Skomplikowana unijna układanka, w której znalazł się Donald Tusk. Czy pozostanie na drugą kadencję na stanowisku szefa Rady Europejskiej? - Chadecy utrzymują, że układ sił w parlamencie nie ma i nie powinien mieć wpływu na jego losy - mówił korespondent TVN24BiS Maciej Sokołowski.
O tym, kto zostanie szefem Parlamentu Europejskiego zdecydują europosłowie w przyszłym tygodniu. Jak relacjonował korespondent TVN24 BiS Maciej Sokołowski, wydawało się, że nie powinno być wątpliwości.
Po kadencji socjalisty - do tej grupy należał Martin Schulz - w fotelu przewodniczącego powinien zasiąść ktoś z Europejskiej Partii Ludowej. Tak zakładało porozumienie największych frakcji.
Jak mówił Sokołowski, we wtorek umowę pokazywał szef EPL apelując do lewicy by porozumienia nie łamała i poparła ich kandydata - Włocha Antonia Tajaniego. Umowa przestała obowiązywać, gdy szef socjalistów - także Włoch Gianni Pittella ogłosił, że będzie kandydował.
- W tej grze o wpływy w parlamencie zakładnikiem stał się Donald Tusk. Były Polski premier i szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker należą do centroprawicy. Ponieważ w europejskich instytucjach wpływy poszczególnych frakcji trzeba wyważyć, mówimy tu o skomplikowanej układance stanowisk - zwraca uwagę Sokołowski.
Dodał, że według socjalistów ta układanka zostanie zburzona, jeśli przedstawiciel prawicy będzie też szefem parlamentu.
Chadecy cały czas utrzymują, że układ sił w parlamencie nie ma i nie powinien mieć wpływu na losy Donalda Tuska. Sokołowski powiedział, że potwierdza to przykład ostatniej kadencji, gdy Martin Schulz zastępował Jerzego Buzka, a kadencja szefa Rady Europejskiej została przedłużona niezależnie od tych zmian.
Autor: js/sk / Źródło: Fakty z zagranicy
Źródło zdjęcia głównego: tvn24