Philippe Antonello/Focus Feature/Monolith Films

Korzystanie z prawdziwej kaplicy dodałoby dodatkowej warstwy realizmu, ale nagrywanie w studiu ma też wymiar praktyczny. - Ściany sięgały najwyżej do trzech metrów wysokości, może ciut więcej, sufit był dodawany potem na etapie montażu, sklejany z innych gotowych ujęć lub wygenerowanych całkowicie cyfrowo. Wszystko dlatego, żeby można było nad ścianami swobodnie powiesić kamery i poruszać nimi, by ostatecznie zrobić ujęcie w szerokim planie i pokazać ławy wypełnione kardynałami. Magia kina - tłumaczy polski aktor.

(Nie)fałszywy prorok

Umiera papież. Całkowicie siwe i przerzedzone włosy jasno wskazują, że odchodzi bogaty w co najmniej osiem dekad życiowego doświadczenia. Obok jego łóżka - oprócz szeregu księży - leżą charakterystyczne okulary z owalnymi, cienkimi metalowymi oprawkami. Mogłoby się wydawać, że to obrazek z poranka drugiego dnia świąt wielkanocnych, ale tak naprawdę wydarzył się już w październiku ubiegłego roku… w filmie "Konklawe", rozpoczynającym się od śmierci - jak uznają niektórzy - papieża łudząco podobnego do Franciszka.

Przygotowania do konklawe. Montaż komina na dachu Kaplicy Sykstyńskiej w Watykanie
Źródło: Reuters

Kiedy popkultura się myli, a kiedy prognozuje przyszłość? Bóg raczy wiedzieć. Niemniej z perspektywy czasu niektóre filmy czy gry wyglądają ewidentnie, jakby napisał je ktoś z pomocą "z góry". W instrukcji do planszówki Aberrant - osadzonej w fikcyjnej rzeczywistości pełnej ludzi z supermocami - można przeczytać bardzo realnie brzmiący opis świata, w którym po śmierci Jana Pawła II papieżem zostaje Benedykt XVI. Szkopuł w tym, że gra została wydana… w 1999 roku, na kilka lat przed odejściem Karola Wojtyły.

"Trzewiki rybaka" Michaela Andersona były z kolei jak prorok, który dopiero po latach przestaje być "fałszywy". Amerykańska superprodukcja z 1968 roku szybko spowszedniała, choć zgodnie z planem miała zawojować kina jako pierwsza na wielkim ekranie opowieść o konklawe, a także pionierskie spojrzenie na decyzję zapadającą pod freskami Michała Anioła. Wszystko było tu, nomen omen, po bożemu: pokaźny budżet, wysokie walory artystyczne, znane nazwiska w obsadzie i charakterystyczny dla czasów zimnej wojny antysowiecki przekaz. Tyle że problemy piętrzyły się niczym kolejne plagi egipskie - pierwotny reżyser zmarł przed rozpoczęciem zdjęć, Watykan odmówił współpracy i udostępnienia lokalizacji, kosztorys okazał się niedoszacowany, a po zmianach w scenariuszu autor książki odciął się od filmu i wycofał swoje nazwisko z napisów końcowych. Klapy finansowej już nie dało się uniknąć, ale po dekadzie film zmartwychwstał i żyje w pamięci widzów do dzisiaj, bo przepowiedział to, co stało się w rzeczywistości - wyniesienie kardynała z Europy Środkowo-Wschodniej na Stolicę Piotrową.

Kolegium Kardynałów wybrało papieża spoza Włoch… po raz pierwszy od czasów Hadriana VI… czyli 400 lat

- tuż po tym jak słynne Habemus papam wybrzmiewa na placu św. Piotra z niedowierzaniem relacjonuje to wydarzenie telewizyjny reporter.

Głównym bohaterem filmu, a jeszcze wcześniej powieści (debiutującej zresztą dokładnie w dzień śmierci Jana XXIII), jest arcybiskup lwowski Kirył Łakota. Po 20 latach spędzonych w syberyjskim łagrze zostaje niespodziewanie uwolniony, gdy znany mu strażnik więzienny zostaje szefem rządu ZSRR. Trwałość w wierze Łakoty zostaje doceniona przez papieża, który w Rzymie mianuje go kardynałem, ale wkrótce potem Ojciec Święty umiera. Gdy podczas konklawe dwóch papabili w drodze kolejnych głosowań nie jest w stanie uzyskać wymaganej większości, wbrew jemu samemu kardynałowie przez aklamację wskazują właśnie na kapłana z ówczesnego ZSRR.

Film nie precyzuje dokładnego czasu akcji, ale wiadomo, że ma ona miejsce w latach 70. - właśnie wtedy papieżem zostaje Kirył I. W 1978 roku w rzeczywistości wybór prawdziwego konklawe pada na Jana Pawła II… i film "Trzewiki rybaka" z odmętów historii kina trafia na karty jej podręczników.

Scena z filmu "Trzewiki rybaka" z 1968 roku
Scena z filmu "Trzewiki rybaka" z 1968 roku
Źródło: NZ/Collection Christophel/East News

"W ramach ostatniej desperackiej próby powstrzymania III wojny światowej organizuje się tajne spotkanie. Wszyscy liczą, że jednemu człowiekowi uda się to, w czym zawiedli światowi liderzy. Kiedyś był więźniem w rosyjskim łagrze, teraz jest papieżem" - głosi slogan na oficjalnym plakacie "Trzewików rybaka". Film przewiduje bowiem nie tylko pochodzenie nowego biskupa Rzymu, ale także geopolityczną wagę decyzji Kolegium Kardynałów w tamtych czasach. Jak pokazał pontyfikat Jana Pawła II, ówczesna misja papieża wykraczała poza rolę przywódcy duchowego, był on także liderem politycznym, wspierającym demokratyczne idee i określone kierunki zmian.

"To Rosjanin" - stwierdza w filmie wspomniany reporter, wyraźnie skonsternowany tym, co się dzieje w Watykanie. "Kiedy świat jest w kryzysie, nie sposób ocenić… jakie to będzie miało skutki" - relacjonuje dalej.

Produkcja niejednokrotnie wychodzi poza mury Watykanu, pokazując radzieckie obozy dla więźniów, przyjęcia koktajlowe dla włoskiej elity, sowieckie sztaby dowodzenia i polityczne spotkania na szczycie. W ten sposób "Trzewiki rybaka" akcentują sferę stosunków międzynarodowych, zdecydowanie odróżniając się tym samym od ostatniego "Konklawe". W warstwie ikonograficznej czerpiącego pełnymi garściami z inscenizacji i aranżacji filmowej Kaplicy Sykstyńskiej Michaela Andersona, ale jednocześnie kameralnego i zamkniętego w kilku - nawet jeśli w spektakularnych, to jednak nielicznych - pomieszczeniach.

Apokalipsa św. Malachiasza

Kogo wybiorą kardynałowie na następcę Franciszka? Jeden scenariusz przewija się od wieków, choć wydaje się tak ostateczny, że nawet popkultura rzadko po niego sięga.

Zgodnie z przepowiednią św. Malachiasza - zachowaną w formie XVI-wiecznego łacińskiego tekstu opisującego byłych i przyszłych papieży - "gdy [na tronie] zasiądzie Piotr Rzymianin, który będzie paść owce podczas wielu cierpień, (...) miasto siedmiu wzgórz [Rzym] zostanie zniszczone i straszny Sędzia osądzi swój lud". Choć autentyczność proroctwa podawana jest w wątpliwość do dzisiaj, to na 266 papieży w Kościele katolickim jeszcze żaden nie przyjął imienia pierwszego biskupa Rzymu.

Aktualnie czytasz: Gdzie kardynałowie zamykają drzwi, tam kino je otwiera

"Piotr II" zasiada na watykańskim tronie w powieści "The Third Secret" Steve'a Berry'ego, według której trzecia tajemnica fatimska miałaby być zupełnie inna niż ta realnie ujawniona przez Jana Pawła II, a jej wyjście na światło dzienne mogłoby wstrząsnąć globalnym porządkiem. Skoro jednak duchowny o takim imieniu miałby być ostatnim papieżem w świecie, jaki znamy, może nic dziwnego, że pojawia się też w popularnej niegdyś za oceanem serii książek "Left Behind"... o końcu świata. W fikcyjnej rzeczywistości Tima LaHaye'a i Jerry'ego B. Jenkinsa po wniebowzięciu wspierającego luterańskie reformy Jana XXIV kardynał - nieprzypadkowo zresztą o imieniu Peter - Mathews z Cincinnatti staje właśnie na czele Stolicy Apostolskiej jako Najwyższy Kapłan Enigmatycznej Babilońskiej Jednej Światowej Wiary (oryg. Enigma Babylon One World Faith).

W filmach na podstawie książek tego wątku jednak nie zekranizowano. W innych - niepowiązanych z tą franczyzą - też jak dotąd papież o takim imieniu się nie pojawił. Żaden reżyser najwyraźniej nie jest gotowy na apokaliptyczne konklawe wskazujące Piotra II, nie wspominając już o następującym po nim potencjalnie wiecznym sede vacante.

Czytaj także: