Bezspornym faktem jest, że w czasie strajku widać było, że część strajkujących nauczycieli, czy część liderów związkowych, była zainteresowana tym, żeby być może egzaminy ósmoklasistów, gimnazjalistów, a potem być może maturzystów miały jakiś problem - ocenił w "Faktach po Faktach" w TVN24 wiceminister kultury Jarosław Sellin. Jednak jak tłumaczył, nie łączy "strajku nauczycieli z alarmami bombowymi". Krzysztof Brejza powiedział z kolei, że od początku roku "Polska została zaatakowana przez jakąś grupę fałszywymi alarmami". - To, że te alarmy dalej trwają - jest już maj - jest świadectwem słabości polityki PiS-u - dodał.
- Ja w tym wywiadzie trzykrotnie mówię o tym, że nie łączę tych faktów - tłumaczył swoje słowa z porannego wywiadu Jarosław Sellin. - Dopiero dowiemy się, kto tę zorganizowaną, obrzydliwą akcję przeprowadzał, bo ona miała dosyć szeroki wymiar i na pewno była zorganizowana przez jakichś profesjonalistów, ale ja w tym wywiadzie trzykrotnie mówię, że nie łączę strajku nauczycieli z alarmami bombowymi - wyjaśniał.
Odniósł się w ten sposób do swojego czwartkowego wywiadu w Radiu Zet. Sellin powiedział, że "jakaś część strajkujących nauczycieli czy też liderów związkowych strajkujących w kwietniu sygnalizowała, że jest zainteresowana tym, żeby nie doszło do egzaminów ósmoklasistów, żeby nie doszło do egzaminów gimnazjalistów, żeby się nie udały matury". Sellin dodał, że "było jakieś oczekiwanie jakiegoś zawalenia się systemu edukacji na użytek strajkowy, na użytek tej walki".
W ciągu trzech dni obowiązkowych pisemnych egzaminów maturalnych do szkół napływały fałszywe informacje o podłożonych w placówkach bombach. Skutkowało to utrudnieniami w przeprowadzeniu matur - w niektórych szkołach egzaminy się opóźniły, w innych zostały przełożone.
Sellin: część nauczycieli i liderów związkowych była zainteresowana, żeby egzaminy miały problem
- Faktem jest bezspornym i o tym mówiłem, że w czasie strajku widać było, że część strajkujących nauczycieli, czy część liderów związkowych, była zainteresowana tym, żeby być może egzaminy ósmoklasistów, gimnazjalistów, a potem być może maturzystów miały jakiś problem. To było widać, jest mnóstwo cytatów, które tego dowodzą - stwierdził. - Niektórzy nauczyciele strajkujący i niektórzy liderzy związkowi mieli bardzo nieprzyjemne wypowiedzi, jeśli chodzi o oczekiwanie związane z tym, żeby egzaminy się nie odbyły - dodał.
Krzysztof Brejza apelował, żeby nie sugerować, że za alarmami bombowymi stoją nauczyciele. - Nikt tak bardzo nie kocha uczniów i polskiej edukacji jak nauczyciele. Oni z racji tego, że nie byli wysłuchani, że musieli strajkować, cierpieli, zostali potem upokorzeni, zaszczuci - ocenił.
"Jeżeli ktoś straszy bombami, to są to metody, które stosują terroryści"
Jarosław Sellin w Radiu Zet był pytany o słowa małopolskiej kurator oświaty Barbary Nowak, która powiedziała 6 maja w wywiadzie dla portalu wPolityce, że "alarmy bombowe w szkołach, gdzie maturzyści mieli przystąpić do egzaminu dojrzałości, to metody terrorystyczne, uderzenie w najsłabszych w imię żądzy władzy i nienawiści".
"To kolejne potwierdzenie, że trwające od 8 kwietnia akcje strajkowe w szkołach były elementem (nie pierwszym) konsekwentnie realizowanego planu destabilizacji państwa polskiego. Atak na bezpieczeństwo dzieci i młodzieży" - stwierdziła kurator. "Dzień 6 maja i początek egzaminów maturalnych przyniósł kolejną odsłonę determinacji środowisk niszczących państwo polskie" - powiedziała Nowak.
- Ja pytany o te słowa powiedziałem, że ja tych faktów ze sobą nie łączę. Jestem przekonany, że policja i służby bardzo szybko wyjaśnią, kto dokonywał zorganizowanych akcji straszenia bombami w polskich szkołach, to było naprawdę bardzo groźne - tłumaczył gość "Faktów po Faktach".
Jednak zgodził się również ze słowami kurator. - Jeżeli ktoś straszy bombami, to są to metody, które stosują terroryści, bez wątpienia tak jest - ocenił.
Brejza poinformował w TVN24, że wystąpił do straży pożarnej o dane dotyczące fałszywych alarmów. - W styczniu było 186 alarmów fałszywych, w lutym 163, a ewakuowanych było blisko 40 tysięcy osób w ciągu dwóch miesięcy - mówił.
- W ciągu dwóch miesięcy na samym początku roku Polska została zaatakowana przez jakąś grupę fałszywymi alarmami. Teraz są to szkoły, ale wcześniej była ewakuacja dużej ilości urzędów, centrów handlowych - powiedział poseł PO. - To, że te alarmy dalej trwają - jest już maj - jest świadectwem słabości polityki PiS-u, bo mówi się o tym, że służby zachodnie straciły zaufanie do naszych służb. Służby nie są w stanie sprawców tego zidentyfikować i to jest bardzo poważny problem. Ktoś testuje dowolnie, bez skutecznej kontrreakcji ABW, czy policji, nasze systemy bezpieczeństwa. To też jest zjawisko wyrzucania ekspertów, doświadczonych funkcjonariuszy ze służb w ostatnich latach - ocenił.
Sellin odpowiedział, że "jest niestety coraz intensywniejsze zjawisko pojawiania się różnego rodzaju aplikacji anonimizujących przestrzeń internetu i niestety grupy przestępcze z tego korzystają". - To nie jest łatwe do wykrycia, ale jestem przekonany, że nasze służby tych ludzi dopadną - stwierdził.
Komisja Macierewicza "na przełomie roku przedstawi już pełny raport"
Goście "Faktów po Faktach" odnieśli się również do informacji Komitetu Śledczego Federacji Rosyjskiej, który podał w środę, że zaakceptował wniosek strony polskiej w sprawie kolejnego badania wraku samolotu Tu-154M znajdującego się w Smoleńsku i pod koniec maja odbędą się "szczegółowe" oględziny "w obecności przedstawicieli polskich". Równocześnie trwają prace komisji Antoniego Macierewicza, która bada sprawę katastrofy w Smoleńsku.
Jarosław Sellin stwierdził, że mimo wszystko komisja Macierewicza "ma sens, dlatego że zapowiedziała, że na przełomie roku przedstawi już pełny raport".
Pytany, co się tam obecnie dzieje, odpowiedział, że nie wie, bo nie jest członkiem tej komisji. - Natomiast jest deklaracja szefa tej komisji, że na przełomie roku 2019/20 taki raport będzie i jest też działanie prokuratury i oczekujemy na zakończenie prac prokuratury. Bez wątpienia jednym z najważniejszych obowiązków państwa polskiego jest wyjaśnienie w pełni tej sprawy. To była największa katastrofa państwa polskiego po II wojnie światowej.
"Nawet PiS-owski MSZ puka się w głowę i zwraca to do Macierewicza"
Krzysztof Brejza poinformował o swojej "interwencji sprzed kilku tygodni do ministra spraw zagranicznych". - Udało się ustalić, że rok temu do MSZ Antoni Macierewicz przekazał kompletny raport techniczny i alarmował MSZ, żeby poinformował NATO. Skoro w raporcie technicznym sugestia jest bomby, eksplozji, zamachu na prezydenta, na konstytucyjne organy, to trzeba powiadomić sojuszników. I nawet PiS-owski MSZ puka się w głowę i nie przekazuje tego do NATO, tylko zwraca to do Antoniego Macierewicza - powiedział poseł PO.
Wiceminister kultury w odpowiedzi stwierdził, że "nie byłoby w tej sprawie żadnych problemów i państwo polskie dawno by się z tym uporało, gdyby nie abdykacja rządu Donalda Tuska zaraz po katastrofie smoleńskiej i oddanie wszystkich materialnych dowodów w prowadzeniu tego śledztwa i właściwie całej polityki państwu rosyjskiemu, do którego powinniśmy mieć umiarkowane zaufanie".
- Kłopot, z którym mamy do czynienia aż do dnia dzisiejszego z wyjaśnieniem wynika z tego, że cała ekipa Platformy Obywatelskiej z Donaldem Tuskiem na czele, charakteryzują się bardzo niskim poziomem instynktu państwowego. Oni wtedy nie wiedzieli jak się zachować, byli kompletnie zagubieni i oddali wszystko państwu rosyjskiemu. Państwo rosyjskie do dzisiaj to wykorzystuje, poniża nas, trzyma ten wrak, nie chce go oddać, traktuje go jak łup wojenny, mentalnie tak go traktuje i to wszystko z powodu tych zaniechań, które miały miejsce zaraz po katastrofie smoleńskiej - ocenił Sellin.
Autor: kb//tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24