Wojsko wykorzystało nadzwyczajne procedury i niespodziewanie podpisało umowę na dostawę znacznej ilości dronów. Tysiąc urządzeń o nazwie warmate ma trafić do polskich żołnierzy. Rozmowy utrzymano w tajemnicy, choć jak dowiedział się tvn24.pl, trwały już od roku.
Umowę na zakup dronów Warmate podpisano w poniedziałek w obecności ministra Antoniego Macierewicza. Ich producentem jest prywatna polska firma WB Group. Całe wydarzenie odbyło się z zaskoczenia. Media poinformowano zaledwie kilka godzin wcześniej.
Za sprawą niespodziewanej umowy Macierewicz zaczyna realizować swoją zapowiedź z listopada 2016 roku, kiedy zadeklarował, że MON chce kupić dla wojska "tysiące dronów" od polskich firm. Mówił wówczas, że przygotowania do masowej produkcji mają potrwać "co najmniej rok".
Droga do sukcesu w tajemnicy
Cały proces negocjacji i przygotowywania umowy udało się utrzymać w tajemnicy, ponieważ MON skorzystał z niestandardowej procedury zakupu uzbrojenia. Odpowiada za to jednostka wojskowa NIL, która normalnie nabywa sprzęt dla wojsk specjalnych. Obowiązują je znacznie swobodniejsze procedury, ze względu na daleko posunięte wymogi tajności i szybkiego reagowania na potrzeby. Nowe drony mają jednak też trafić do normalnego wojska i Wojsk Obrony Terytorialnej. MON specjalnie rozszerzył procedury Wojsk Specjalnych, aby móc szybciej i łatwiej uzbroić WOT. Z tego względu jeszcze w październiku Inspektorat Uzbrojenia, odpowiadający za normalne zakupy dla wojska, informował oficjalnie tvn24.pl, że podpisanie umowy na dostawy dronów jest relatywnie bliskie tylko w jednym wypadku i nie chodzi o urządzenia klasy warmate. - Aktualnie prowadzone jest postępowanie o udzielenie zamówienia na dostawę bezzałogowych systemów powietrznych klasy taktycznej krótkiego zasięgu. Planuje się, że podpisanie umowy w tym postępowaniu nastąpi do końca I kwartału 2018 roku - pisał rzecznik IU, ppłk Robert Wincencik. Co więcej, MON na przestrzeni minionego roku wielokrotnie promował innego drona klasy warmate, czyli dragonfly. To dzieło inżynierów z państwowych instytutów i mające być produkowane przez państwowe firmy. Mogłoby się wydawać, że to będzie przyszły dron-samobójca dla polskich żołnierzy. Jednak według ostatnich informacji uzyskanych przez tvn24.pl w bydgoskich Wojskowych Zakładach Lotniczych nr 2, na razie wyprodukowano tylko partię próbną i nie ma na razie mowy o podpisywaniu umowy z MON. Jest możliwe, że oba typy będą kupowane równolegle. Warmate ma klasyczny układ, jak samolot i najlepiej sprawdza się na otwartym terenie. Dragonfly to natomiast coś na wzór helikoptera, ale z wieloma wirnikami. Znacznie lepiej radzi sobie więc na przykład między budynkami, gdzie jest ciasno. - Jestem sobie w stanie wyobrazić sytuację, w której obydwa typu aparatów się nawzajem uzupełniają, szczególnie że są uzbrajane w taki sam zestaw głowic. Faktem jest jednak, że dragonfly wymaga jeszcze dopracowania, a warmate to produkt w pełni dojrzały - mówi tvn24.pl Maciej Szopa, dziennikarz Zespołu Badań i Analiz Militarnych. Głowice dla obu dronów-samobójców opracował Wojskowy Instytut Techniki Uzbrojenia i jego produkcję uruchamia bydgoski zakład Belma.
Około sto milionów w pół roku
Jak mówi tvn24.pl rzecznik prasowy WB Group Tomasz Badowski, rozmowy z ministerstwem na temat podpisanej w poniedziałek umowy trwały mniej więcej rok. Obejmuje ona dostarczenie tysiąca dronów warmate. To niewielkie urządzenia, formalnie nazywane "amunicją krążącą". Ich zadaniem są samobójcze misje. Mają wlecieć w cel i zdetonować mała głowicę zamieszczoną na dziobie. Cena tysiąca dronów ma wynosić według słów Macierewicza około stu milionów złotych, choć oficjalnie nie jest znana, ponieważ zakupy za pośrednictwem jednostki wojskowej NIL są tajne. - Warto zaznaczyć, że umowa obejmuje nie tylko same uzbrojenie, ale też szkolenie dla żołnierzy i serwis przez cały okres użytkowania - mówi Badowski.
Tak jak powiedział Macierewicz, pierwsze drony mają trafić do wojska już w tym roku. Według oświadczenia WB Group, powędrują w ręce żołnierzy wojsk specjalnych, którzy mają się z nimi dobrze zapoznać i opracować taktykę ich wykorzystywania. Obecnie w polskim wojsku nie ma takiego sprzętu, więc trzeba w ogóle wymyślić, jak najlepiej go używać. Jak mówi Badowski, tysiąc zamówionych dronów ma zostać dostarczonych do połowy przyszłego roku. Nie są to zbyt skomplikowane urządzenia, a firma produkuje je już od ponad roku masowo. - Dodatkowo mogę ujawnić, że w umowie jest zawarta opcja na zakup kolejnych warmate - mówi Badowski.
Precyzyjny atak małym kosztem
Po co polskim żołnierzom niewielkie i proste drony-kamikadze? Taki sprzęt to stosunkowo nowa koncepcja. Wymyślano go głównie jako wyposażenie dla wojsk specjalnych czy lekko uzbrojonych oddziałów. Mają zapewnić prostą możliwość obserwacji okolicy z powietrza i wyeliminowania jakiegoś ważnego celu z dużą precyzją. Częściowo zastępują lekkie moździerze, które są standardową bronią wsparcia najmniejszych oddziałów. Dron jest przy tym celniejszy i łatwiejszy do transportu.
Warmate może latać przez pół godziny i odlecieć od sterującego nim żołnierza na około dziesięć kilometrów. Unosić ma się na wysokościach 30-200 metrów nad ziemią, co w połączeniu z małymi rozmiarami, czyni go trudnym do wykrycia i zestrzelenia. Całe urządzenie waży około czterech kilogramów. Znajdująca się na dziobie urządzenia głowica jest wymienna. Jeden rodzaj zawiera systemy do obserwacji okolicy, wówczas z kamikadze robi się zwiadowca. Dron może bowiem wylądować i zostać użyty ponownie.
- Możliwością produkcji podobnej klasy uzbrojenia dysponuje dzisiaj kilka państw na świecie, między innymi Stany Zjednoczone i Izrael - mówi Szopa. - Co ważne, polskie rozwiązanie jest już "dojrzałe" i wypróbowane we współczesnych wojnach. Zakupiły go zarówno niektóre kraje Bliskiego Wschodu, prawdopodobnie zaangażowane w konflikt w Syrii, jak i nieujawniony członek NATO oraz Ukraina. To nie są państwa, które kupują uzbrojenie na pokaz - mówi ekspert.
- Właśnie chociażby te zamówienia pozwalają twierdzić, że warmate do światowa czołówka i warto było je zakupić dla Sił Zbrojnych RP - dodaje Szopa. Pozostaje taki problem, że polskiemu wojsko bardzo brakuje większych dronów rozpoznawczych. Je ma kupić IU i jak na razie proces ten idzie powoli.
Autor: Maciej Kucharczyk / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: WB Group