"JEDEN Z NICH". OBEJRZYJ REPORTAŻ BARTOSZA ŻURAWICZA W TVN 24 GO >>>
CZĘŚĆ PIERWSZA: KIEROWCA
Godzina 5.00. Jest 25 czerwca 2018 roku. Już widno.
Srebrne audi pokonuje zakręt w lewo, auto wpada w poślizg. Karolowi i Kamilowi sekundy po uderzeniu w nasyp ziemi błyśnie przed oczami ich dom, znajdujący się kilkaset metrów dalej. Huk gniecionej blachy zrywa ze snu mieszkańców Krużlowej Niżnej.
Wśród nich jest wujek 19-letnich wtedy chłopaków. Zakłada buty i w samej bieliźnie biegnie na przełaj przez łąkę. Ma z górki, jakieś 200 metrów. W zniszczonym aucie widzi trzy osoby: z przodu doskonale znani mu bliźniacy: Karol i Kamil. Z tyłu, za kierowcą siedzi dziewczyna. Na pierwszy rzut oka nie zobaczy, że już nie żyje - prawa strona jej głowy została zmiażdżona.
Świadek zdał sobie sprawę, że nie ma przy sobie telefonu. Wraca na górę. W tym czasie na miejsce biegną już inni mieszkańcy Krużlowej.
Po kilku minutach przy wraku jest Małgorzata, strażaczka ochotniczka. Widzi zakleszczoną na tylnym fotelu dziewczynę i chłopaka, który był już na tylnej kanapie.
"Opierał się rękoma o przednie fotele, głowę miał pomiędzy nimi" - zezna potem w prokuraturze.
"Ten chłopak pytał dziewczynę, czy żyje. Ona nie odpowiadała" - uzupełni inny ze świadków.
Drugi z braci chodzi wokół auta, potem się oddala.
"Ten, który odszedł, był kierowcą" - zezna wujek chłopaków. Odchodzącego dziewiętnastolatka widział, zbiegając - po raz drugi tego ranka - z góry.
Godzina 5.30. Strażacy rozcinają karoserię audi, żeby wydostać z wnętrza Angelikę. Kiedy pracują, widzą lewą część twarzy dziewczyny. Kiedy zobaczą prawą, będą już pewni, że dziewczyny nie da się uratować.
Na miejscu jest już policja. Niedaleko domu na wzgórzu patrol zauważa zakrwawionego Karola. Próbował wrócić do domu. To on schował się w krzakach, kiedy trwała akcja ratunkowa Angeliki i jego brata. W tamtym momencie wszyscy w okolicy są przekonani, że to on odpowie za spowodowanie tragicznego wypadku.
"Pójdzie siedzieć" - mówią mieszkańcy obudzonej już wioski. Mówią tak, bo policjant jasno daje do zrozumienia, że chłopak jest pijany.
Alkohol
Godzina 7.47. Karol i Kamil są w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym w Nowym Sączu.
- Ile piłeś? - pyta policjant.
- Trzy piwa, jakieś półtora litra.
- O której? - pyta policjant.
Karol przekonuje, że pił przed północą. Wynik badania: 0,7 promila. Drugi test, powtórzony pół godziny później pokazuje, że chłopak wolno, ale trzeźwieje: 0,65 promila.
Kamil też jest jeszcze pijany: godzinę po wypadku alkomat pokazuje, że ma około 1,2 promila.
Wersja Kamila, którą przedstawi potem w prokuraturze:
"Niczego nie pamiętam".
Wersja Karola:
"Jechaliśmy ze stacji do domu. Angelika siedziała za kierownicą, bo była trzeźwa. Mój brat siedział z przodu, na miejscu pasażera, a ja z tyłu. Wypadku nie pamiętam. Jak było już po zderzeniu, to klęczałem na jakiejś kładce. Potem położyłem się w krzakach. Po dłuższej chwili wstałem i poszedłem w kierunku domu, tam zatrzymali mnie policjanci. Więcej nie pamiętam".
Obydwaj będą się tych wersji uparcie trzymać.
Iluzja
Do domu Angeliki przyjeżdża policja. Jest już po godzinie siódmej. Matka dziewczyny, Katarzyna Purgal szykuje się do pracy.
- Pani córka miała wypadek. Samochód wypadł z drogi, niestety nie udało się jej uratować - tak zapamięta to Katarzyna.
- Zostańcie w domu - mówi Karolinie. Po Angelice ona jest najstarsza. Ma zaopiekować się trójką pozostałych dzieci.
Katarzyna jest na miejscu po kilku minutach, to ledwie kilka kilometrów. Widzi rozbite audi i ciało córki.
W szoku słucha policjanta: że Angelika jechała z tyłu, że w środku było jeszcze dwóch chłopaków. Że kierowca był pijany i po zdarzeniu uciekł.
- Dwanaście lat więzienia za to grozi - przekazuje jej policjant.
Katarzyna o karze dla sprawcy nie myśli. Przecież to jasne, że za to odpowie.
Tak jej się wtedy wydawało.
To nie może być trudne...?
Śledztwo w sprawie spowodowania wypadku śmiertelnego w stanie nietrzeźwości wszczyna prokuratura w Gorlicach. Ustala, że:
- Angelika i bracia bliźniacy byli na imprezie
- Angelika nie piła, dwa tygodnie wcześniej zdała egzamin na prawo jazdy
- miała odwieźć chłopaków autem, które należało do ich rodziców
- z jakiegoś powodu za kierownicą siada jeden z braci (domyślnie, na podstawie zeznań świadków chodziło o Karola) i doprowadza do wypadku
Na wstępnym etapie śledztwa prokurator prowadząca przesłuchuje Karola i przedstawia mu zarzuty. Ten się nie przyznaje i po raz kolejny opowiada o dziurze w swojej pamięci. Ponieważ drugi z braci też nie pamięta (albo nie chce pamiętać), co działo się 25 czerwca o 5 nad ranem, prokurator wie już, że musi liczyć na obiektywne dowody, na podstawie których będzie musiała oprzeć akt oskarżenia. A tu - na każdym kroku - pojawiają się problemy.
PROBLEM PIERWSZY: OBRAZ
Kamera na stacji benzynowej nagrała audi jadące w kierunku Krużlowej Niżnej. Na nagraniu widać, że za kierownicą jest jeszcze Angelika. Stacja jest niecałe 10 kilometrów od miejsca wypadku. Niestety, nie ma żadnych świadków, którzy widzieliby, jak dziewczyna zamienia się miejscem za kierownicą z jednym z braci.
Zeznania świadków, którzy pomagali tuż po wypadku też niewiele wnoszą: wszyscy podkreślają, że Karol i Kamil są - nomen omen - bliźniaczo podobni. Nie może ich odróżnić nawet ich wujek, który jako jedyny widział jednego z chłopaków za kierownicą.
PROBLEM DRUGI: DOTYK
Srebrne audi trafia na policyjny parking. Z jego kierownicy technicy pobierają odciski palców. Pasują do Karola, Kamila i Angeliki. Nic niezwykłego - dziewczyna jechała autem, a chłopaki wcześniej wielokrotnie wymieniali się za kierownicą.
Prokuratura potrzebuje dowodu na to, kto był za kierownicą w momencie wypadku. Dlatego do analizy zabezpieczony zostaje dywanik kierowcy, pedał sprzęgła i gazu oraz buty od wszystkich uczestników zdarzenia. Założenie jest takie, że w wyniku działania dużych sił na którymś z tych elementów mogły pozostać mikroślady pochodzące z butów. Niestety - ślepa uliczka. Na pedałach nie pozostały ślady z obuwia - najpewniej kierowca zdjął z nich nogi chwilę przed uderzeniem w geście obronnym. Po uderzeniu w nasyp ziemi siły zadziałały tak, że nogi kierowcy nie otarły się o dywanik.
PROBLEM TRZECI: ZAPACH
W siedzibie policyjnego laboratorium kryminalistycznego pojawiają się cztery psy specjalizujące się w badaniu śladów zapachowych: Lipton, Miętus, Jaz i Jurg. Każdy z nich najpierw zapoznaje się z zapachem Karola, Kamila i Angeliki (psy wąchają zabezpieczone w słoikach tampony zapachowe). Wzorowo wykonują testy pozytywne (w których mają potem wskazać, w której z próbek jest zapach, z którym mają się zapoznać), jak i negatywne (w których psy otrzymują próbki, w których szukanych zapachów nie ma). Potem kolejno mają połączyć zapach konkretnej osoby ze śladami zapachowymi zabezpieczonymi na fotelu kierowcy.
Próbuje Lipton. Raz, drugi i trzeci. Nic.
Podobnie rzecz się ma z Miętusem i dwoma kolejnymi psami. Śledztwo nie posuwa się do przodu ani o milimetr.
PROBLEM CZWARTY: KREW
Genetycy z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie dostali kluczowe dla sprawy zadanie: mieli sprawdzić, czy kod genetyczny Karola różni się od kodu Kamila. Specjaliści mieli też ustalić, czy ewentualne różnice pozwalają na stwierdzenie, do kogo należą ślady zabezpieczone w aucie.
Prokuratorzy z Gorlic po kilku miesiącach oczekiwania dostali kilka stron A4, na których znajdują się wyniki sekwencjonowania kodu genetycznego braci. W jednej rubryce są wyniki Kamila, w drugiej Karola. Genetycy nie wychwycili ani jednej różnicy.
Wniosek był jeden: DNA braci jest identyczne.
Do analizy w policyjnym laboratorium w Krakowie trafiła poduszka powietrzna kierowcy oraz poduszka boczna, który wystrzeliła z fotela kierowcy.
Wyniki były następujące: na poduszce pasażera zabezpieczono ślady DNA, które - wnioskując po ich rozmieszczeniu - pochodzą od dwóch różnych osób. "W mieszaninach tych ujawniono cechy DNA zarówno Kamila, jak i Karola F." - napisali specjaliści.
Na poduszce bocznej zabezpieczono z kolei ślady pochodzące od co najmniej trzech osób - czyli również Angeliki. Fakt, że ślady od każdego z trójki poszkodowanych są na niej widoczne ma świadczyć o tym, jak bardzo przemieszczały się osoby we wnętrzu audi w momencie jego koziołkowania.
PROBLEM PIĄTY: OBRAŻENIA
Angelika nie miała szans na przeżycie - w czasie sekcji zwłok medycy sądowi stwierdzili, że w czasie wypadku uderzyła z dużą siłą głową o sufit samochodu. Doszło do złamania kości czaszki, prawej kości jarzmowej oraz kręgosłupa razem z rdzeniem kręgowym.
Nie miała za to żadnych obrażeń, które wskazywałyby na to, że w momencie wypadku mogła być za kierownicą: jej żebra i mostek nie zostały uszkodzone, nie stwierdzono też (charakterystycznych dla kierowców) uszkodzeń kości udowych, miednicy czy nacięcia stawów kolanowych.
A co z braćmi? U nich lekarze stwierdzili bardzo poważne obrażenia klatki piersiowej i kręgosłupa - zarówno Kamil, jak i Karol mieli połamane żebra po lewej stronie. Nie mieli zapiętych pasów, więc nie pozostał po nich ślad - który w tym wypadku byłby kluczowy dla rozwiązana zagadki, kto prowadził:
"Obrażenia stwierdzone u Karola, Kamila F. są niecharakterystyczne i nie wystarczająco zróżnicowane, żeby można było na ich podstawie wskazać ewentualne miejsca zajmowane przez nich w samochodzie" - napisali biegli.
PROBLEM SZÓSTY: MILCZENIE
Śledczy badali telefony wszystkich uczestników wypadku - mieli płonne nadzieje, że są na nich filmy, wiadomości lub zdjęcia, na podstawie których można by było odtworzyć, co działo się w aucie.
Przeprowadzone zostały też analizy tego, w którym miejscu logowały się telefony, które mieli przy sobie Karol, Kamil i Angelika. Niestety, dokładność takich badań okazała się zbyt mała, żeby doszło do przełomu w śledztwie.
W pewnym momencie śledczy stwierdzili, że trzeba bliźniaków zbadać wykrywaczem kłamstw. Niestety, nie można tego zrobić bez zgody zainteresowanych, a bracia odmówili prokuratorom.
NADZIEJA
Prokuratorzy czekają jeszcze na dwie ekspertyzy: biegły z zakresu biologii ma przeanalizować układ plam krwi we wnętrzu auta i na tej podstawie opisać, jak przemieszczać we wnętrzu auta mogła się Angelika, Karol i Kamil.
Jednak - jak wynika z naszej wiedzy - większe nadzieje śledczy wiążą z opinią z zakresu chemii. We wnętrzu auta zabezpieczone zostały strzępki ubrań uczestników wypadku. W czasie wypadku doszło do silnego przeciążenia, które - jak liczą prokuratorzy - spowodowało pozostawienie włókien z ubrań w miejscach, gdzie siedzieli nastolatkowie.
Co jeśli i ta uliczka okaże się ślepa?
- Nie poddamy się. Jeżeli nadal nie będziemy w stanie jednoznacznie wskazać sprawcy, przekażemy do jednego z instytutów sądowych cały materiał zgromadzony i zawnioskujemy o całościową ocenę. Na pewno łatwo nie odpuścimy - mówi Tadeusz Cebo, prokurator rejonowy w Gorlicach.
CZĘŚĆ DRUGA: ANGELIKA
Mówi Katarzyna Purgal, matka:
To pokój córki. Od jej śmierci wchodzę tu po to, żeby posprzątać i powspominać.
O, proszę. To jej strój z pracy. Przygotowała go sobie na następny dzień. Przez wakacje chciała zapracować na auto. Pokażę może jej prace. Dużo ich miała. Na ASP w Krakowie się chciała dostać. Nie byłoby łatwo, ale miała szanse...
Proszę zobaczyć: tak ładnie malowała już w drugiej klasie liceum. Miała zdolności. A to jej portret z chłopakiem. Bardzo przeżył to wszystko, tak samo zresztą, jak my wszyscy.
Chcę, żeby wszyscy zobaczyli, że moje dziecko nie było jednym z tych nieodpowiedzialnych nastolatków, którzy narażają się bez sensu na niebezpieczeństwo. Ona była bardzo poukładana, miała wszystko poplanowane: gdzie na studia, kim zostanie, jak będzie mieszkać.
Na planach się skończyło.
O, tę książkę dostała ze szkoły. W nagrodę, za stuprocentową obecność. A tu kolejne książki - nagrody. Ten puchar za osiągnięcia sportowe. W ogóle się o nią nie martwiliśmy. To była taka mądra i dojrzała osoba...
Tamtego dnia skończyła pracę i powiedziała, że jedzie na imprezę. Bodaj do Grybowa. Nie dopytywałam, bo miałam do niej pełne zaufanie. Skąd się znała z tymi bliźniakami? Na pewno nie ze szkoły, chodzili do innych. W końcu Angelika mieszka ledwie kilka kilometrów od nich... To znaczy mieszkała.
Wspominała o nich czasem, mimochodem. Angelika nie była skryta, wiedzieliśmy, co się dzieje w jej życiu. Najstarsze dziecko, człowiek bezwiednie dawał jej mnóstwo uwagi - nawet więcej niż jej rodzeństwu.
Była dobrą siostrą. Jak trzeba było coś załatwić, to zawsze mogliśmy liczyć, że zaopiekuje się rodzeństwem.
Bardzo cieszyła się z prawa jazdy. Mówiła: "mamo, to teraz kupię sobie auto, białe". Wiedziałam, że dopnie swego, zawsze jej się udawało. A tu zamiast białego auta była biała trumna.
Wie pan, na początku to nawet nie czułam bólu, ani cierpienia. Patrzyłam na Angelikę w worku, obok rozbite auto, wszędzie policja, straż pożarna. Surrealizm. Podświadomie broniłam się przed zrozumieniem tego, co dzieje się wokół.
Kiedy na kilka sekund dotarło do mnie, że tam leży moje dziecko, że już nigdy nie usłyszę jej głosu to straciłam przytomność. Zabrała mnie karetka. Od tego momentu jestem pod opieką psychologa. Cała rodzina.
To był wypadek, jak każdy inny. Tyle że przy takich sprawach ktoś ma zarzuty, wyrok. Odpowiada za to, co zrobił. Tutaj jest inaczej. Przecież ja rozumiem, że on nie chciał zrobić nikomu krzywdy. Ale w głowie mi się nie mieści, że można żyć ze świadomością, że kogoś pozbawiło się życia. Że po tym wszystkim nie pozwala się bliskim zmarłej osoby zamknąć tego piekła za sobą. Przecież to trzeba mieć serce z kamienia...
Angelikę na cmentarzu odwiedzam dwa, trzy razy w tygodniu. Pozostałe dzieci nie chcą jej odwiedzać, mają jakąś blokadę w sobie. Jedna z córek przestała do kościoła chodzić, bo jak tam jest, to między ławkami widzi białą trumnę siostry.
Chcę, żeby jeden z tych braci zrozumiał, że jego milczenie potęguje nasz ból. Jakby się przyznał, to już by to wszystko nad nami nie wisiało. Przyszedłby na grób Angeliki, zapaliłby znicz. Kara? Tak, powinien ponieść karę. Ale nie ona jest tu najważniejsza. Chodzi o prawdę. Dlatego proszę, z całego mojego zranionego serca: przyznaj się!
Proszę!...
CZĘŚĆ TRZECIA: RODZINA
Angelika miała czworo rodzeństwa. Weronika, jedna z młodszych sióstr - w momencie tragedii miała 9 lat - cierpi na mutyzm. Przed samym wypadkiem rodzina cieszyła się z jej postępów. Odzywała się nawet przy obcych. Ale od wypadku Angeliki znowu milczy. W depresji jest też Karolina, która dzisiaj ma 16 lat.
- Młodsze dzieci może tego tak nie odczuły, bo były za małe. Ale ze starszymi chodzę po lekarzach, psychologach. Jedna taka wizyta z dwójką dzieci kosztuje nas 560 złotych. A na jednej wizycie się przecież nie kończy - mówi Katarzyna Purgal.
Po wypadku w Krużlowej Niżnej na konto rodziny wpłynęły pieniądze od ubezpieczyciela, u którego polisę OC wykupił właściciel auta. Towarzystwo przelało środki w wysokości, którą uznało za bezsporną.
- Życie mojej córki zostało wycenione na niecałe 53 tysiące złotych. Najpierw dostaliśmy pieniądze, a potem pismo z decyzją. Przeczytaliśmy w niej, że Angelika sama przyczyniła się do swojej śmierci, bo nie miała pasów i wsiadła do auta z pijanym kierowcą. Skąd mają pewność, że Angelika o tym wiedziała? Nie wiem, niczego z tego już nie rozumiem - mówi Władysław Purgal, ojciec.
- Statystycznie ubezpieczyciel za śmierć osoby w wypadku komunikacyjnym wypłaca około stu tysięcy złotych dla każdego najbliższego członka rodziny. Ostatecznie wypłacono mniej więcej jedną dziesiątą tej kwoty - mówi nam adwokat Łukasz Małek, który reprezentuje bliskich Angeliki w sądzie.
Rodzina Angeliki walczy o wyższe zadośćuczynienie, dlatego pozwała towarzystwo ubezpieczeniowe.
Na sali rozpraw - w charakterze świadków - pojawiają się bliźniacy, którzy tragicznego dnia jechali z Angeliką.
- Muszę na nich patrzeć, a to szalenie trudne. Wiem, że tylko oni znają prawdę. Wiedzą, co działo się chwile przed śmiercią mojej córki. Jeszcze niedawno wierzyłem, że sumienie jednego z nich nie wytrzyma tego i w końcu powie prawdę. Teraz już nie mam tej nadziei - mówi ojciec Angeliki.
W czasie procesu pełnomocnik towarzystwa ubezpieczeniowego zwracał uwagę, że postępowanie cywilne powinno zostać wstrzymane do momentu, w którym prokuratura odtworzy to, co tak naprawdę stało się w Krużlowej Niżnej. Sąd przystał na zawieszenie procesu, ale decyzję uchylił sąd drugiej instancji. Wskazał, że nie jest pewne, czy proces karny w sprawie śmierci Angeliki kiedykolwiek się odbędzie.
Towarzystwo ubezpieczeniowe nie chciało komentować sprawy. W oświadczeniu wysłanym do naszej redakcji poinformowano nas, że biuro prasowe nie odnosi się do spraw, które są jeszcze przedmiotem sporu sądowego.
****
Redakcja tvn24.pl wielokrotnie próbowała skontaktować się z bliźniakami, którzy tragicznego dnia jechali z Angeliką. Bezskutecznie. Skontaktowaliśmy się też z adwokatem Sławomirem Lewickim, który jest obrońcą Karola. Poinformował on nas, że bliźniacy nie chcą odnosić się do sprawy; Karol nie życzył sobie też, żeby komentował ją jego obrońca.
Autorka/Autor: Bartosz Żurawicz
Źródło: tvn24.pl