- Nie planujemy dreamlinera w siatce połączeń do końca października - powiedział w czwartek prezes PLL LOT Sebastian Mikosz. Według szefa zarządu spółki jej prywatyzacja "jest realna jeszcze w tym roku".
W rozmowie z dziennikarzami nowy prezes PLL LOt mówił, że spółka nie może sobie pozwolić na "tymczasowość i niepewność". - Dlatego podjęliśmy decyzję, że do końca października będziemy latać naszymi boeingami 767. Nie przewidujemy dreamlinerów na naszej letniej siatce połączeń - zaznaczał Mikosz. Decyzja zapadła na porannym posiedzeniu zarządu spółki.
Pomóc spółce i sprzedać?
Mikosz mówił też, że "jego cerlem jest by prywatyzacja narodowego przewoźnika nastąpiła jeszcze w 2013 roku".
Komitet Stały Rady Ministrów przyjął w styczniu projekt ustawy w sprawie przekształceń własnościowych PLL LOT. Minister skarbu pytany trzy dni temu, kiedy Rada Ministrów może się nim zająć powiedział, że jest jeszcze za wcześnie, by o tym mówić. - W tym momencie chodzi o opracowanie i wdrażanie na bieżąco planu restrukturyzacji spółki - oznajmił Mikołaj Budzanowski.
W grudniu LOT dostał 400 mln zł pożyczki od resortu skarbu, czyli swojego właściciela. Bez tej pomocy przewoźnik by upadł - informowało ministerstwo. W sumie spółka ze skarbu państwa ma otrzymać ok. 1 mld zł dofinansowania.
Będzie restrukturyzacja. Bądą zwolnienia?
Podczas czwartkowego spotkania z dziennikarzami Mikosz mówił też o restrukturyzacji PLL LOT. - Będę działał radykalnie, ale stabilnie. Stabilność to w tej chwili bardzo ważne słowo dla tej spółki - podkreślał. Dodał, że ma "błogosławieństwo od ministra skarbu na każdy ruch restrukturyzacyjny, jaki będzie konieczny".
Dopytywany, czy oznacza to redukcję zatrudnienia w firmie nawet na poziomie 40 proce. nie zaprzeczył, choć zaznaczył, że "jest to górna granica a zwolnienia mogą być mniejsze". - Jeśli ktoś myśli, że zwalnianie ludzi sprawia mi dziką przyjemność to jest w błędzie. To bardzo duże obciążenie psychiczne - oświadczył szef LOT.
List do prezesa
Uziemione dreamlinery to dla PLL LOT bardzo duże obciążenie. W poniedziałek wiceprezes ds. operacyjno-technicznych Tomasz Balcerzak informował, że straty sięgają już kilku milionów złotych. Dodał, że przewoźnik rozmawia z Boeingiem jak rozwiązać ten problem. W czwartek prezes LOT potwierdził tę informację i dodał, że w środę wysłał w tej sprawie list do szefa Boeinga. Mikosz podkreślił w nim, że oczekuje od producenta dreamlinerów biznesowej pomocy dla LOT wobec kłopotów z nowymi maszynami. - Jako klient Boeinga od wielu lat, mamy prawo tego oczekiwać - podkreślił.
Tydzień temu wiceprezes Boeinga ds. sprzedaży w regonie Azji i Pacyfiku, Dinesh Keskar poinformował, że firma rozpatrzy wnioski o odszkodowania dla linii lotniczych, które kupiły jego najnowsze samoloty typu B787 Dreamliner. - Najważniejsze jest wznowienie lotów, potem zajmiemy się kwestią odszkodowań - powiedział Keskar w rozmowie z agencją Reutera podczas salonu lotnicznego w Bangalurze na południu Indii.
Mikosz: dreamliner to dobry samolot, choć nie lata
- To jest rzeczywiście bardzo trudna sytuacja. Nie zmienia to faktu, że dreamliner w powszechnej opinii to naprawdę bardzo dobry samolot, który ma dziś jednak jedną zasadniczą wadę: nie lata - przyznał prezes LOT. Mikosz przypomniał, że nikt nie zakładał tak pesymistycznego scenariusza, z jakim mamy do czynienia obecnie - nawet Boeing. - Ale biznes, to także ryzyko. I dlatego nie zmieniłbym dzisiaj, nawet z tymi problemami, decyzji o kupnie dreamlinera - zaznaczył.
Eksploatację 50 przekazanych dotąd użytkownikom maszyn Boeing 787 - w tym dwóch dreamlinerów polskiego przewoźnika - wstrzymano w połowie stycznia. Powodem takiej decyzji były problemy z akumulatorami samolotów.
Amerykańska Państwowa Rada Bezpieczeństwa Transportu (NTSB), Federalny Zarząd Lotnictwa (FAA) i agendy technicznego nadzoru lotnictwa w innych krajach starają się wykryć przyczyny usterek.
Miały się wznieść latem
Jeszcze w poniedziałek Tomasz Balcerzak zapewniał w TVN24, że "latem pasażerowie będą mogli już rezerwować bilety na dreamlinery".
Jednak z informacji, do których dotarł portal tvn24.pl, wynikało, że raporty otrzymywane przez PLL LOT od amerykańskiego producenta, są niepokojące. Nawet jeśli "uziemiony" w USA dreamliner zostałby bowiem sprowadzony w kwietniu, to i tak nie od razu mógłby wyruszyć w regularne rejsy. - Proces zastępowania deramlinerami innych maszyn potrwa około trzech miesięcy - doprecyzował w rozmowie z tvn24.pl Balcerzak. Powrót maszyny do Polski wiosną i tak należał do "wariantów optymistycznych".
Jak się okazało sprawdził się scenariusz numer dwa, który zakładał właśnie, że B787 zacznie regularnie latać dopiero jesienią.
Dostawy maszyn wstrzymane
Obecnie polski przewoźnik dysponuje dwiema maszynami B787. Gdyby nie problemy dreamlinerów, z powodu których Amerykanie je "uziemili", do końca marca LOT miałby już pięć tych samolotów.
Boeing 787 Dreamliner polskiego przewoźnika pozostaje na chicagowskim lotnisku O'Hare. Druga maszyna LOT-u stoi na płycie warszawskiego Lotniska Chopina.
Autor: Łukasz Orłowski, ktom/ ola / Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24