Dyżurny ruchu ze Starzyn, podejrzewany o nieumyślne spowodowanie katastrofy kolejowej pod Szczekocinami, trafi na miesięczną obserwację sądowo-psychiatryczną w warunkach szpitalnych - poinformował rzecznik Sądu Okręgowego Bogusław Zając. Z decyzją sądu zgodził się pełnomocnik Andrzeja N., Witold Pospiech stwierdzając, że "to pozwoli na ostateczne wyjaśnienie, czy dyżurny będzie mógł składać wyjaśnienia, czy nie."
Sąd Okręgowy w Częstochowie uwzględnił wniosek prokuratury w tej sprawie. W opinii przesłanej do prokuratury biegli lekarze wskazywali, że dla pełnej oceny stanu zdrowia psychicznego konieczne jest zarządzenie obserwacji sądowo-psychiatrycznej. Ponieważ było to związane z pozbawieniem wolności, zgodę na obserwację musiał wyrazić sąd.
4 tygodnie obserwacji
Choć Andrzej N. został zatrzymany już następnego dnia po katastrofie, stan zdrowia nie pozwalał na jego przesłuchanie i formalne postawienie mu zarzutu. Mężczyzna przebywa obecnie w jednym ze szpitali psychiatrycznych w regionie, z którego trafi na miesiąc do specjalnego, zamkniętego oddziału. Po obserwacji biegli wydadzą dokładną opinię na temat stanu zdrowia podejrzanego. - Wynik obserwacji jest oczywiście przyszły i niepewny. (...) Jeżeli w ciągu czterech tygodni lekarze nie będą w stanie wydać stosownej opinii, mogą wystąpić do sądu o przedłużenie tej obserwacji na dalszy konkretny okres, nie dłużej niż cztery tygodnie - podkreślił Zając. Wobec tego Andrzej N. będzie mógł spędzić w zakładzie psychiatrycznym maksymalnie osiem tygodni.
Wynik obserwacji jest oczywiście przyszły i niepewny. (...) Jeżeli w ciągu czterech tygodni lekarze nie będą w stanie wydać stosownej opinii, mogą wystąpić do sądu o przedłużenie tej obserwacji na dalszy konkretny okres, nie dłużej niż cztery tygodnie Bogusław Zając, rzecznik Sądu Okręgowego w Częstochowie
"Jest zupełnie bezwolny"
W opinii pełnomocnika Andrzeja N., mec. Witolda Pospiecha, decyzja sądu była bardzo słuszna. Jak podkreślił, sam poparł dziś w sądzie wniosek złożony przez częstochowską prokuraturę. - To tylko pozwoli na ostateczne wyjaśnienie, czy (dyżurny ruchu - red.) będzie mógł składać wyjaśnienia czy nie. To jest niezwykle ważne dla niego i dla całego procesu - zaznaczył.
Zwrócił również uwagę, że stan jego klienta jest tak zły, że nie ma z nim żadnego kontaktu. - Zupełnie wyłączona świadomość. Ruchy spowolnione. Nie mógł podpisać mi pełnomocnictwa, wymagało to ogromnego wysiłku. Jest zupełnie bezwolny - opisywał adwokat. Przyznał jednak, że na tym etapie śledztwa ma jeszcze swobodny dostęp do Andrzeja N., a prokuratura "nie robi żadnych problemów" w tej kwestii. Podkreślił równocześnie, że jego klient nie usłyszał jeszcze żadnego zarzutu, ale "być może taki zarzut zostanie sformułowany jeszcze dziś".
Zapytany, jaka będzie wówczas jego przypuszczalna linia obrony, gdyby dyżurnemu postawiono zarzuty odpowiedział, że na chwilę obecną nie wie, bo "nie zna faktów". - Trudno przyjąć jakąś linię obrony, jak ich nie ma. Jak będą fakty, to wtedy będziemy się zastanawiać - powiedział. I dodał: - To długie śledztwo, wobec tego musi być bardzo szczegółowo prowadzone.
Istotne czynności
Prokuratura zaznaczyła, że ewentualna obserwacja sądowo-psychiatryczna nie wyklucza możliwości przesłuchania dyżurnego ruchu w charakterze podejrzanego, uzależnione jest to jednak od opinii biegłych na temat jego stanu zdrowia. Jak podkreślił Tomasz Ozimek z częstochowskiej prokuratury, czynności prowadzone przez biegłych lekarzy "są bardzo ważne dla prokuratury". - Dają one bowiem odpowiedź na podstawowe pytanie - czy w tej sprawie doszło do popełnienia przestępstwa, czyli jaki był stan zdrowia dyżurnego w chwili zarzucanego mu czynu - powiedział Ozimek.
Prokurator przypomniał, że w śledztwie zgromadzono już bardzo obszerny materiał dowodowy, który jest teraz przedmiotem analizy śledczych. Dodał, że w tym tygodniu prokuratorzy zamierzają opracować tzw. plan śledztwa - dokument zawierający charakterystykę dotychczas zebranych dowodów, ewentualne wersje śledcze, a także będzie określał czynności, które w tej sprawie będą musiały być wykonane.
Ozimek był też pytany o pojawiające się informacje, że maszynista pociągu Interregio mógł nie być sam w elektrowozie w chwili katastrofy. - Nie komentujemy tego typu informacji - skonkludował.
Wobec dyżurnego ze Starzyn prokuratura wydała już wcześniej postanowienie o przedstawieniu zarzutu nieumyślnego spowodowania katastrofy ze skutkiem śmiertelnym. Grozi za to do ośmiu lat więzienia. Według śledczych mężczyzna, pełniąc obowiązki dyżurnego ruchu, doprowadził do skierowania jednego z pociągów na niewłaściwy tor, co spowodowało czołowe zderzenie z drugim składem.
16 ofiar katastrofy
3 marca wieczorem w pobliżu Szczekocin k. Zawiercia - na zjeździe z Centralnej Magistrali Kolejowej w kierunku Krakowa - zderzyły się czołowo pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy Wschodniej i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa Wsch. - Kraków Główny. Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na tor, po którym z naprzeciwka jechał pociąg Przemyśl-Warszawa. W wyniku katastrofy zginęło 16 osób, a 57 zostało rannych.
Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot. PAP/Andrzej Grygiel