Ponad miesiąc po rozpoczęciu roku szkolnego w wielu placówkach wciąż są poważne braki kadrowe. Sprawdziliśmy oferty pracy, które dla nauczycieli publikują kuratoria oświaty: najpilniej potrzebne są nauczycielki przedszkolne, specjaliści od przedmiotów zawodowych i języków obcych.
- Od przyszłego roku w szkołach nie będziemy się już chwalić, że mamy świetne zajęcia dodatkowe, tylko że mamy wszystkich nauczycieli. Nie, że "świetnych", tylko w ogóle jakichś – mówi Ryszard Sikora, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 36 w Krakowie. Sam przez całe wakacje walczył o zapełnienie brakujących etatów. Do ostatniej chwili szukał matematyków i polonistów, najgorzej było z historykami.
– Niby zgłosiło się ich najwięcej, ale ich jakość pozostawała sporo do życzenia – rozkłada ręce.
Sikora swoimi doświadczeniami z rekrutacją do pracy dzielił się na kongresie Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty w Zakopanem. OSKKO to największa w Polsce organizacja zrzeszająca dyrektorów szkół i liderów oświatowych. Na kongres przyjechało około tysiąca osób z całej Polski, ale ich problemy były dość podobne. Gdy Sikora mówił o brakach kadrowych, większość tylko kiwała głowami.
Marcin Konrad Jaroszewski, dyrektor stołecznego XXX LO: - Mam czterech matematyków, wszyscy mają lekcji po sufit, 1,5 etatu. Chętnie zatrudniłbym piątego. Boję się, że ci, których mam, się wykończą, podobnie zresztą jak angliści. Do tego nadal nie mam w szkole żadnego fizyka, a potrzebuję kogoś na 14 godzin tygodniowo. Póki co, sam prowadzę część zastępstw, bo jestem fizykiem z wykształcenia, ale na dłuższą metę się tak nie da.
Najtrudniej w dużych miastach
9 października, ponad miesiąc po rozpoczęciu roku szkolnego, w bankach pracy, które publikują kuratoria oświaty, wciąż było niemal 3200 aktualnych ofert pracy dla nauczycieli. Aż około jedna trzecia z nich to praca na Mazowszu – 1042.
Na kolejnych miejscach znalazły się województwa: śląskie – 388, dolnośląskie – 288, małopolskie – 285 i wielkopolskie – 201. W tych regionach znaczna część ofert to praca w wielkomiejskich szkołach, np. we Wrocławiu jest aktualnie 165 ofert pracy, w Krakowie – 132.
Najmniejsze braki nauczycieli notowane są na Podkarpaciu – jest tam mniej niż 50 aktualnych ofert pracy.
Jak zauważa Związek Nauczycielstwa Polskiego, problemem jest to, że w dużych miastach nauczycielskie pensje najmocniej rozjeżdżają się z kosztami życia. Rosną wolniej niż średnie pensje w gospodarce. Początkujący nauczyciel zarabia na rękę 1835 zł.
To właśnie niskie pensje, fatalna atmosfera po kwietniowym strajku i warunki pracy w szkołach powodują trudności ze skompletowaniem kadry w placówkach oświatowych.
Jak przyznają jednak dyrektorzy szkół, obraz z kuratoriów może nie być pełen. Wielu dyrektorom udało się ułożyć plany lekcji, bo nauczyciele godzą się na zastępstwa i pracę ponad etat. W efekcie np. w Warszawie niemal co 10. nauczyciel (to prawie 3 tys. osób) pracuje więcej niż na 1,5 etatu. W dwóch szkołach pracuje 2300 nauczycieli, w trzech i więcej – 270.
Teoretycznie więc mają pełną obsadę, ale równocześnie szukają nauczycieli pocztą pantoflową czy na portalach z ogłoszeniami, niezwiązanymi z kuratorium.
Kto się zajmie przedszkolakami i zawodowcami?
Najtrudniej w szkołach podstawowych i średnich o nauczycieli języków obcych, matematyków, informatyków, fizyków. – Czyli tych, którzy stosunkowo najłatwiej mogą znaleźć dobrze płatną i zgodną z wykształceniem pracę poza szkołą – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Sporym problemem jest też rotacja kadry w przedszkolach. Na Mazowszu brakuje ponad 160 nauczycieli wychowania przedszkolnego, na Śląsku - ok. 70, a na Dolnym Śląsku - ok. 60. Nauczycielki przedszkolne, choć zwykle mają ukończone te same studia co nauczycielki wczesnoszkolne pracujące z dziećmi w klasach I-III, mają zupełnie inne zasady pracy. Ich pensum to nie 18, ale 25 godzin pracy tygodniowo. Mimo tej różnicy ich pensje (regulowane ustawowo) są jednak takie same. Do tego decyzją rządu nauczycielkom wczesnoszkolnym przysługuje dodatek za wychowawstwo w wysokości m.in. 300 zł, a przedszkolne takiej gwarancji nie mają (decydują samorządy).
Kłopoty są też ze znalezieniem specjalistów od przedmiotów zawodowych. – W mojej szkole są wakaty między innymi dla informatyka i mechanika. Żeby lekcje jakoś się odbywały, przydzielane są doraźne zastępstwa – opowiada nauczyciel ze szkoły w dużym mieście na Śląsku.
– W praktyce mamy więc godziny z pensum, nadgodziny i jeszcze zastępstwa za wakaty. Można dostać zadyszki. Szkoła chciała zatrudnić więcej nauczycieli, ale nikt się nie zgłasza. Znam szkołę w regionie, która ma jeszcze większe problemy, bo tam nie ma kto uczyć tak zwanych przedmiotów lotniczych, a to naprawdę wąska specjalizacja - dodaje.
Inna nauczycielka, z 30-tysięcznego miasta na Mazowszu: - U nas praktycznie nie ma nauczycieli, którzy mieliby mniej niż 1,3 etatu. Nauczyciele przedmiotów zawodowych mają nawet więcej niż 1,5 etatu. Sytuację ratują emeryci, nie ma u nas ani jednego nauczyciela, który miałby mniej niż 30 lat, a tych w wieku 30-40 jest ledwie kilku.
W jednym z techników w 20-tysięcznym mieście w województwie łódzkim zawodowcy-rekordziści mają po 32 godziny lekcyjne tygodniowo. W pierwszym miesiącu nauki część lekcji w ogóle się nie odbywała, a ostatecznie zdecydowano, by niektóre przedmioty zawodowe przesunąć na kolejne lata. Lekcje w szkole kończą się po 19.
Nauczyciele przedmiotów zawodowych, którzy opowiadają nam o swojej pracy, proszą o zachowanie anonimowości. – Nie chcę narażać dyrekcji na nieprzyjemności, wiem, że robi, co może, żeby poprawić sytuację – mówi jeden z nich.
Pensje rosną, ale za wolno
Pensje nauczycieli od września wzrosły o 9,6 proc. Oznacza to, że wynagrodzenie zasadnicze dla nauczycieli (z tytułem magistra i przygotowaniem pedagogicznym) wynosi obecnie odpowiednio: 2782 zł brutto - dla stażysty, 2862 zł - dla nauczyciela kontraktowego, 3250 zł - dla nauczyciela mianowanego oraz 3817 zł dla nauczyciela dyplomowanego.
Z najnowszego raportu Eurydice (opublikowanego przy okazji światowego dnia nauczyciela), agendy Unii Europejskiej do sprawy edukacji wynika, że w latach 2015-2018 po uwzględnieniu rosnących kosztów życia pensje polskich nauczycieli wzrosły tak naprawdę o zaledwie 1 proc. W tym samym czasie w większości krajów Europy pensje wzrosły realnie o minimum 4 proc.
Raport Eurydice uwzględnia m.in. różnice w kosztach życia i wysokość podatków. Tak mierzone pensje polskich nauczycieli wynoszą mniej niż połowę średniej europejskiej.
Autor: Justyna Suchecka / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock