- Jeżeli dana osoba staje pod zarzutem popełnienia przestępstwa, to przed sformułowaniem aktu oskarżenia udostępnia się w sposób kategoryczny całość zgromadzonego materiału dowodowego - powiedział w "Kropce nad i" prokurator krajowy Dariusz Korneluk, odnosząc się do udostępnienia podejrzanemu o szpiegostwo Pawłowi Rubcowowi materiałów z dotyczącego go śledztwa. Podkreślił jednak, że w przekazanych mu aktach - także tych niejawnych - "nie ma żadnych nazwisk, nie ma żadnych ustaleń i okoliczności, które mogłyby godzić w interesy Rzeczypospolitej".
"Rzeczpospolita" napisała w czwartek, że oficer GRU Paweł Rubcow, który podawał się za hiszpańskiego dziennikarza Pablo Gonzaleza, przed opuszczeniem Polski w ramach wymiany więźniów między Zachodem a Rosją, otrzymał dostęp do materiałów śledztwa, w tym tych niejawnych.
Prokuratura Krajowa, odnosząc się do sprawy, napisała, że prokurator ma obowiązek udostępnić akta podejrzanemu, wobec którego złożył do sądu wniosek o zastosowanie tymczasowego aresztowania i w takiej sytuacji nie ma możliwości odmowy ich udostępnienia. Przemysław Nowak, rzecznik PK, dodał jednak wyraźnie, że w udostępnionych aktach nie było żadnych tajemnic państwowych mogących zaszkodzić Polsce.
CZYTAJ WIĘCEJ: Rosyjski szpieg Paweł Rubcow "wyjechał z kompletem wiedzy" z Polski. Jest komentarz prokuratury
Prokurator Krajowy o tym, co zobaczył Rubcow
Prokurator krajowy Dariusz Korneluk mówił w "Kropce nad i" w TVN24 o tej sprawie. - Z niemałem zdumieniem dzisiaj, zarówno ja, jak i prokurator referent, przeczytaliśmy artykuł "Rzeczpospolitej" - powiedział.
Wyjaśniał, że "jeżeli dana osoba staje pod zarzutem popełnienia określonego przestępstwa, co do tej osoby następnie jest sformułowany akt oskarżenia, to przed sformułowaniem aktu oskarżenia udostępnia się w sposób kategoryczny całość zgromadzonego materiału dowodowego".
- O tym mówi Kodeks postępowania karnego. Żyjemy dzisiaj w świecie wolnym i każdy ma prawo do obrony - mówił, podkreślając, że "każdy ma prawo wiedzieć, o co jest oskarżony i jaki materiał na niego został zgromadzony".
Przekazał też, że materiał, który był niejawny, był taki "przede wszystkim z przyczyn formalnych, co potwierdził mi także dzisiaj szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego".
- Po drugie, zawartość tego materiału niejawnego od strony materialno-prawnej w niczym nie zaskoczyła samego oskarżonego. On się z tych materiałów dowiedział, czym się zajmował, a więc to, co my wiemy i dlaczego my oskarżamy go o popełnienie przestępstwa z artykułu 130, paragraf 1 Kodeksu karnego - kontynuował PK.
Podkreślał, że "tam nie ma żadnych nazwisk, nie ma żadnych ustaleń i okoliczności, które mogłyby godzić w interesy Rzeczypospolitej". - Nie ma technik operacyjnych, zastosowanych metod. Z tego materiału oskarżony dowiedział się, co polskie służby wiedzą, w jaki sposób przekazywał informacje dla Federacji Rosyjskiej. Tylko tyle. A więc on dowiedział się o własnej działalności, o tym, co robił na szkodę i Ukrainy, i Polski. Nic więcej - mówił Korneluk.
- Raz jeszcze zapewniam. Podejrzany - dzisiaj oskarżony - nie miał dostępu do danych funkcjonariuszy, którzy prowadzili to postępowanie, do osób tam występujących, do metod działania - dodał.
Afera wokół RARS. Korneluk: dochodzenie prowadził też OLAF
Gość "Kropki nad i" mówił również o sprawie Michała K., byłego prezesa Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. Prokuratura zarzuca K. udział w zorganizowanej grupie przestępczej oraz przekroczenie uprawnień i niedopełnienie obowiązków w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Te zarzuty to efekt śledztwa, w którym badane są nieprawidłowości w RARS, której szefował. Oprócz niego zarzuty sformułowano wobec Pawła Szopy, twórcy marki odzieży Red is Bad.
- Powiem jedno w tej sprawie, o czym chyba opinia publiczna się jeszcze nie dowiedziała - oznajmił Korneluk. Jak poinformował, sprawę nieprawidłowości w RARS "badał także urząd OLAF (Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych), czyli urząd Unii Europejskiej, powołany specjalnie do badania nadużyć finansowych na szkodę Unii Europejskiej".
- RARS wystąpił o dotację do Unii Europejskiej, która została udzielona, na dostawę urządzeń utrzymywania energii. OLAF kategorycznie stwierdził - mamy raport w aktach sprawy - że doszło do naruszenia wydatkowania tych dotacji na kwotę 91 milionów euro - poinformował.
Podkreślił, że "to nie stwierdził prokurator, to stwierdził niezależny urząd powołany przez Unię Europejską do stwierdzenia nadużyć na szkodę Unii Europejskiej".
Zobacz także: "Nie wierzę, że K. nie meldował zwierzchnikom, co robi"
Przeszukanie u Roberta Bąkiewicza
Prokurator Krajowy mówił też o sprawie Marszu Niepodległości. W środę w siedzibie Stowarzyszenia Marsz Niepodległości prowadzono czynności policji pod nadzorem prokuratury. Rano odbyło się również przeszukanie w domu Roberta Bąkiewicza -byłego prezesa stowarzyszenia - w związku ze śledztwem dotyczącym marszu w 2018 roku.
Gość "Kropki nad i" został zapytany, dlaczego po tylu latach od tych wydarzeń służby weszły do domu Roberta Bąkiewicza.
- Jak wiemy, szereg postępowań w ostatnich latach budziło kontrowersje co do sposobu ich prowadzenia. Dzisiaj wracamy do tych postępowań - wskazywał. Zauważył, że "to jest postępowanie, które pierwotnie zostało umorzone", ale "nowy prokurator referent, z innej jednostki prokuratury, szczebla okręgowego, raz jeszcze przeanalizował materiał dowodowy i doszedł do wniosku, że należy dokonać przeszukań".
- Po pierwsze, my szukamy osoby, która dopuściła się użycia siły fizycznej względem osób, co do których absolutnie nie było podstaw, żeby tej siły użyć. I po drugie, pan Bąkiewicz powiedział wprost, że banery, na których były zawarte hasła z zakresu mowy nienawiści, były uzgodnione z osobami pełniącymi funkcje publiczne. Zeznał to, będąc uprzedzonym o odpowiedzialności karnej - podkreślił szef Prokuratury Krajowej.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24