Skoro decyzja zapadła wczoraj wieczorem, to trudno mieć teraz, już o tej porze, odpowiedzialny pomysł - mówił w środę szef sejmowej komisji finansów publicznych Henryk Kowalczyk z PiS pytany, czy po wycofaniu przez jego partię projektu zniesienia limitu 30-krotności składek ZUS, pojawi się nowy projekt. Rzecznik Porozumienia Kamil Bortniczuk ocenił wycofany projekt jako "zagrożenie dla całego systemu" emerytalnego, a szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer mówiła, że "PiS może dojść do wniosku, że zamiast 30-krotności wprowadzi 40-krotność".
We wtorek poseł Prawa i Sprawiedliwości Marcin Horała w imieniu wnioskodawców wycofał z Sejmu projekt PiS, zakładający zniesienie limitu 30-krotności składek na ZUS. Brak poparcia dla projektu zadeklarowali nie tylko przedstawiciele opozycyjnej Koalicji Obywatelskiej, ale także koalicjant PiS ze Zjednoczonej Prawicy - Porozumienie Jarosława Gowina.
Wycofany projekt - według autorów - miał przynieść dodatkowy wzrost wpływów do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych oszacowany na 7,1 miliarda złotych. Został on także założony w projekcie budżetu na rok 2020.
"Trudno mieć teraz o tej porze już odpowiedzialny pomysł"
W środę politycy komentowali tę sytuację w TVN24.
Szef sejmowej komisji finansów publicznych Henryk Kowalczyk (PiS) pytany, czy pojawi się ewentualne nowe rozwiązanie, odparł: - Zobaczymy, na razie za wcześnie o tym mówić.
- Skoro wczoraj zapadała decyzja wieczorem, to trudno mieć teraz o tej porze już odpowiedzialny pomysł - mówił. Jak przekonywał, "jak już się mówi coś publicznie, to trzeba by zrealizować".
Pytany, czy może powstać inny projekt, na przykład dotyczący zniesienia limitu 40-krotności składek ZUS, ocenił, że "to nie są warunki do tego, żeby dywagować o tak poważnych pieniądzach". - Spokojnie, posiedźmy nad tym wspólnie, a nie na korytarzu - dodał.
Na pytanie, czy decyzja o wycofaniu projektu przez Prawo i Sprawiedliwość była dla niego zaskoczeniem, Kowalczyk odparł, że "wszyscy wiedzieli od dawna, że Porozumienie jest przeciwne, oczywiście rozmowy trwały, uzgodnienia". Przyznał jednak, że "nie wyszło".
Odnosząc się do złożonego przez Lewicę projektu w tej sprawie i odpowiadając na pytanie, czy Prawo i Sprawiedliwość powinno go poprzeć, ocenił, że "też trzeba go przeliczyć bardzo uważnie".
Cymański: Gowin jako liberał ma swoje zdanie, inne trochę
Członek komisji finansów publicznych Tadeusz Cymański (PiS) przyznał, iż ma nadzieję na pojawienie się ze strony PiS innego projektu ustawy w tej sprawie.
Jak mówił, w sprawie zniesienia limitu 30-krotności na ZUS wypowiedział się premier Mateusz Morawiecki. - Na tym opieram swoje nadzieje, że będziemy pracować w kierunku kompromisu. Może innego kształtu, ale istota tej ustawy jest niezmieniona - przekonywał.
Szef rządu mówił we wtorek w Sejmie, że limit 30-krotności składek "tworzy taką sytuację, że mamy w Europie niesprawiedliwy, jeden z najbardziej degresywnych systemów podatkowych". Poinformował, że obecnie prace nad zniesieniem tego limitu są zawieszone i będą dalej konsultowane. Było to jednak przed rezygnacją z projektu.
Cymański mówił także o braku poparcia ze strony Porozumienia dla wycofanego już projektu PiS. Jego zdaniem szef partii Jarosław Gowin "jako liberał ma swoje zdanie, inne trochę". - Ja szanuję, ale nie podzielam tego zdania - dodał poseł PiS.
Rzecznik Porozumienia: niewątpliwie jesteśmy zadowoleni
Rzecznik Porozumienia Kamil Bortniczuk do wycofania projektu PiS odniósł się w środę w radiowej Trójce. - Niewątpliwie jesteśmy zadowoleni, natomiast nie jest to żaden powód do tryumfalizmu czy nadmiernego świętowania - mówił.
Jego zdaniem "to jest dobra decyzja (...) dla polskiej gospodarki, i to zarówno w takiej perspektywie krótkoterminowej, jak i w długoterminowej, wieloletniej".
- Więc cieszymy się. Dziękujemy naszym partnerom za to, że w naszej ocenie wykazali się zdrowym rozsądkiem i wycofali się z tego projektu - dodał Bortniczuk.
Przekonywał, że "jeżeli znieślibyśmy tę 30-krotność, to w ślad za tymi stawkami o nieograniczonej wysokości, które by wpływały do ZUS-u, za kilka-kilkanaście lat ZUS musiałby wypłacać również nieograniczone w swojej wysokości emerytury i to było zagrożenie dla całego systemu".
- O ile ci najbogatsi, o których rzekomo walczyliśmy, poradziliby sobie zawsze jakoś na emeryturze w sytuacji, gdyby nawet system emerytalny poniósł fiasko, byłby krach systemu emerytalnego - bo zawsze mieliby jakieś nieruchomości, oszczędności zgromadzone w czasie, gdy zarabiali ponad przeciętną - o tyle największy problem mieliby ci biedni, ci dla których emerytura miałaby być jedynym źródłem utrzymania, zupełnie pomijając fakt szkodliwości dla polskiej gospodarki - wskazywał rzecznik Porozumienia.
"Nie rozumieliśmy, po co narzucać sobie tak ciasny kaganiec"
Jak mówił, są firmy, w których 70-80 procent pracowników zarabia powyżej 30-krotności przeciętnego wynagrodzenia.
- Łatwo się domyśleć, że są to firmy funkcjonujące w obszarze nowych technologii, firmy informatyczne, gdzie rzeczywiście pracują wysoko wyspecjalizowani, młodzi najczęściej ludzie, taka tworząca się zdrowa polska klasa średnia. Zapewne jakiś odsetek tych firm w sytuacji, gdybyśmy znieśli 30-krotność, czyli de facto podnieśli bardzo mocno koszty pracy w Polsce, zdecydowałoby się na przeniesienie swojej działalności do kraju, a nie jest to trudne w Unii Europejskiej, w którym koszty pracy tych najlepiej wykwalifikowanych osób byłby niższe - mówił Bortniczuk.
Według niego byłoby to szkodliwe dla polskiej gospodarki, bo do systemu nie trafiłyby nie tylko te składki powyżej 30-krotności, ale i te do 30-krotności, nie trafiłby PIT od tych wynagrodzeń oraz VAT od tych osób, które zdecydowałyby się na emigrację.
Rzecznik pytany, dlaczego jeśli te uwagi były zgłaszane, projekt autorstwa PiS i tak trafił do Sejmu i czy jego zdaniem było to testowanie Porozumienia jako koalicjanta.
- Rzeczywiście można nadawać różne znaczenia temu, co się działo przez ostatnie dni w kontekście 30-krotności. Ja nie będę próbował szukać tych dodatkowych znaczeń politycznych. Formalne uzasadnienie było takie - i wierzę, że to był główny powód - aby te 7 miliardów złotych, choć my się nie zgadzamy z tymi wyliczeniami (...), pozwoliłoby po raz pierwszy w historii III Rzeczypospolitej przedstawić projekt zrównoważonego budżetu, budżetu bez deficytu - zastrzegł.
Jego zdaniem niezbilansowanie budżetu nie będzie żadną tragedią. - Nawet jeśli nic byśmy nie zaproponowali w zamian, w kontekście tych 7 miliardów złotych, i ten budżet miałby 7 miliardów deficytu, to i tak byłby to najniższy deficyt w ujęciu nominalnym, i ujęciu procentowym, w historii III Rzeczypospolitej, co przy skali naszych programów rozwojowych, programów prospołecznych i tak jest wielkim sukcesem - ocenił.
- Nie rozumieliśmy, po co narzucać sobie tak ciasny kaganiec w sprawach budżetowych, szczególnie, jeśli miałoby to odbyć się kosztem tej rosnącej, zdrowej polskiej klasy średniej, złożonej z młodych, polskich specjalistów, świetnie wykształconych, dobrze zarabiających, kosztem systemu emerytalnego i kosztem tych firm, które tak dobrze funkcjonują. Dlatego tak broniliśmy tej kwestii - podsumował.
Lubnauer: PiS może dojść do wniosku, że wprowadzi zniesienie limitu 40-krotności składek ZUS
Szefowa Nowoczesnej Katarzyna Lubnauer oceniła, że "PiS może dojść do wniosku, że zamiast 30-krotności wprowadzi 40-krotność".
- To zgodnie z zasadą "wilk syty i owca cała" pozwoli z jednej strony pokazać Porozumieniu, że "patrzcie jak tu broniliśmy interesów przedsiębiorców i osób pracujących", a PiS-owi pozyskać jednak jakieś pieniądze na ich pomysły i wydatki - mówiła. Zaznaczyła jednak, że "coś za coś".
- Jeżeli wprowadzamy 40-krotność, to znaczy, że w przyszłości ci ludzie mogą liczyć na te bardzo wysokie, kominowe emerytury - dodała Lubnauer.
Biejat: mamy nadzieję, że PiS będzie w stanie poprzeć nasz projekt
Wiceszefowa klubu Lewicy Magdalena Biejat mówiła, że "to jest ten moment, kiedy mówimy sprawdzam". - Złożyliśmy lepszy projekt dotyczący 30-krotności ZUS, (...) bardziej stabilizujący system, (projekt - red.), który pozawala zapobiec rożnym problemom, które generował projekt PiS-u - dodała posłanka.
Przekonywała także, że pomysł Lewicy "jest odpowiedzialny i realnie może wpłynąć na poprawę życia Polek i Polaków, którzy w tej chwili nie dostają emerytur". - Więc mamy nadzieję, że PiS rzeczywiście okaże się prosocjalny, rzeczywiście okaże się konstruktywny i będzie w stanie poprzeć nasz projekt - powiedziała Biejat.
Autor: akr//now,adso / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24