Marcin Przydacz, wiceminister spraw zagranicznych, przekonywał w TVN24, że dzieci z Michałowa "nie koczują w żadnym lesie". Komentował też słowa prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który zapewniał, że rzeczonej grupie migrantów "z całą pewnością nic nie zagraża".
Dziennikarze, którzy w związku ze stanem wyjątkowym nie mają wstępu na teren pasa przygranicznego, od dwóch tygodni próbowali się dowiedzieć, co stało się z grupą migrantów - w tym kobiet i dzieci - wobec których Straż Graniczna zastosowała procedurę push back i odwiozła z Michałowa z powrotem na granicę.
W miniony weekend pojawiło się w internecie nagranie pokazujące kilkudziesięcioosobową grupę migrantów koczujących prawdopodobnie po białoruskiej stronie, bardzo blisko granicy z Polską. Najprawdopodobniej widać na nim dzieci migrantów z Michałowa. Wskazują na to ich wygląd i charakterystyczne elementy ubioru.
Przydacz: dzieci z Michałowa nie koczują w żadnym lesie
7 października na konferencji prasowej wicepremier do spraw bezpieczeństwa i prezes PiS Jarosław Kaczyński został zapytany o los dzieci z Michałowa. - Zostały po prostu wraz ze swoimi rodzicami w jakimś bezpiecznym miejscu przetransportowane z powrotem do Białorusi. Z całą pewnością nic im z tego powodu nie zagraża - odpowiedział.
O słowa prezesa PiS był pytany we wtorek w "Rozmowie Piaseckiego" wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz. - Widocznie pan prezes Kaczyński ma jakieś dodatkowe informacje dotyczące stanu tych dzieci. Stąd takie słowa - powiedział.
Przekonywał, że dzieci z Michałowa "nie koczują w żadnym lesie". - To jest teraz pytanie do strony białoruskiej, co robi z migrantami, których sprowadza tu z drugiego końca świata i celowo próbuje przeszmuglować przez granicę - dodał wiceszef dyplomacji.
Jak mówił, "cała dyskusja wokół granicy koncentruje się na aspekcie humanitarnym". - To jest ważny aspekt, należy się też na nim koncentrować. Ale brakuje mi dyskusji o aspekcie dotyczącym bezpieczeństwa państwa polskiego. Dyskusja ciągle dotyczy sytuacji dzieci i to jest emocjonalny szantaż, który próbuje stosować Alaksandr Łukaszenka - stwierdził Przydacz.
- Z tego co wiem, rodzice tych osób zdecydowały, że nie będą składały wniosków o azyl w Polsce. Chcą ten wniosek złożyć w Niemczech. Nie ma takiej prawnej możliwości, żebyśmy my transportowali tych migrantów bezpośrednio do Niemiec - powiedział wiceminister.
Dodał, że "nie mamy umowy o readmisji z Irakiem", by móc odesłać migrantów do ich kraju. - Żeby podpisać taką umowę, trzeba by przekonać Irak. Niestety żadnemu z państw Unii Europejskiej to się nie udało - zaznaczył.
Przydacz: TSUE próbuje rozszerzać swój zakres kompetencji
Przydacz komentował też czwartkowy wyrok Trybunału Konstytucyjnego dotyczący prawa unijnego. O zbadanie części przepisów unijnych wnioskował do Trybunału premier Mateusz Morawiecki.
- Od wielu lat Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej próbuje rozszerzać swój zakres kompetencji. A narodowe trybunały konstytucyjne próbują mitygować TSUE w tej ponadnormatywnej działalności. Rząd zawnioskował o zbadanie, czy tego typu aktywność interpretacyjna TSUE jest zgodna z polską konstytucją - mówił wiceminister.
TK - mówił - "stwierdził, że takie i takie normy wyinterpretowane z przepisów traktatowych przez TSUE są niezgodne z konstytucją". - To nie znaczy, że same zapisy są niezgodne. To aktywność TSUE wychodząca poza przypisany zakres kompetencji jest niezgodna z polską konstytucją - zaznaczył.
Przydacz: nie ma decyzji, co do tego, żeby płacić kary za Turów
Wiceminister mówił też o karach finansowych nałożonych na Polskę przez TSUE za niewstrzymanie działalności kopalni węgla brunatnego Turów. Rzecznik Komisji Europejskiej przekazał w poniedziałek, że KE wyda "w odpowiednim czasie" wezwanie do zapłaty.
- Nie ma jeszcze wezwania do zapłaty. Jak będzie - będziemy je interpretować. Zobaczymy, co przyjdzie. Jak słyszałem z ust decydentów politycznych, nie ma decyzji, co do tego, żeby tego typu kary płacić - powiedział.
Przydacz przyznał, że orzeczenie TSUE "jest bardzo trudne do realizacji, a tak naprawdę niemożliwe i nie dające takiego skutku, o jaki wnioskowała strona wnioskująca".
Przydacz: te pieniądze nam się należą
Przydacz mówił też o wciąż niewypłacanych Polsce środkach z unijnego Funduszu Odbudowy. Podkreślił, że "nie ma mowy o żadnej rezygnacji z działań". - Prowadzone są rozmowy z Komisją Europejską. Póki co postawa Komisji nie jest do końca zrozumiała. Skoro nie ma zarzutów merytorycznych - a to Komisja powiedziała - nie ma zarzutów merytorycznych do Planu Odbudowy, więc pytanie, jaka jest podstawa do przetrzymywania tej decyzji dotyczącej wypłaty środków - powiedział.
Przekonywał, stan polskiej gospodarki "jest bardzo dobry, na tle także innych gospodarek unijnych wychodzących z pocovidowej recesji". - W moim przekonaniu osobistym, nie uzasadnia tezy, że należy rezygnować ze środków, które - cytując klasyka - nam się po prostu należą - powiedział Przydacz.
Jak dodał, "środki europejskie nie tylko są potrzebne polskiej gospodarce, ale co na bazie traktatów i decyzji podjętych przez Radę Europejska (...) są Polsce należne".
Zdaniem Przydacza, "jeżeli by tak było, że merytorycznie ten projekt (Krajowy Plan Odbudowy - red.) jest akceptowany, a ze względów politycznych Komisja wstrzymuje go, to nie może być mowy o praworządnym postępowaniu".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24