Pięcioletnie bliźnięta z Łomży przez kilka lat były przez rodziców ukrywane w mieszkaniu - nie wychodziły na zewnątrz, nadal nosiły pampersy. Sprawą zajął się Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej, bada ją też prokuratura.
Jak powiedział Wiesław Jagielak, dyrektor MOPS w Łomży, 20 maja ośrodek uzyskał informację o nietypowej sytuacji w jednej z rodzin. Po wysłaniu na miejsce pracowników społecznych okazało się, że w dwupokojowym mieszkaniu przebywała dwójka dzieci - bliźniaków w wieku pięciu lat - które nie wychodziły na zewnątrz. Dzieci mieszkały w jednym pokoju przedzielonym regałem, w którym było piętrowe łóżko i materac. - Pomieszczenie było przedzielone drzwiczkami, żeby dzieci nie mogły wychodzić. Dzieci żyły na małej przestrzeni, nie wychodziły na zewnątrz - mówi Jagielak. Jak dodaje, chłopcy byli w pampersach. Lekarz rodzinny stwierdził, że nie mają w pełni rozwiniętych mięśni i są niedożywione. Jeden z chłopców waży 10 kg, drugi - 13 kg.
Dzieci nie były też szczepione, chociaż przychodnia rodzinna, do której zapisana była rodzina, wysyłała powiadomienia. Matka - według informacji lekarza rodzinnego - była z chłopcami w przychodni tylko dwa razy, gdy dzieci miały po cztery miesiące.
Matka nie chciała dzieci
Według dyrektora MOPS, matka nie akceptowała dzieci i chciała się ich zrzec już po porodzie, w szpitalu, ale jej mąż nie wyraził na to zgody. W sumie w rodzinie było siedmioro dzieci w wieku 15, 11, 9, 7 i 4 lat - pozostała piątka była zadbana, a rodzice się nimi opiekowali. Jak dodał Jagielak, sąsiedzi nie mieli pojęcia o istnieniu dzieci. Chłopcy mają jednak akty urodzenia, byli zarejestrowani w urzędzie. Informacja o sytuacji w rodzinie trafiła do sądu, który rozpatrzy, czy rodzicom należy ograniczyć prawa rodzicielskie. Dzieci zostały oddane do pogotowia opiekuńczego. Dochodzenie wszczęła też prokuratura, która prowadzi postępowanie w kierunku podejrzeń znęcania się nad dziećmi i narażenia ich na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia. Jagielak powiedział, że rodzina miała założoną "niebieską kartę", ale sytuacja w niej nie była patologiczna. Ojciec pracuje na czarno, matka zajmuje się domem.
- Rodzinie przydzielono asystenta rodziny, zajmuje się nią też pracownik socjalny - mówił dyrektor MOPS. - Nie wiem, czy należy rozbijać tę rodzinę - dodał.
Powiedział również, że bliźnięta powoli otwierają się i pozytywnie oswajają nowe otoczenie, reagują na nie. - Dzieci bardzo szybko nadrabiają zaległości. To zmierza w bardzo dobrym kierunku -uważa Jagielak.
Autor: jk/ja/k / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24