Agresja, chamstwo i lekceważenie przepisów - to portret własny wielu polskich kierowców. Wstrząsające zdjęcia z dróg widzimy codziennie. - Jesteśmy pozamykani w naszych kapsułach, w samochodach i drogę traktujemy w ten sposób, że jest to moje miejsce, nikogo przed siebie nie wpuszczam - mówi kierowca rajdowy i dziennikarz TVN Turbo Łukasz Byśkiniewicz. Dlaczego tak się zachowujemy? Materiał magazynu "Czarno na białym".
Doktor Adam Tarnowski na co dzień wykłada na Uniwersytecie Warszawskim. Jest psychologiem transportu. Opowiedział, że naukowcy zadali pytanie kierowcom o agresję na drodze. - Najczęstsza odpowiedź to było: ponieważ do tego zmuszają mnie inni kierowcy – powiedział.
- To jest stosunkowo niewielka grupka, ale oni tworzą tę atmosferę, że kierowca się boi. Na tle Europy jesteśmy krajem, w którym kierowcy najbardziej boją się innych kierowców – zwrócił uwagę psycholog transportu.
Nic w tym dziwnego, bo w Polsce na drodze każda sytuacja jest dobra do tego, aby sobie potrąbić, pokrzyczeć albo dać sobie po buzi.
- Jesteśmy pozamykani w naszych kapsułach, w samochodach i drogę traktujemy w ten sposób, że jest to moje miejsce, nikogo przed siebie nie wpuszczam – mówi kierowca rajdowy i dziennikarz TVN Turbo Łukasz Byśkiniewicz.
Bijatykę kierowców nagrał przypadkiem, gdy wracał ze zdjęć. – Ruszyli spod świateł. Jeden drugiego nie chciał wpuścić, więc przyhamował – tak zaczął się spór na drodze, który przerodził się w bijatykę.
– Śmieszne, a z drugiej strony tragiczne, bo wychodzą dorośli ludzie w koszulach, w krawatach. To wyglądało jak solówka w podstawówce – ocenił. Dopiero kiedy do krewkich kierowców wyszedł operator TVN, panowie w końcu odpuścili.
Polacy nie uważają się za agresywnych
O tym, jak niepoważni jesteśmy na drodze, mówią badania fundacji "Vinci Autoroutes", z których wynika, że 52 procent kierowców przyznaje się do nieuzasadnionego trąbienia na kierowców, którzy ich denerwują. Aż 83 procent kierowców odczuwało obawę z powodu agresywnego zachowania innego kierowcy, a tylko jeden procent respondentów uważa się za agresywnego za kierownicą.
- Czujemy, że nie po to sobie kupiliśmy taki fajny samochód, żeby nas teraz tramwaj przeganiał i czujemy się czasami jak frajerzy wobec tych gości, których nie stać na samochód, a którzy nas wyprzedzają – wyjaśnia doktor Adam Tarnowski.
Dlatego psychologowie transportu zgodnie twierdzą, że zanim kandydat na kierowcę dostanie prawo jazdy, powinien przejść dodatkowe badania podobne do tych, które przechodzą zawodowi kierowcy.
- Z dużą dozą prawdopodobieństwa jesteśmy w stanie przewidzieć to, jakiego rodzaju zachowanie może kierowca prezentować na drodze – mówi doktor Ewa Odachowska z Instytutu Transportu Samochodowego. Oprócz umiejętności motorycznych, każdemu kandydatowi sprawdza się, co naprawdę siedzi mu w głowie.
Badanie polega na udzieleniu kilkudziesięciu odpowiedzi związanych z codziennym życiem. Później, za pomocą specjalnego klucza, psycholog stawia diagnozę. – Możemy powiedzieć, jakiego rodzaju typ temperamentu ma kierowca i jakiego rodzaju skłonności może mieć w sytuacji zetknięcia się z jakąś sytuacją drogową – powiedziała doktor Ewa Odachowska.
- Jeżeli osoba podlegałaby obowiązkowym badaniom, istnieje duże prawdopodobieństwo, że moglibyśmy wskazać te cechy, które predysponowałyby kierowcę do zachowań skrajnie ryzykownych albo nieadekwatnych w ruchu drogowym – dodaje psycholog.
Za granicą jeżdżą dobrze
Konkretnych cech i szczegółów przeprowadzanych badań doktor Ewa Odachowska zdradzać nie może, bo mogłoby to mieć wpływ na ich późniejsze wyniki. – Być może wiele osób by nie przeszło. Ich stan emocjonalny wyszedłby na badaniach i pokazał, że na przykład są zbyt agresywni albo coś innego i nie powinni kierować – tłumaczy emerytowany policjant i ekspert prawa drogowego Wojciech Pasieczny.
W zachowaniu polskich kierowców zauważa pewną zależność. – Polak jest bardzo dobrym kierowcą w Niemczech, w Austrii, Szwajcarii, Szwecji, czyli tam, gdzie jest nieuchronność kar. Natomiast jak przekroczy tę umowną granicę, z powrotem zaczyna się ułańska fantazja, popisy, wydziwianie na drodze – ocenił.
Zdaniem doktora Adama Tarnowskiego dzieje się tak, bo "mamy złudne przekonanie, że nawet jak nas policjant zatrzyma, to będzie można z nim porozmawiać". – Niech ktoś spróbuje pogadać z policją w Czechach czy w Niemczech – dodaje.
Kwestią jest więc nieuchronność kary. – W innych państwach prawie każde wykroczenie jest ujawnione i kierowca ponosi konsekwencje z tego tytułu. Ile można mieć kontroli drogowych w Polsce? Ja przez parę lat nie miałem ani jednej – zwraca uwagę Wojciech Pasieczny.
"Człowiek niezrównoważony za kierownicą może zrobić komuś krzywdę"
Na polskich drogach niczym na Dzikim Zachodzie panuje wolna amerykanka. – Mieliśmy już takie sytuacje, że kierowca dogonił rowerzystę i celowo go potrącił – przypomina doktor Adam Tarnowski.
W październiku do takiego zdarzenia doszło w Gdańsku. Na nagraniu z monitoringu widać było, jak kierowca volkswagena gonił rowerzystę - wjechał za nim na chodnik tuż obok pieszych, przejechał przez tory tramwajowe i przejście dla pieszych, i ostatecznie z impetem w niego uderzył.
Zdarza się, że dostanie się też przechodniom. W lipcu w Lesznie kierujący porsche 35-letni Michał N. nie chciał przepuścić kobiety przechodzącej przez przejście dla pieszych. Według ustaleń śledczych, gdy ta zwróciła mu uwagę, kierujący wysiadł z pojazdu i uderzył ją w twarz. Następnie wrócił do samochodu i ruszył, mimo że uderzona stanęła przed pojazdem.
- Samochód jest jeżdżącą bombą. Jeśli za kierownicą siedzi niezrównoważony człowiek, to może zrobić komuś krzywdę – mówi Łukasz Biśkiniewicz.
– Poleca się kierowcom, którzy spotykają się z zachowaniami agresywnymi, żeby nie wchodzili w konfrontację, bo jest nieduża szansa, że zostaną dobrze zrozumiani – tłumaczy doktor Ewa Odachowska. – Względnie, żeby po prostu wykonali prosty gest typu przepraszam, jeżeli zdarzy im się naruszyć jakąś zasadę albo czyjąś przestrzeń – dodaje.
Wojciech Pasieczny uważa, że dobrym rozwiązaniem jest stosowanie kamer samochodowych. – Mamy telefony, które również dają możliwość zarejestrowania obrazu. Osoba widząc, że jest to rejestrowane, sobie odpuści – ocenia.
- Natomiast nie polecam nikomu, żeby wdawać się w rękoczyny, bo może się to skończyć dla jednej i dla drugiej strony źle, a najlepiej jest zadzwonić na numer 112 i poprosić o interwencję – mówi Pasieczny.
Najlepszym rozwiązaniem problemu jest zmiana podejścia do samych siebie. – Współpracujmy. Jeśli będzie ta współpraca, będzie się nam jeździło lepiej – odpowiada Łukasz Byśkiniewicz.
Autor: asty/adso / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24