W środę rano CBA zatrzymało trzech prawników. Wśród nich, jak wynika z nieoficjalnych ustaleń tvn24.pl, znanego w Polsce syndyka, którego imię pojawiało się w kontekście opisywanej przez media "afery upadłościowej". Trwają czynności w prokuraturze.
Czynności, jak przekazało nam CBA, realizowano na polecenie prokuratora Prokuratury Okręgowej Warszawa – Praga. "Trwają czynności z udziałem zatrzymanych. Na tym etapie postępowania to wszystkie informacje, które możemy przekazać" - przekazało w oficjalnym komunikacie CBA.
Afera upadłościowa
Nieoficjalnie ustaliliśmy, że jednym z zatrzymanych jest warszawski adwokat, doradca restrukturyzacyjny, Krzysztof G., który w licznych sprawach upadłościowych pełnił rolę syndyka.
Jak opisali sprawę dziennikarze Onetu, Krzysztof G. ma być powiązany z politykami i sędziami, dzięki czemu otrzymywał do prowadzenia upadłości wielkich spółek i spółdzielni. Jednak zamiast spłacać długi wierzycieli, prawnik miał ich majątek wydawać na potrzeby własne oraz zatrudnianych przez siebie prawników.
Resort sprawiedliwości podawał na początku roku, że wiele firm i przedsiębiorców zarzucało, że "za przyzwoleniem sądu żerował na ich majątku". W efekcie rosły długi zarządzanych przez niego firm oraz spółdzielni w upadłości.
Syndyk już bez licencji
Ministerstwo Sprawiedliwości w styczniu informowało w komunikacie o wynikach przeprowadzonego audytu działalności Krzysztofa G. w efekcie czego, cofnięto mu licencję.
Resort przekazał wówczas, że zatrzymany między innymi opłacał zbędne doradztwo prawne i rozliczał te same koszty pod różnymi pozycjami. Na przykład w przypadku warszawskiej Śródmiejskiej Spółdzielni Mieszkaniowej, jak podało ministerstwo, syndyk Krzysztof G. tylko przez trzy miesiące wydał 325 tys. zł na obsługę upadłości, z czego usługi prawne kosztowały 103 tys. zł.
"Ustalono też, że drogo opłacani prawnicy wykonywali nieraz bardzo prozaiczne czynności. Na przykład za 12 tys. zł sporządzali prostą opinię, którego dostawcę gazu należy wybrać. W kolejnych upadłościach pojawiały się te same kancelarie, a ich wybór odbywał się bez rozpoznania rynku" - przekazał w styczniowym komunikacie resort.
Ponadto, upadłe przedsiębiorstwa były też obciążane przez syndyka fakturami na kosztowne usługi gastronomiczne i cateringowe. Jak wskazuje ministerstwo, przykładem jest nocleg w hotelu na Mazurach położonym ponad 80 km od siedziby upadłej firmy obsługiwanej przez syndyka. Cena zawierała m.in. cumowanie jachtu, a wyjazd został zaplanowany z wielomiesięcznym wyprzedzeniem.
Śledztwo w sprawie "afery upadłościowej" prowadzi Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24