Biznesmen, który miał wyłożyć fundusze na zakup działki od żony premiera Mateusza Morawieckiego, wraz z grupą przyjaciół i wspólników od lat przejmuje nieruchomości po banku BZ WBK, w którym prezesem był obecny szef rządu - pisze "Gazeta Wyborcza". W odpowiedzi na artykuł Centrum Informacyjne Rządu napisało, że "Mateusz Morawiecki jako prezes banku BZ WBK nie zajmował się procesem sprzedaży nieruchomości należących do banku", a "sprzedaż odbywała się według określonych procedur i po uzyskaniu wycen rynkowych".
Na wstępie artykułu "Śledztwo 'Wyborczej': działka Morawieckich i grupa trzymająca kamienice BZ WBK", dziennikarze Jacek Harłukowicz oraz Marcin Rybak przypominają o sprawie działek o wielkości 14,8 oraz 0,19 hektara, które - jak pisała w 2019 roku "GW" - w momencie zakupu warte były 4 miliony złotych, a Morawieccy kupili je od Kościoła za 700 tys. zł. Po publikacji premier zlecił wycenę nieruchomości biegłym. Oni wartość ocenili na 14,3 mln zł. Latem 2021 roku Iwona Morawiecka sprzedała działkę za niemal 15 milionów złotych.
Od grudnia 2013 roku - kiedy Morawiecki był jeszcze prezesem banku BZ WBK - w wyniku podziału majątku właścicielką działek jest wyłącznie żona szefa rządu. Nie widnieją więc one - a zatem i dochód z ich sprzedaży - w oświadczeniach majątkowych Mateusza Morawieckiego.
"Wyborcza": skupowanie, gdy Morawiecki był już w rządzie
"Ziemię kupiła powołana zaledwie kilka miesięcy wcześniej spółka dwóch dolnośląskich prawników: Jerzego Paskarta i Marcina Sobusia" - pisze "Wyborcza", przypominając, że według wcześniejszych ustaleń gazety pieniądze na zakup wyłożył Paweł Marchewka, właściciel firmy z branży gier komputerowych Techland oraz jeden z najbogatszych Polaków.
Według dziennikarzy w 2021 roku żona biznesmena, Aleksandra, kupiła lokal przy pl. Grunwaldzkim we Wrocławiu, który "w 2020 r. Iwona Morawiecka sprzedała Bogdanowi Szagdajowi, biznesmenowi i wieloletniemu przyjacielowi rodziny premiera, w latach 2002-2012 współwłaścicielowi pokościelnej działki Morawieckich na Oporowie". "I to on odsprzedał lokal przy pl. Grunwaldzkim Aleksandrze Marchewce" - dodają.
"Wyborcza" twierdzi, że spółka założona przez małżeństwo Marchewków, jak również firmy ich przyjaciół i wspólników "od lat zajmują się skupowaniem nieruchomości należących w przeszłości do banku BZ WBK, którego prezesem do 9 listopada 2015 r. był Mateusz Morawiecki". "W sumie zlokalizowaliśmy kilkanaście takich nieruchomości we Wrocławiu, Poznaniu, Katowicach i mniejszych miejscowościach" - pisze dziennik.
"GW" o skupowaniu nieruchomości od banku BZ WBK
Jak pisze "Gazeta Wyborcza", w czerwcu 2015 roku, gdy prezesem BZ WBK nadal był Mateusz Morawiecki, "bracia Andrzej i Waldemar Kowalczykowscy oraz deweloperska firma Ultranet (kilka lat później wybuduje siedzibę Techlandu Marchewki we Wrocławiu) rejestrują spółkę Invest-Ultranet". "Pełnomocnikiem spółki zostaje Jerzy Paskart - ten sam, którego firma kupiła w zeszłym roku działkę od Iwony Morawieckiej" - wskazano.
Dziennik opisuje więzy, który mają łączyć bohaterów artykułu. "Andrzej Kowalczykowski to lekarz ginekolog, na co dzień związany z prywatnym gabinetem prowadzonym przez Stefana Skrockiego, teścia Pawła Marchewki. Jest też sąsiadem Skrockiego" - czytamy. Jego żona, Edyta, według "GW" ma być znajomą z czasów studenckich Iwony Morawieckiej.
Invest-Ultranet we wrześniu 2015 roku - gdy prezesem BZ WBK jest nadal Mateusz Morawiecki - miała kupić od banku biurowiec przy ul. Ofiar Oświęcimskich we Wrocławiu. Dokładna suma transakcji nie jest znana. "29 maja 2017 r. połowę udziałów w firmie wspólnicy sprzedają Pawłowi Marchewce za 8,2 mln zł. A on od razu wnosi je aportem do założonej dwa tygodnie wcześniej spółki AP Marchewka Investment, którą wraz z żoną Aleksandrą wykorzystują do inwestowania w nieruchomości. To właśnie do niej przez kilka kolejnych lat będą trafiać budynki kupowane od BZ WBK" - pisze "Wyborcza".
Spółka Invest-Ultranet została wykreślona z KRS na początku maja, czyli - jak uważają dziennikarze - już po tym, gdy zaczęli interesować się zakupem biurowca.
Jeszcze w 2013 roku "Andrzej Kowalczykowski z żoną Edytą, jego brat Waldemar, a także trzy inne osoby, w tym Andrzej Konwent, kupują od banku BZ WBK starą kamienicę przy pl. Wolności we Wrocławiu". "Czy to dzięki znajomości Edyty Kowalczykowskiej z żoną Morawieckiego inwestorzy dowiedzieli się o możliwości zakupu kamienicy?" - pyta dziennik.
"Waldemar Kowalczykowski zaprzeczył, by kiedykolwiek rozmawiał z Mateuszem Morawieckim. Andrzej Kowalczykowski nasze pytania zignorował. Na rozmowę z nami mimo wielokrotnych próśb nie zdecydowali się również premier i jego żona" - pisze "Wyborcza". Znajomości z premierem zaprzeczył także Andrzej Konwent, który zaprosił dziennikarzy na rozmowę do kamienicy przy pl. Kościuszki w centrum Wrocławia, którą w maju 2015 roku biznesmen miał odkupić od banku BZ WBK za 11 milionów złotych.
"GW" zauważa jednak, że teściem Konwenta jest Andrzej Jaroch, "prominentny wrocławski polityk Prawa i Sprawiedliwości, w latach 2005–2007 senator tej partii, dziś przewodniczący sejmiku dolnośląskiego i członek rady nadzorczej jednej ze spółek z Grupy KGHM". "W latach 80. Jaroch działał w Solidarności Walczącej Kornela Morawieckiego, ojca premiera. Z Mateuszem Morawieckim pod koniec lat 90. działał w AWS" - dodaje.
"Wyborcza" o "schemacie" zakupu nieruchomości
"Gazeta Wyborcza" pisze także o "schemacie" działania przy zakupie działek po BZ WBK. "Stroną transakcji z bankiem zawsze są Andrzej i Waldemar Kowalczykowscy, którzy niedługo po zakupie większość udziałów w kamienicach odsprzedają spółce AP Marchewka Investment. Resztę przenoszą aportem do firmy Investment-Zandar Holdings Ltd., którą rejestrują w 2017 r." - pisze dziennik.
"AP Marchewka Investment i Investment-Zandar Holdings Ltd. wspólnie są dziś właścicielami co najmniej 10 nieruchomości należących w przeszłości do BZ WBK, rozsianych po całej Polsce" - dodaje "Wyborcza" i wymienia miasta, w których bracia mieli kupować nieruchomości: Lublin, Kalisz, Poznań, Konin, Katowice, Opole, Leszno i Ostrołęka.
"Wyborcza" napisała, że "pod wszystkimi tymi adresami, choć zmienił się właściciel budynków, do dziś funkcjonują oddziały banku Santander, który kilka lat temu wchłonął BZ WBK". Gazeta pisze, że pełnomocniczka banku, której nazwisko miało pojawiać się w aktach notarialnych, odmówiła rozmowy z dziennikarzami. Chęci na rozmowę nie wyrazili również przedstawiciele Santander Bank Polska.
W odpowiedzi na pytania zadane drogą mailową Ewa Krawczyk, menedżer ds. komunikacji z mediami w Santanderze napisała, że "zgodnie z modelem biznesowym i strategią Bank sprzedaje swoje nieruchomości od około 10 lat". "W tym czasie sprzedaliśmy ponad 100 różnych nieruchomości" - napisała. Jak dodała "bank po zakończonym procesie sprzedaży nie analizuje i nie monitoruje dalszych losów sprzedanych nieruchomości i ich potencjalnych właścicieli".
Oświadczenie Centrum Informacyjnego Rządu
Do artykułu "Wyborczej" odniosło się w poniedziałek w komunikacie Centrum Informacyjne Rządu. Czytamy w nim, że "Mateusz Morawiecki jako prezes banku BZ WBK nie zajmował się procesem sprzedaży nieruchomości należących do banku", a "sprzedaż odbywała się według określonych procedur i po uzyskaniu wycen rynkowych". Zaznaczono również, że od czasu, gdy Morawiecki przestał pełnić funkcje w zarządzie banku i rozpoczął działalność w administracji państwowej, nie posiada on wiedzy o sprzedaży nieruchomości przez bank "ani o ofertach kierowanych do kogokolwiek".
W komunikacie napisano również, że żona premiera sprzedała działkę po cenie rynkowej. "Jej wartość oszacowało dwóch biegłych rzeczoznawców - jeden na 14 349 tys. zł (ok. 95 zł za m kw) - wycena dokonana blisko 3 lata temu, a drugi na 17 162 tys. zł (ok. 114 zł za m kw) - wycena dokonana w lutym br." - czytamy. "'Gazeta Wyborcza' już w lipcu 2019 r. musiała sprostować nieprawdziwe dane przedstawiane w tej sprawie" - dodano.
CIR w komunikacie pisze również, że "ani premier Mateusz Morawiecki, ani jego żona nie mają żadnych relacji z nabywcami tej nieruchomości". "Materiał przedstawiony przez 'Gazetę Wyborczą' tworzy nieistniejącą i alternatywną rzeczywistość, dowolnie i bez oparcia w faktach łącząc jedne informacje z innymi, często mimo zaprzeczeń osób ujętych w treści tekstu. Niestety prawda nie jest dla nich w tym przypadku ważna" - oceniono.
Źródło: "Gazeta Wyborcza", PAP