- Wszystko wskazuje na to, że Polska nadal będzie największym biorcą z budżetu unijnego. Ale ja uważam, że błąd jest w strategii - powiedział w "Kawie na ławę" w TVN24 europoseł PSL Jarosław Kalinowski oceniając zakończony w piątek bez efektów szczyt Unii Europejskiej. I dodał: - Będzie go można naprawić jeszcze w styczniu - ocenił.
Zdaniem Kalinowskiego "ten błąd polega na tym, że była taka strategia, że my walczymy o spójność, a o rolnictwo zadbają Francuzi". - Tylko premier nie dostrzegł - choć to wskazywaliśmy - że dla Francuzów rolnictwo to tylko dopłaty. Dla nas nie tylko - powiedział europoseł PSL.
Spokojny o budżet dla Polski jest koalicyjny kolega Kalinowskiego, poseł PO Adam Szejnfeld. - Ja nie należę do tych, którzy określiliby szczyt jako klęskę i niepowodzenie. To jest norma, standard. Proszę pokazać mi negocjacje w UE, które odbyły się na pstryknięcie palców, w jeden dzień lub noc. Przecież nigdy nie było inaczej, więc po co takie wielkie słowo. Dramat i tragedia byłaby wtedy, gdyby się szczyt skończył i sojusznik PiS (David Cameron - red.) wygrałby swoje cięcia w budżecie unijnym. Wtedy mielibyśmy problem w Polsce. A tak mamy ścieżkę negocjacyjną przed sobą i czas na rozmowy - powiedział poseł.
Trzeba słuchać
Z kolei zdaniem Adama Hofmana z PiS jeśli trzeba by wybierać "gdzie ciąć", to on wolałby cięcia w administracji i obronności, a nie np w polityce spójności, która najbardziej dotyczy Polski.
- Gdyby pan posłuchał swojego lidera Donalda Tuska, to by pan usłyszał, że to, co Jarosław Kaczyński obiecał, David Cameron zrealizował. Przez zaciśnięte zęby Donald Tusk powiedział, że Cameron zapowiedział cięcia w administracji i polityce obronnej. Jak mam wybierać co ciąć, czy spójność po wszystkich, czy politykę rolną, to uważam, że cięcia powinny odbyć się właśnie np w administracji, obronności a nie na nas. I my te zapewnienia od Camerona uzyskaliśmy i je realizujemy. Było fiasko polityki Tuska płynięcia w głównym nurcie z Angelą Merkel, która się od niego odwróciła - ocenił Hofman.
Europoseł Solidarnej Polski Jacek Kurski zauważył z kolei, że suma, którą proponuje nam Unia Europejska i tak należy nam się zgodnie z unijnymi traktatami. - Tak jest zapisane, że Polska powinna być i jest największym beneficjentem jeśli chodzi o fundusz spójności. Wynika to z traktatów. Donald Tusk popełnił wielki błąd, kilka błędów przed wyjazdem - po pierwsze ogłaszając, że nie zastosuje weta. Tusk obniżył naszą pozycję negocjacyjną mówiąc o 400 mld, kiedy dziś dostajemy 450 mld. I dlatego przegrał ten szczyt - powiedział Kurski.
Odpowiedzialność premiera
Z europosłem SP zgodził się Ryszard Kalisz z SLD. - Muszę się zgodzić z Jackiem Kurskim, że to, iż Polska otrzyma najwięcej środków z budżetu UE wynika z wielkości kraju, z liczby mieszkańców i z traktatu lizbońskiego. Będziemy mieli więcej niż w poprzednim siedmioletnim budżecie i to się po prostu należy. Ale problemem tego szczytu jest coś innego - zarówno Angela Merkjel jak i Cameron wykazali się brakiem wizji. Oni niestety cofają integrację unijną do poziomu partykularyzmów narodowych - analizował Kalisz.
Na błędy premiera wskazywał Artur Dębski z Ruchu Palikota. - Naszym zdaniem błąd został popełniony znacznie wcześniej. Przed negocjacjami premier powinien zaproponować wszystkim liderom partii opozycyjnych i koalicjantowi spotkanie w Sejmie, i zaproponować pewne wartości progowe - o ile walczymy, co robimy, jak negocjujemy. My negocjujemy budżet do 2020 roku i to nie premier Tusk i jego rząd będzie to wydawał, tylko my wszyscy. Jeśli przed nastepnym szczytem nie będzie tego rodzaju spotkania, to premier przejmuje całkowitą odpowiedzialność za negocjacje. I sam będzie z tego rozliczany - powiedział Dębski.
Bez porozumienia
Szczyt UE zakończył się w piątek bez kompromisu ws. budżetu UE na lata 2014-2020. Winą za fiasko obarczano głównie płatników netto. Te kraje to przede wszystkim Wielka Brytania, Niemcy, Szwecja, Holandia i Finlandia. Przywódcy "27" spotkają się w tej sprawie na początku przyszłego roku.
Nowa propozycja budżetowa przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya oznacza, że Polska mogłaby w ramach funduszy spójności otrzymać w ciągu siedmiu lat nowej perspektywy finansowej około 72,4 mld euro. To wciąż więcej niż Polsce przypada w obecnym budżecie na lata 2007-13 (prawie 68 mld euro). Poza Polską tylko dwa inne kraje: Słowacja i Rumunia też zyskują w tej polityce. W ogólnym poziomie wydatków budżetu UE zmian nie ma. Projekt zakłada cięcia tej samej wielkości co poprzednia propozycja Van Rompuya: około 75 mld euro w stosunku do mniej więcej bilionowej wyjściowej propozycji Komisji Europejskiej (plus 6 mld w instrumentach pozabudżetowych jak fundusz rozwojowy dla państw trzecich). Czyli propozycja zakłada wydatki UE na poziomie prawie 973 mld euro (w tzw. zobowiązaniach) w ciągu siedmiu lat.
Autor: mn/tr / Źródło: tvn24.pl, TVN24