Zaczęło się od zbiórki w mediach społecznościowych. Akcja pozyskiwania pamiątek ze strajku kobiet nabrała takiego tempa, że będzie co oglądać. Zbiory z całej Polski, z miast, miasteczek i wsi zgromadziło Muzeum w Gdańsku. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Mama 9-letniej Martyny jest pielęgniarką. Baner "Będzie dobrze" wiszący na przydomowym ogrodzeniu, po 24-godzinnych dyżurach w szpitalu, miał dodawać jej otuchy. Takie były jego początki, ale czas był szczególny, nie tylko ze względu na epidemię. - Chcieliśmy oddać tę sytuację, która dzieje się w kraju – mówi tata 9-latki Sławomir Stasiak. Z czasem do "Będzie dobrze" na banerze dołączyło na przykład hasło "Nie dla Kaczystanu" czy piorun symbolizujący solidarność z walczącymi o prawa kobiet.
- To jest coś, czego nie kojarzymy wprost z muzeum, nie kojarzymy z substancją zabytkową, nabiera zupełnie innej wartości – mówi rzecznik Muzeum Gdańska Andrzej Gierszewski. Dziś baner jest już w zbiorach Gdańskiego Muzeum. - To są eksponaty zdecydowanie wyróżniające się spośród naszej kolekcji. Są to rzeczy, które dotyczą z jednej strony sprawy współczesnej, a z drugiej strony sprawy kontrowersyjnej, też o charakterze moralnym – mówi archiwista strajku Arkadiusz Ryngwelski.
W Muzeum Gdańska zorganizowano zbiórkę plakatów, transparentów, banerów, wszystkiego, co związane z trwającymi od października ubiegłego roku protestami w obronie praw kobiet. - Zobaczymy wtedy, jakie jest bogactwo językowe, jakie jest bogactwo kulturowe, nie tylko środków stylistycznych, ale wartości, sposobu ich przekazywania, naszej kreacyjności jako tych, którzy tworzymy ten język i nasza elokwencja też – mówi Anna M. Kiełbiewska z Polskiego Towarzystwa Retorycznego "Res Rhetorica".
"Nie oceniać, tylko zbierać"
Ale by to bogactwo kulturowe nie przepadło, potrzebne są właśnie muzea. - Istnieją po to, żeby pamiątki gromadzić. Nie oceniać, tylko zbierać. Z intencją tego, żeby zabezpieczyć te artefakty, tutaj konkretnie artefakty rewolucji dla przyszłych pokoleń – wyjaśnia Andrzej Gierszewski.
Do Gdańska przesyłki przychodziły niemal z każdej części Polski. Przyszły też od grupy kobiet ze Wschowy - W dobie pandemii i tego zastraszenia, że nie możemy wychodzić na ulice, łapanek, mandatów, stwierdziłyśmy, że jakakolwiek forma artystyczna ukazująca nasze emocje, będzie istotna i te prace musiały pozostać dla kolejnych pokoleń – stwierdziła mieszkanka Wschowy Katarzyna Owoc-Kochańska.
W muzeum są już między innymi plakaty z protestów, wykonane w trakcie warsztatów plakaty czy banery.- Emigranci, którzy mieszkają poza granicami Polski, też się włączają i w protesty, które dotyczą Polski, i w historię lokalną, i kulturę lokalną – mówi gdańszczanka mieszkająca w Wielkiej Brytanii doktor Kinga Goodwin.
Bo dla protestujących to nie tylko pomalowane kartony czy płótna, to ich emocje i kawałek historii, obok której nie mogli przejść obojętnie. Kawałek historii, która życie niektórych z nich zmieni o 180 stopni. – Osobiste historie, które dopowiadają dzieje tego przedmiotu, są nie raz dużo ważniejsze, dużo ciekawsze – uważa Andrzej Gierszewski.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24