W sprawie pisma Komisji Nadzoru Finansowego do prokuratora generalnego z listopada 2011 r. o nieprawidłowościach w postępowaniu dotyczącym Amber Gold postąpiłem zgodnie z przyjętą praktyką i zasadami obowiązującymi w Prokuraturze Generalnej - zeznał w środę przed komisją śledczą prok. Piotr Wesołowski.
Świadek dodał, że tego typu pismo powinno być przekazane prokuratorowi generalnemu łącznie ze wstępną analizą dokonaną przez odpowiedni departament ówczesnej Prokuratury Generalnej, tak aby "szefowi prokuratury przekazać materiał kompletny".
Pismo do Seremeta
W środę sejmowa komisja śledcza zajmująca się sprawą Amber Gold przesłuchała Wesołowskiego, który w 2011 r. był zastępcą szefa biura prezydialnego Prokuratora Generalnego. Głównym tematem przesłuchania była kwestia losów pisma z końca listopada 2011 r., które przewodniczący Komisji Nadzoru Finansowego Andrzej Jakubiak wysłał do prokuratora generalnego Andrzeja Seremeta. Pismo to - jak wskazywała KNF w swej późniejszej analizie poświęconej m.in. śledztwu ws. Amber Gold - zawierało "krytyczne uwagi odnoszące się do dochodzenia Prokuratury Rejonowej Gdańsk-Wrzeszcz, w tym również do decyzji o zawieszeniu tego postępowania". Pismo to nie trafiło jednak do Seremeta - zostało przekazane do departamentu postępowania przygotowawczego PG, który skierował je do zastępcy prokuratora apelacyjnego w Gdańsku, w celu rozpoznania wniosku o podjęcie działań w trybie nadzoru służbowego. Według Krzysztofa Brejzy (PO), gdyby jednak pismo dotarło do Seremeta, to miał on możliwość przeniesienia sprawy do wybranej prokuratury apelacyjnej i - jak ocenił poseł - "być może po miesiącu sprawy Amber Gold by nie było".
Wesołowski: nie postąpiłem niewłaściwie
- Uznałem, że przekazanie tego pisma (...) do właściwej komórki merytorycznej zajmującej się właśnie tą problematyką pozwoli na wyjaśnienie tych nieprawidłowości, zebranie właściwych materiałów, dokonanie pewnych analiz i przedstawienie stanowiska prokuratorowi generalnemu. Taka była moja intencja - mówił Wesołowski. Świadek przekonywał też, że "przekazanie pisma do właściwej komórki organizacyjnej, w tym przypadku departamentu postępowania przygotowawczego PG, nie jest nieprzekazaniem pisma prokuratorowi generalnemu - w tym sensie, że pismo podpisane przez szefa KNF do prokuratora generalnego miałoby nie trafić". - Ale pismo do prokuratora generalnego nie trafiło - wskazał Witold Zembaczyński (Nowoczesna). Świadek zaznaczył, że "na to już nie może odpowiedzieć". - To pytanie nie powinno być w moim kierunku, tylko do właściwej komórki, do której to pismo zostało skierowane - dodał. Zembaczyński zapytał też, jak wyglądałby przebieg postępowania w sprawie Amber Gold, gdyby Seremet otrzymał jednak pismo z KNF. - Prokurator generalny w przypadku otrzymania takiego pisma dotyczącego konkretnych postępowań przygotowawczych i tak musiałby, oczywiście w trybie niezwłocznym i pilnym, zasięgnąć stosownej informacji o biegu tego postępowania - odpowiedział świadek. Wesołowski ocenił, że nie postąpił niewłaściwie, nie przekazując tego pisma Seremetowi. Stwierdził, że przekazanie pisma do departamentu postępowania przygotowawczego PG "nie było żadną spychologią ani też nadgorliwością". Zaznaczył, że niewłaściwe potraktowanie pisma miałoby miejsce wtedy, gdyby nie nadał mu biegu - tymczasem on przekazał je do właściwego departamentu. - Nie widzę tu żadnego ominięcia - mówił. Dodał, że Seremetowi przekazywane były pisma ze sprawami "natury systemowej", a nie dotyczące postępowań przygotowawczych. - Nie należało do moich obowiązków nadzorowanie postępowania przekazanego do właściwej komórki ówczesnej PG - odpowiedział, dopytywany przez posłankę Andżelikę Możdżanowską (PSL), czy śledził dalsze losy tej sprawy w PG.
Wesołowski nie potrafił dokładnie odpowiedzieć na pytanie posła Jarosława Krajewskiego (PiS), jak często do biura PG wpływały pisma od szefa KNF. - Na pewno nie raz dziennie i nie raz w tygodniu - powiedział tylko.
Wesołowski: nie wiem, kiedy Seremet dowiedział się o Amber Gold
Seremet w końcu sierpnia 2012 r. mówił w Sejmie, że zażądał od kierownictwa biura PG przedstawienia "stosownych wyjaśnień w postępowaniu służbowym, wskazujących na przyczynę, dla której pismo KNF, pochodzące zatem od organu centralnego, nie trafiło bezpośrednio w moje ręce, pomimo że dotychczasowa poprzednia i obecna dobra praktyka w tym względzie powinna była wykluczyć taki przypadek". Bezpośredni zwierzchnik Wesołowskiego - ówczesny szef biura prezydialnego PG prok. Ryszard Tłuczkiewicz - tłumaczył to wówczas Seremetowi "omyłką" lub "niewłaściwą oceną" wagi pisma KNF. Szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) pytała świadka, dlaczego Seremet wymieniał jego nazwisko, jako osoby odpowiedzialnej za nieprzekazanie mu tego pisma, skoro - jak mówiła - Wesołowski uznaje, że nie było potrzeby przekazania pisma KNF bezpośrednio prokuratorowi generalnemu. - Mogę powiedzieć, że zakres mojego procedowania w tej sprawie był zgodny z obowiązującymi w tym zakresie uregulowaniami. Tak mogę odpowiedzieć, tak uważam i tak jestem przekonany w tym zakresie - odparł świadek. Stanisław Pięta (PiS) pytał natomiast, jak duża liczba pism wpływających do biura PG trafiała bezpośrednio do Seremeta. - Chciałbym ustalić liczbę pism, która mogłaby zasługiwać na szczególną uwagę prokuratora Seremeta - pytał Pięta. Wesołowski ocenił, że "nie da się konkretnie odpowiedzieć na to pytanie", ale "bardzo niewielka część pism trafiała do prokuratora generalnego bezpośrednio". Jak dodał, zależało to m.in. od dnia, w którym wpływała poczta, a także "od treści merytorycznej tych pism oraz od zapoznania się przez nas z wpływającą dokumentacją". Zeznał też, że nie wie, kiedy Seremet dowiedział się o sprawie Amber Gold. - Mogę tylko powiedzieć z tej dokumentacji, którą dysponuję, że ja zostałem poproszony o wyjaśnienie przyczyn i podstaw przekazania tego pisma (KNF) do departamentu postępowania przygotowawczego w sierpniu 2012 r. - powiedział Wesołowski. Mówił również, że nie wie, aby w Prokuraturze Apelacyjnej pojawiła się decyzja, by poinformować zwrotnie Prokuratora Generalnego o wyniku dokonanych ustaleń i sposobie załatwienia sprawy.
"Nie widzę tu braku obiektywizmu"
Posłowie przypominali także, że Wesołowski przez wiele lat był prokuratorem trójmiejskich prokuratur, a obecnie pracuje w Prokuraturze Regionalnej w Gdańsku. Wskazywali, że w niektórych doniesieniach medialnych pojawiały się sugestie, że nieprzekazanie pisma Seremetowi było "kryciem kolegów z Trójmiasta". - Uważam tę argumentację za absurdalną - odpowiedział Wesołowski. Ocenił, że powinien się wyłączyć ze sprawy tylko w przypadku, gdyby sprawa jego dotyczyła lub gdyby był nieobiektywny w jakimkolwiek zakresie. - Ja tu nie widzę żadnego braku obiektywizmu oraz żadnego krycia prokuratorów gdańskich - podkreślił. Przyznał, że zna wielu gdańskich prokuratorów "z uwagi na kontakty służbowe". Dodał jednak, że nie widział żadnych podstaw i przesłanek do wyłączenia się "z czynności materialno-technicznej" dekretacji określonego pisma. Dodał, że jego styczność ze sprawą Amber Gold ograniczała się "do tej jednej czynności". Szefowa komisji pytała też świadka, czy otrzymywał wejściówki VIP na gdański stadion piłkarski. Nawiązała tym samym do wcześniejszych zeznań prok. Dariusza Różyckiego, który od 2008 r. do wiosny 2016 był szefem gdańskiej prokuratury okręgowej. Przyznał on przed komisją śledczą, że od 2007 do 2008 r. otrzymywał wejściówki do strefy VIP podczas meczów Lechii Gdańsk. - Nigdy nie otrzymywałem bezpłatnych jakichkolwiek wejściówek na jakikolwiek stadion - podkreślił Wesołowski.
Tłuczkiewicz: pismo KNF przez moje ręce nie przechodziło
Komisja przesłuchała również w środę byłego szefa biura prezydialnego Prokuratury Generalnej. Prok. Ryszard Tłuczkiewicz był w 2011 roku szefem biura prezydialnego, a jego zastępcą prok. Piotr Wesołowski, którego komisja śledcza ds Amber Gold przesłuchała w środę jako pierwszego. Na wstępie przesłuchania Tłuczkiewicz podkreślił, że postępowania ws. Amber Gold nie prowadził, ani nie nadzorował. - O tym, że takie postępowanie przygotowawcze się toczy, dowiedziałem się prawdopodobnie w tym samym czasie, co państwo członkowie komisji i co większość mieszkańców naszego kraju, a więc latem 2012 r. - oświadczył. Zaznaczył, że pismo przewodniczącego KNF "przez jego ręce nie przechodziło". - O tym, że takie pismo wpłynęło do Prokuratury Generalnej, dowiedziałem się prawdopodobnie w tym samym czasie, co w ogóle o sprawie Amber Gold - stwierdził. Wyjaśnił, że 29 listopada 2011 r., w dniu w którym pismo KNF wpłynęło do Prokuratury Generalnej, mógł być poza biurem lub wykonywać inne czynności w Prokuraturze. Tłuczkiewicz dodał, że jego związek z pismem KNF jest jedynie taki, że pod koniec sierpnia 2012 r. został zobowiązany przez ówczesnego Prokuratora Generalnego, by "wyjaśnić, dlaczego to pismo nie trafiło do niego w momencie, gdy trafiło do Prokuratury Generalnej". A - jak dodał - to polecenie Prokurator Generalny wydał jemu, bo był zwierzchnikiem prok. Wesołowskiego, który skierował pismo szefa KNF do departamentu postępowania przygotowawczego.
"Gdybym ja miał w rękach tę korespondencję, przekazałbym ją PG"
Prok. Tłuczkiewicz powiedział, że wpływające do biura, którym kierował, pisma o istotnej wadze osobiście przedstawiał Prokuratorowi Generalnemu, a w momencie gdy go nie było, robił kserokopię i przedstawiał ją po powrocie Prokuratora. Dodał, że taką praktykę przyjął też prok. Wesołowski. Korespondencję przychodzącą do biura dzielili między siebie. Tłuczkiewicz powiedział też, że praktykę bezpośredniego przekazywania korespondencji wypracował na początku swego urzędowania, uznając, że Prokurator Generalny powinien się zapoznawać z najważniejszymi pismami. Stwierdził, że waga korespondencji, która nadeszła z KNF była znaczna. - Gdybym ja miał w rękach tę korespondencję, przekazałbym ją prokuratorowi generalnemu do zapoznania - oświadczył prok. Tłuczkiewicz. Dodał, że postąpiłby tak, gdyż "nie miał pełnego zaufania, czy właściwa komórka organizacyjna postąpi z tą korespondencją we właściwy sposób". Zaznaczył jednocześnie, że jego zastępca, prok. Wesołowski, który przekazał to pismo do departamentu postępowania przygotowawczego, "miał pełne prawo, by uznać, że to pismo zostanie przedstawione do wiadomości prokuratora generalnego lub jego zastępcy".
Tłuczkiewicz podkreślił, że przekazanie pisma do danej komórki organizacyjnej "nie zamykało drogi, by dyrektor tej komórki zapoznał z tym pismem Prokuratora Generalnego". - Wręcz odwrotnie otwierało taką możliwość - dodał.
"Wolałem żeby PG wiedział o takiej korespondencji"
Dopytywany dlaczego nie miał pełnego zaufania, czy komórka organizacyjna postąpi we właściwy sposób z korespondencją i wolał przedstawiać ważne pisma Prokuratorowi Generalnemu odpowiedział, że według niego, "sposób postąpienia z tą korespondencją, gdzie nawet nie zastrzeżono informacji zwrotnej i to jak odniesiono się do pisma przewodniczącego KNF, to świadczy o pewnym podejściu". - Ja to zaobserwowałem już wcześniej, chociaż na pewno nie w jakiejkolwiek drastycznej sprawie, stąd to zaufanie było w pewnym stopniu ograniczone i wolałem żeby Prokurator Generalny wiedział o takiej korespondencji niż żeby żył w błogiej nieświadomości - powiedział Tłuczkiewicz zaznaczając, że nie miał na myśli wszystkich komórek organizacyjnych. Pytany, czy jego zastrzeżenia dotyczyły departamentu postępowania przygotowawczego PG odpowiedział: "wydaje mi się, że głównie do tego departamentu". Dopytywany powiedział, że "no właściwie wyłącznie, bo jeśli chodzi o inne komórki to uważałem, że pracują one odpowiednio". Na pytanie, czy dzielił się swoimi ocenami z prok. Wesołowskim, powiedział że rozmawiali, ale trudno mu stwierdzić, czy było to przed tym, gdy do PG dotarło pismo KNF, czy później. Zaznaczył, że on swoje subiektywne oceny przedstawiał swojemu zastępcy "w sposób oględny" i powtórzył, że prok. Wesołowski mógł mieć zupełnie inne obserwacje. Podkreślił, że jak już wcześniej stwierdził, istniała nie tylko możliwość, ale nawet potrzeba przedstawienia tego pisma przez dyrektora departamentu postępowania przygotowawczego Prokuratorowi Generalnemu lub pierwszemu zastępcy, bo to był ten z zastępców, który nadzorował pracę tego departamentu.
"Jestem w pełni przekonany, że Piotr Wesołowski jest człowiekiem uczciwym"
Prok. Tłuczkiewicz powiedział też, że prok. Wesołowski, jako jego zastępca, z reguły przedstawiał mu informacje, że do biura wpłynęło coś szczególnie istotnego. - Myślę, że tu nie przedstawiając mi takiej informacji uznał, że jednak to jest sprawa jednostkowa, a więc nie pismo dotyczące pewnej problematyki szerszej, a konkretnej, która już w tym momencie jest pod kontrolą skoro trafiła do właściwej komórki organizacyjnej Prokuratury Generalnej - powiedział. Dodał, że według niego tylko z tego powodu prok. Wesołowski mu informacji o piśmie szefa KNF nie przekazał. Dopytywany przez posła Witolda Zembaczyńskiego (Nowoczesna), czy sądzi, że jest możliwość, że prok. Wesołowski celowo go nie poinformował o piśmie z KNF, prok. Tłuczkiewicz powiedział, że wyklucza taką możliwość. - Jestem w pełni przekonany, że Piotr Wesołowski jest człowiekiem uczciwym i nigdy by w ten sposób nie postąpił - powiedział dodając, że na taką konkluzję pozwala mu wieloletnia obserwacja pracy Wesołowskiego. Na pytanie dlaczego prok. Wesołowski nie przekazał Prokuratorowi Generalnemu kopii pisma z KNF odpowiedział, że "gdyby prokurator Wesołowski uznał, że jest to pismo, które nie zostanie właściwie załatwione w departamencie, to oryginał pisma przedłożyłby Prokuratorowi Generalnemu". Jednak - dodał - Wesołowski miał pełne zaufanie do pracy koleżanek i kolegów z tej komórki. Tłuczkiewicz powiedział też, że gdy zdarzały się sytuacje, w których on przynosił pisma do Prokuratora Generalnego, to prok. Seremet "albo zapoznawał się z pismem w jego obecności, albo też brał je na jakiś dłuższy czas do swojego gabinetu i tam poddawał analizie". - Zawsze jednak robił pisemne dekretacje na tego rodzaju piśmie, dlatego wiemy, że pismo przewodniczącego KNF nie przechodziło przez ręce prok. Seremeta - dodał. Krzysztof Brejza (PO) przywołał postępowanie służbowe, jakie zostało przeprowadzone wobec pracowników biura prezydialnego Prokuratury Generalnej, w związku z tym, że pismo szefa KNF nie trafiło do Prokuratora Generalnego. W ocenie Tłuczkiewicza organizacja tego biura była prawidłowa, choć "zdarzył się błąd, który się może zdarzyć". - Prok. Seremet uznał, że nie było to na tyle istotne, by zdecydować o odwołaniu prok. Wesołowskiego z funkcji - zaznaczył świadek. - Moim zdaniem to jest temat zastępczy. Nikt nie bada tego jak prokuratorzy, którzy mieli możliwości pracy merytorycznej z tym dokumentem, na to pismo zareagowali. Mam wrażenie panie pośle, że Piotr Wesołowski stał się kozłem ofiarnym; że kto inny zawinił, a kogo innego starają się niektórzy postawić pod pręgierzem - powiedział prok. Tłuczkiewicz.
Kwestia postępowań dyscyplinarnych
Z kolei szefowa komisji śledczej Małgorzata Wassermann (PiS) dopytywała prok. Tłuczkiewicza o kwestię postępowań dyscyplinarnych wobec gdańskich prokuratorów zajmujących się sprawą Amber Gold, m.in. czy odbywał rozmowę z prok. Jackiem Radoniewiczem, rzecznikiem dyscyplinarnym prokuratora generalnego. - Czy odbył pan rozmowę z panem Radoniewiczem, w której padłaby z ust pana lub niego kwestia przeniesienia tych postępowań dyscyplinarnych z Gdańska do innej jednostki; czy było to rozważane w prokuraturze generalnej - pytała szefowa komisji. Świadek stwierdził, że takiej rozmowy sobie nie przypomina. - Wykluczam możliwość takiej rozmowy. Taką rozmowę prok. Radoniewicz powinien był odbyć z Prokuratorem Generalnym. Ja nie byłem władny, żeby takie decyzje podejmować - powiedział Tłuczkiewicz dodając, że nie rozmawiał też na ten temat z prok. Seremetem. Tłuczkiewicz nie wiedział też dlaczego Prokurator Generalny zdecydował o przeniesieniu postępowania ws. Amber Gold z gdańskiej prokuratury do Łodzi. Po zakończeniu środowych przesłuchań Wassermann poinformowała, że w przyszłym tygodniu komisja rozstrzygnie, czy rozszerzyć listę prokuratorskich świadków o prokuratorów z ówczesnego departamentu postępowań przygotowawczych w Prokuraturze Generalnej. Kolejne posiedzenie komisji śledczej zaplanowano na 6 grudnia.
Autor: mart/ja,tr / Źródło: PAP