W poniedziałek odbyła się pierwsza z 83 ekshumacji ofiar katastrofy smoleńskiej. Co specjaliści mogą dzięki nim ustalić po sześciu latach? Reporterka "Czarno na białym" rozmawiała z ekspertami, którzy uczestniczyli w tysiącach ekshumacji. Sposób, w jaki o nich mówią, może szokować. Ale dla nich to codzienna praca.
Ekshumacja to - najprościej mówiąc - wyjęcie zwłok z grobu, odbywające się przy specjalnej asyście, najczęściej nad ranem.
Później zwłoki trafiają do prosektorium. To tam specjaliści otwierają trumny, wydobywają ciała i układają je na stole sekcyjnym.
- I jest taka zasada: im krótszy okres od momentu pochowania, tym jakość materiału biologicznego jest lepsza - tłumaczy prof. Mirosław Parafiniuk, kierownik Zakładu Medycyny Sądowej. Ma blisko 40 lat doświadczenia.
- Niekiedy mamy takie sytuacje, że ciało może zachować się bardzo długo - czy jego elementy - w wyniku naturalnych procesów utrwalających, np. strupieszczenia, przemiany tłuszczowo-woskowej - dodaje.
Specjalne trumny nie dają gwarancji
Ofiary katastrofy smoleńskiej zostały pochowane w specjalnych, włoskich trumnach - wykonanych z najlepszego dębowego drewna, z wkładem cynkowym oraz specjalnym pochłaniaczem zapachu, a po zamknięciu zalutowane. Mimo to jest bardzo prawdopodobne, że wewnątrz trumien zaszły procesy doskonale znane specjalistom.
- W naszym klimacie ogromną przewagę mają przemiany gnilne, to jest ponad 90 procent przypadków - przekonuje antropolog prof. Bronisław Młodziejowski, prezes Polskiego Towarzystwa Kryminalistycznego. Ma 45 lat doświadczenia.
Najwięcej zależy od warunków, w jakich trumna została pochowana - czy grób był ziemny, murowany czy katakumbowy. Te ostatnie dają największe szanse na zachowanie ciała w dobrym stanie, a tym samym, na przeprowadzenie dokładniejszych badań.
"Jeden tułów, jedna głowa"
Zgodnie z decyzją prokuratury, sekcje ofiar katastrofy rozpoczną się od badań tomografem.
- Tomograf może wykazać pociski, może wykazać obce ciała wbite w zwłoki, może wykazać obrażenia wewnętrzne, uszkodzenie szkieletu - wylicza prof. Tadeusz Dobosz, kierownik Zakładu Technik Molekularnych. Ma blisko 50 lat doświadczenia.
Wyniki tych badań będą wskazówką dla specjalistów, które części ciała zbadać dokładniej.
Kolejny krok to badania genetyczne - te mają posłużyć do ostatecznej identyfikacji ofiar. To pierwszy cel, jaki postawiła sobie prokuratura: sprawdzić, czy nie doszło do zamiany ciał, co stwierdzono przy niektórych przeprowadzonych już ekshumacjach w latach 2010-11.
- Jeżeli chodzi o części zwłok, to takie niespodzianki z całą pewnością miały miejsce - przekonuje prof. Dobosz. - Przy rozkawałkowaniu zwłok, niestety często się je kompletuje na zasadzie: jeden tułów, jedna głowa, dwie kończyny górne, dwie kończyny dolne - dodaje.
- Nie będę specjalnie zdziwiony, jeżeli okaże się, że dana ręka czy dana noga została niesłusznie dołożona do zwłok - podkreśla prof. Dobosz.
Obrażenia i pytanie o trotyl
Kolejne zadanie prokuratury, to ustalenie przyczyn katastrofy, m.in. na podstawie widocznych obrażeń.
- Katastrofa lotnicza wygląda w ten sposób, że człowiek się rozgląda i mówi "A gdzie są zwłoki?", "Gdzie są ofiary?". Nie ma ofiar nigdzie i ofiary są wszędzie. Po prostu są rozkawałkowane - mówi prof. Dobosz.
- Będziemy się interesować tymi obrażeniami w miejscach rozdzielenia. Jaki one będą miały przebieg, czy będą strzępiaste, czy będą równe - opisuje z kolei prof. Młodziejowski. Prof. Parafiniuk dodaje, że taka analiza obrażeń pozwala ustalić, w jaki sposób zachowywało się ciało w chwili katastrofy.
- Co się z nim działo, w co mogło uderzyć, w co zostało uderzone, czy zostało uderzone, czy zadziałały jeszcze inne czynniki, o których na przykład wcześniej nie wiedzieliśmy - tłumaczy ekspert.
Specjaliści zajmą się też pobraniem różnego rodzaju próbek: histopatologicznych, do badań toksykologicznych i badań fizykochemicznych. Tu powraca pytanie o trotyl i jego ewentualną obecność na ciałach ofiar.
- Stwierdzenie jakichś substancji związanych z użyciem broni palnej lub materiałów wybuchowych mogłoby uprawdopodobnić hipotezę zamachu - przyznaje prof. Dobosz. - Ale proszę pamiętać, że lotnisko w Smoleńsku było obszarem frontowym i mogą się tam znajdować resztki materiałów wybuchowych jeszcze z czasów II wojny światowej. W związku z czym samo stwierdzenie materiału wybuchowego to za mało - zastrzega.
Eksperci przestrzegają też przed wyciąganiem innych, pochopnych wniosków - np. obecność pocisków w ciele ofiar może wynikać z tego, że pochodzą one z broni, która wystrzeliła pod wpływem płomieni powstałych po katastrofie.
- Bębenki (uszne) potrafią także pęknąć od hałasu niezwiązanego z wybuchem, a taki pękający, rozpadający się wrak... Ten hałas może być przekraczający wytrzymałość takiej tkanki - mówi prof. Dobosz.
Do końca roku prokuratura planuje przeprowadzić 10 ekshumacji, wszystkie pozostałe - 73 - w przyszłym roku. Całościowe wyniki badający mają przedstawić najpóźniej wiosną 2018 roku.
Autor: ts / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24