Cała ta sprawa nie wzięła się ze śledztwa polskiego, CBA nie przyszło samo z siebie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, tylko polskie służby zostały zmuszone do tego przez służby sojusznicze - mówił w TVN24 Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej", komentując aferę wizową w polskim resorcie dyplomacji. - Ta sprawa jest zamiatana pod dywan i głęboko chowana - dodał Mariusz Gierszewski, Radio Zet.
31 sierpnia premier Mateusz Morawiecki odwołał Piotra Wawrzyka z funkcji sekretarza stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Jak wyjaśnił resort dyplomacji, powodem tej decyzji był "brak satysfakcjonującej współpracy". "Gazeta Wyborcza", powołując się na swojego informatora z MSZ, przekazała, że 31 sierpnia do budynku resortu dyplomacji weszli agenci służb specjalnych, prawdopodobnie CBA, przesłuchali kierownictwo departamentu konsularnego i dyrektora generalnego MSZ. Niedługo później tego samego dnia premier Morawiecki zdecydował o odwołaniu Wawrzyka.
Dochodzenie prowadzone przez CBA w MSZ ma mieć związek z "międzynarodowym śledztwem dotyczącym działalności indyjskiej spółki VFS Global, pośrednika w zdobywaniu wiz". Według informatora dziennika, "na poziomie polskich służb konsularnych dochodzi do nieprawidłowości skutkujących masowym wydawaniem wiz".
ZOBACZ TEŻ: "Indyjski trop afery wizowej". Akcja CBA w MSZ ma mieć związek z międzynarodowym śledztwem
Czuchnowski: minął tydzień, a nadal nie ma stanowiska MSZ i CBA
Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej" stwierdził, że "gdyby nie to, że my jako pierwsi podaliśmy informację, że CBA wkroczyło do MSZ-u i już w trakcie tej wizyty doszło do tej dymisji, i prawdopodobnie też decyzji o skreśleniu Wawrzyka z list wyborczych PiS-u, to pewnie premier by też tego nie potwierdził".
W poniedziałek Mateusz Morawiecki podczas konferencji w Tomaszowie Mazowieckim zapytany został o dymisję Wawrzyka i doniesienia medialne, że jest ona związana z działaniami CBA. Odpowiedział, że toczy się podstępowanie wyjaśniające i odpowiednie służby będą mogły przedstawić informacje, jeśli uznają to za stosowne.
- Minął już tydzień od dymisji Wawrzyka. Dzisiaj mija tydzień od ujawnienia kulisów tej dymisji. Poza tą jedną wypowiedzią, dosyć wymuszoną, premiera Morawieckiego, nie ma oficjalnego stanowiska, komunikatu ani MSZ-u, ani CBA, łącznie z tym, że my nawet nie wiemy, jaka prokuratura tę sprawę prowadzi, bo przecież CBA nie działa samo z siebie - kontynuował.
- Nie ma też stanowiska PiS-u, który by wyjaśniał dlaczego Wawrzyk, który już wydrukował plakaty wyborcze, które wisiały w Kielcach, nagle zniknął z tych list wyborczych. Oczywiście nie ma też słowa o całej tej sprawie w prorządowych mediach i w telewizji publicznej. Wydaje mi się, że to też pokazuje wagę tego wydarzenia, że oni próbują to totalnie zamilczeć - dodał.
Gierszewski: sprawa jest zamiatana pod dywan i głęboko chowana
Sprawę komentował także Mariusz Gierszewski z Radia Zet. - Ja też jestem przekonany, że ta sprawa jest zamiatana pod dywan i głęboko chowana. O wielkiej sprawie dotyczącej korupcji przy wizach usłyszałem przed wakacjami. Mój informator mówił, że jest ona głęboko schowana w Prokuraturze Krajowej - stwierdził.
- Parę dni temu, kiedy już te publikacje się pojawiły, rozmawiałem z jednym z ważniejszych warszawskich znanych adwokatów, który jest w tej sprawie, czyli broni kogoś przed prokuraturą, który powiedział mi: "proszę pana, do 15 października dziennikarze o niczym się nie dowiedzą". Więc to samo, co mówił przed chwilą mój kolega, ta sprawa jest bardzo niewygodna dla PiS-u i jest zamiatana, może nie zamiatana, jest chowana bardzo głęboko, żeby nic z tego na światło dzienne nie wyszło - dodał.
Czuchnowski: nagle na zachodzie pojawiła się cała masa migrantów
Czuchnowski stwierdził, że CBA weszło do MSZ, bo zostało "zmuszone" do działania przez "służby sojusznicze". - Według naszych ustaleń, cała ta sprawa nie wzięła się ze śledztwa polskiego, CBA nie przyszło samo z siebie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, tylko polskie służby zostały zmuszone do tego przez służby sojusznicze. W krajach zachodnich, głównie w Niemczech, zaczęły się pojawiać dziesiątki tysięcy migrantów zarobkowych z tych właśnie krajów niebezpiecznych, którzy mieli legalne papiery na pracę w Polsce - mówił.
- Niemcy zorientowali się, że ci migranci nie byli nigdzie sprawdzani, że nasze służby kompletnie położyły tą sprawę. Że firma VFS Global opanowała cały ten proces wydawania tych wiz i to służby zachodnie zaalarmowały Polskę, zapytały Polskę, skąd się to wszystko bierze. Zaalarmowały, że nagle na Zachodzie pojawiła się cała masa migrantów z legalnymi papierami wystawionymi przez polskie placówki dyplomatyczne - kontynuował.
- Służby na poziomie i konsulatów za granicą, i ambasad, i na poziomie kontrwywiadowczym w Polsce nawet nie mają pojęcia, kto wjechał do Polski. Nie mówiąc o tym, żeby te osoby były sprawdzane. Po prostu tej kontroli nie ma i na to zwrócili nam uwagę sojusznicy zachodni - dodał.
Mariusz Gierszewski został zapytany o to, czy minister spraw zagranicznych Zbigniew Rau mógł nie wiedzieć o problemach z wydawaniem wiz. - Nie mógł nie wiedzieć. Według naszego informatora przynajmniej w jednym przypadku służby zostały powiadomione. Ta informacja o tym, że są pewne nieprawidłowości, była w MSZ. (...) Była ta świadomość, że coś jest nie w porządku z systemem wizowym - odpowiedział.
Źródło: TVN24