Defibrylator zamontowany był na ścianie budynku prywatnej firmy w Częstochowie (woj. śląskie), ale mógł z niego skorzystać każdy, kto znajdzie się w sytuacji ratowania życia. W nocy urządzenie zostało pożyczone przez czterech młodych ludzi - tak wynika z nagrania z monitoringu - i nie wróciło na miejsce. Policja ma już jednego z podejrzanych. Po wytrzeźwieniu przyznał się do kradzieży.
Kradzież automatycznego defibrylatora zewnętrznego (AED), zamontowanego był na ścianie budynku biura przy ulicy Focha w centrum Częstochowy, zarejestrowała kamera monitoringu. Widać na nim czterech mężczyzn. Dzięki nagraniu policjanci ustalili jednego z nich. 22-latek został już zatrzymany. Był wtedy pijany, dlatego czekał na przesłuchanie.
- Następnego dnia, po wytrzeźwieniu przyznał się do winy i tłumaczył, że wspólnie z kolegami ukradł AED z zamiarem jego późniejszego sprzedania. Młody mężczyzna usłyszał prokuratorski zarzut i został objęty policyjnym dozorem. Za kradzież z włamaniem grozi mu do 10 lat więzienia - informuje częstochowska policja.
Policjanci zapewniają, że są już na tropie pozostałych osób, które wspólnie z 22-latkiem miały dopuścić się tego przestępstwa. Skradzionego sprzętu jeszcze nie odzyskano.
Dostępny dla każdego, ma ratować życie, nie wrócił na miejsce
Defibrylator zamontowany był w ogólnodostępnym miejscu, by w razie konieczności można go było szybko użyć u osoby z zatrzymaniem krążenia. Aparatura jest łatwa w obsłudze także przez ludzi, którzy na medycynie się nie znają. Ma pomóc w ratowaniu życia, zanim do potrzebującego dotrze zespół pogotowia ratunkowego. Po użyciu urządzenie powinno wrócić na swoje miejsce.
- Zamontowaliśmy to urządzenie w październiku 2020 roku z myślą o bezpieczeństwie naszych pracowników, ale także okolicznych mieszkańców. W pobliżu jest przedszkole, daliśmy im też znać, że ten aparat tu jest, pokazaliśmy, jak go używać - opowiadał nam Jacek Dyl, menedżer częstochowskiej firmy, do której defibrylator należał.
W środę rano menedżer zauważył, że kapsuła urządzenia jest otwarta i pusta. Z początku myślał, że sprzęt zabrał kolega z pracy, który jest ratownikiem. Potem przejrzał zapisy z monitoringu i tak na jaw wyszła kradzież.
"Niesamowita zabawa, a nie ratowanie życia"
- Na nagraniach widać, że defibrylator zabrało czterech młodych ludzi. Mieli niesamowitą zabawę przy tym. Nie wyglądało to, jakby mieli ratować komuś życie - mówił nam pan Jacek.
Zgłosił kradzież policji i zaapelował do złodziei, żeby oddali łup, zwłaszcza że to specjalistyczny sprzęt, którego nie da się sprzedać.
- To chyba z głupoty. Takie psucie bezsensowne, chamstwo - komentowała kradzież defibrylatora pani Agnieszka, mieszkanka Częstochowy.
- Wandalizm, złodziejstwo, jak można to inaczej nazwać, zły uczynek. Podejrzewam, że komuś przyszedł do głowy głupi pomysł i zniszczył. Być może ktoś był odurzony alkoholem albo innymi środkami i postanowił zniszczyć i tyle, nawet nie zastanawiając się, że to może się przydać - dodała pani Krystyna, inna z mieszkanek Częstochowy.
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: archiwum prywatne