Piotr Duda w programie "Jeden na jeden" podsumował zakończone w sobotę protesty związkowców, powtarzając jednocześnie, że warunki uczestnictwa przedstawicieli związków w Komisji Trójstronnej pozostają niezmienne: rząd musi wycofać się z ustawy wprowadzającej elastyczny czas pracy i mianować nowego szefa komisji na miejsce Władysława Kosiniaka-Kamysza.
Są sygnały "z otoczenia premiera"
Przewodniczący "Solidarności" przyznał, że jest otwarty na inne propozycje dialogu ze strony rządu. Dodał również, iż otrzymał sygnały, że "ktoś ze strony rządu chce się spotkać". - Są osoby, które faktycznie pytały się, czy my faktycznie chcemy rozmawiać - mówił. Duda nie zdecydował się wyjawić, który przedstawiciel strony rządowej kontaktował się z nim w tej sprawie, przyznał jednak, że są to "poważne postaci z otoczenia premiera". Pytany, czy chodzi o Jana Krzysztofa Bieleckiego, "nie potwierdził i nie zaprzeczył".
Będą strajki?
- Pokazaliśmy, że jesteśmy jedyną siłą, która potrafi zorganizować podobną demonstrację - podsumował przewodniczący "Solidarności" protesty związkowców. Duda zapewnił jednocześnie, że o tym, czy będą strajki zadecyduje sztab protestacyjny, zaznaczył jednak, że związkowcy "na pewno nie będą czekać do wiosny", "jeżeli pan premier dalej będzie podchodził w ten sposób, że tylko Komisja Trójstronna, że dalej będzie podchodził tak buńczucznie do tego" - Niech pan premier nie igra z ogniem - ostrzegł Duda.
Szef "Solidarności" podkreślił, że w polskich pracownikach jest wiele determinacji i byliby oni w stanie zorganizować strajk. - Stać ich na wszystko. Niech się premier cieszy, że ktoś te protesty organizował - mówił. - Gdyby ludzie sami wyszli na ulice, to nie byłoby przelewek - ostrzegł.
Autor: kg/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24