Gośćmi Joanny Kryńskiej w "Debacie" w TVN24+ byli dr n. med. Bogusława Bukowska, dyrektorka Krajowego Centrum Przeciwdziałania Uzależnieniom; Katarzyna Andrusikiewicz, psychoterapeutka uzależnień; Marta Golbik, posłanka KO i przewodnicząca sejmowej komisji zdrowia; lekarz Bogdan Stelmach z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i Piotr Wójcik z redakcji Zdrowie w tvn24.pl, którzy dyskutowali o nadmiernym spożyciu alkoholu w Polsce.
Zobacz całą debatę w TVN24+:
Polacy "piją dużo, ryzykownie, w sposób, który przynosi dużo szkód"
Dr Bogusława Bukowska oceniła, że Polacy "piją dużo, w sposób bardzo ryzykowny, który przynosi bardzo dużo szkód zdrowotnych i społecznych".
- Według Światowej Organizacji Zdrowia poziom spożycia napojów alkoholowych na przeciętnego dorosłego Polaka to jest około 11 litrów czystego stuprocentowego alkoholu (rocznie) - mówiła. Dla porównania dodała, że średnie spożycie w krajach Unii Europejskiej to około 10 litrów rocznie.
Zwróciła też uwagę na szkody zdrowotne. - W Polsce obserwujemy jedne z najwyższych wskaźników, jeśli chodzi o zgony związane z piciem napojów alkoholowych. To jest 46 zgonów na 100 tysięcy mieszkańców - precyzowała dr Bukowska. Dla porównania w Austrii i Niemczech ta wartość jest o połowę mniejsza.
Dr Bukowska mówiła również o szkodach społecznych.
- Czyli dzieci, które potrzebują profesjonalnego wsparcia, dlatego że wzrastają w rodzinach z problemem alkoholowym. Szacujemy, że takich dzieci jest około miliona, to jest 13 procent dzieciaków do 18. roku życia, które muszą korzystać z pomocy psychologicznej i zapewne to nie są wszystkie dzieci, które naprawdę powinny z tej pomocy korzystać - mówiła.
Zmiana w społeczeństwie
Dla posłanki Marty Golbik "dobrą wiadomością od strony politycznej" jest to, że "pierwszy raz od wielu lat mamy zgodę społeczeństwa na działania zmierzające ku ograniczeniu dostępu do alkoholu".
- Gdyby 10 lat temu otworzyć dyskusję o tym, że zakażemy sprzedaży alkoholu w określonych godzinach (lub) na stacjach benzynowych, spotkałoby się to z bardzo ostrą reakcją w większości społeczeństwa, a politycy, którzy by coś takiego proponowali (...), spotkaliby się z mocnym potępieniem - mówiła.
Lekarz Bogdan Stelmach powiedział, że "kiedy dorastał w latach 80. ubiegłego wieku, to właściwie wszyscy byli pijani". - Potem przyszedł taki moment, że zaczęliśmy uciekać od tego, zaczęliśmy wprowadzać przepisy, karczować spożycie alkoholu w miejscach pracy - dodał.
Jednak według niego, "dryfujemy do tamtego miejsca z powrotem".
Wójcik: sprawczość pokazała się w momencie "alkotubek"
Mówiąc o działaniach państwa w zakresie ograniczania spożycia alkoholu, Piotr Wójcik ocenił, że "od dziesiątek lat tkwimy w chocholim tańcu" i "nic za specjalnie się nie dzieje".
- Ta sprawczość pokazała się w momencie, kiedy rzeczywiście był temat "alkotubek", "alkolodów" (...). Zniknęło to momentalnie ze sklepowych półek - uzupełnił.
Przypomniał również, że rządowy projekt ustawy w sprawie ograniczenia dostępności alkoholu, który został złożony jeszcze w marcu, nie został jeszcze przyjęty przez Radę Ministrów.
Więcej miejsc, gdzie kupimy alkohol niż świeże pieczywo
Andrusikiewicz zwróciła uwagę, że łącznie z budżetu państwa przeznaczamy ponad 93 miliardy złotych rocznie na walkę ze skutkami picia alkoholu. Porównała to z wpływami z akcyzy alkoholowej, które wynoszą 13 miliardów złotych. - Koszty, jakie my płacimy za spożywanie i nadużywanie alkoholu w naszym kraju, to jest dwa procent naszego PKB. To są ogromne pieniądze - oceniła.
Psychoterapeutka wskazała też na złe wzorce, które dziedziczymy w rodzinie i na problem z "normalizowaniem picia" alkoholu.
Dr Bukowska podkreśliła, że liczba punktów sprzedaży alkoholu w Polsce stale rośnie, a obecnie to 123 tysiące. Zaznaczyła, że "zmiany na poziomie ustawowym są niezbędne, żeby doprowadzić do ograniczenia dostępności fizycznej i ekonomicznej napojów alkoholowych". Stwierdziła też, że te ograniczenia mają bezpośredni wpływ na spadek spożycia alkoholu, czego dowodzą przykłady z innych państw.
Jak dodał Piotr Wójcik, to "kuriozum", że na terenie samego Radomia funkcjonuje porównywalnie tyle samo lub więcej punktów sprzedaży alkoholu, co w całej Szwecji. - My mamy więcej miejsc, gdzie możemy kupić alkohol niż miejsc, w których możemy kupić świeże pieczywo. To są absurdy - stwierdził.
Autorka/Autor: sz/kab
Źródło: TVN24+
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock