Po latach ustabilizowanego kursu na samozadowolenie i rozdawanie pieniędzy, polityka partii rządzącej naszym skołatanym i zasługującym na lepszy los krajem weszła w czas chaotycznych ruchów i zamieszania. Czas istotnie jest niełatwy i jeden starszy człowiek, choćby nawet geniusz, nie jest w stanie zapanować nad sytuacją. Ów człowiek, czyli Prezes, który dotąd oszczędnie wypowiadał się publicznie, a jego słowa nabierały w ten sposób należytej godności i powagi, w ostatnim czasie zmuszony jest do częstszego zabierania głosu. W rezultacie, niczym Mateusz Morawiecki, z dnia na dzień musi w ważnych kwestiach zmieniać zdanie, czyli kręcić.
Ostatnio na przykład ogłosił, że kraj nasz stoi w obliczu kilku kryzysów. Wprawił tym przynajmniej część swoich wyznawców w zdumienie, bo przyzwyczaili się wyłącznie do dobrych wiadomości. Wszystkiemu, co złe, winna była totalna opozycja. Wśród kryzysów wymienił inflację, pojęcie dotąd nieobecne w słowniku politycznym PiS, a jeśli już to zarezerwowane dla opozycji i wyśmiewanej z powodu jego nadużywania. Wiadomo bowiem, że coś takiego, w kraju rządzonym przez Prezesa dotychczas nie występowało. Podobnie z COVIDem. Według premiera Morawieckiego świat nie mógł wyjść z podziwu, jak wspaniale radzimy sobie z tą zarazą, a tu nagle Prezes wymienia epidemię wśród kryzysów do przezwyciężenia.
Wszelako na temat heroicznej obrony zagrożonych granic Prezes milczy, chociaż w tej jego sprawie jego ministrowie publicznie zalewali się łzami. Na całe szczęście wdzięczni rodacy o tej obronie nie zapomnieli. I ja także dzięki regularnej lekturze tygodnika "Sieci" dowiedziałem się, że Polacy "tłumnie odpowiadają na akcję wysyłania pocztówek dla obrońców polskich granic". Do akcji zapędzono dzieci z niższych klas szkół podstawowych i te dzieci dziękują "polskim bohaterom".
Dzieciom trudno się dziwić bo nie wiedzą, co czynią. Czy jednak na miano bohaterstwa zasługuje obsikiwanie gazem łzawiącym faceta, który w bezsilnej wściekłości wali łopatą w drut kolczasty? Tu mam wątpliwości. Bo jeśli tak, to jak oddać hołd żołnierzom Westerplatte? Jakich słów użyć, by wyrazić wdzięczność obrońcom Warszawy w 1920 roku? Jak w tej nowej i niezwykłej sytuacji uniknąć zbędnego patosu? Sam nie wiem, ale tu widzę wdzięczne pole dla ministra Błaszczaka: niech minister ustanowi specjalny medal resortowy. No bo jak godnie uczcić ugodzonych zdradzieckim strzałem z procy? Odznaczyć Krzyżem Virtuti Militari? To byłaby przesada, minister chyba się ze mną zgodzi. A swoją drogą ciekaw jestem, jak zapisze się w naszej historii ta groteskowa wojna na granicy z Białorusią. Nie wykluczam, że dla Prezesa, premiera Morawieckiego i ministra Błaszczaka to jest ich bitwa pod Grunwaldem, albo może Wiktoria Wiedeńska, stoczona tak jak niegdyś, samotnie, w obronie chrześcijańskiej Europy.
Ta wojna to niepodważalny dowód, że wstajemy z kolan. Wprawdzie dzięki lekturze tygodnika "Sieci" dowiedziałem się, że na granicy nie ma wojny. Są zaledwie "wydarzenia bez precedensu" i "poważny impas w relacjach, nie pomiędzy Polską a Białorusią, ale pomiędzy Białorusią a Unią Europejską". Na ten śmiały pogląd pozwala sobie Prezydent Duda i dodaje, że jako kraj suwerenny mamy prawo przypomnieć, że nie życzymy sobie, by dogadywano się z Putinem i Łukaszenką ponad naszymi głowami. "Jeśli ktoś chce sobie rozmawiać, niech rozmawia. Natomiast my nie uznamy wyników żadnych rozmów, ani nie dostosujemy się do oczekiwań sformułowanych podczas dyskusji, w której nie uczestniczymy" – uprzejmie lecz stanowczo stwierdza Andrzej Duda, który jakby zapomniał, że ważne dokumenty podpisywał na stojąco w obecności rozpartego w fotelu Donalda Trumpa.
Czytam właśnie biografię Henry Kissingera i z niej się dowiedziałem, że pierwsze potajemne kontakty amerykańsko-chińskie bardzo zaniepokoiły Japończyków. "Waszyngton przyrzekł Tokio, że USA nie podejmą żadnych kroków wobec Chin bez uprzednich konsultacji z Japonią" - pisze autor biografii Walter Isaacson. "Obietnicę złamano w najgorszy możliwy sposób". Kissinger uważał, że to tylko kwestia dobrych manier, ale "grzeczniej i rozważniej byłoby wysłać kogoś, kto by osobiście poinformował premiera Japonii".
Niewykluczone, że podobny rodzaj przyrzeczenia złożyli naszym rządom kiedyś Niemcy i Francuzi. Wszakże nauka z obu tych incydentów jest jedna, nie warto przeceniać własnych możliwości, a już na pewno nie warto ufać politykom, którzy tak jak PiS wielokrotnie dowiedli, że fałszywie oceniają rzeczywistość, a jak im wygodnie, to zmieniają zdanie. Plagi, które spadły na Polskę ostatnio, są tego dowodem. Inflacji miało nie być, a jest, covid miał się skończyć latem, a trwa. Pieniądze z Unii też miały płynąć i choć się nam należały, to nie płyną.
Można się pocieszać, że krętactwa Kissingera Japonia jakoś przeżyła. Polska jednak drugą Japonią nie jest, a, jak się później okazało, Japończycy i tak o wszystkim wiedzieli.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24