Byliśmy bardzo obciążeni pracą. Moja odmowa wynikała z czystej pragmatyki, że przyjęcie dodatkowych wniosków byłoby dla nas bardzo trudne - powiedział przed komisją śledczą do spraw afery wizowej Maciej Kowalski, były radca polskiej ambasady w Dakarze, a obecnie konsul w Tunisie. Dodał, że ówczesny wiceszef MSZ Piotr Wawrzyk "ewidentnie interesował się sprawą" sprowadzenia do Polski 39 obywateli państw afrykańskich.
Przesłuchanie odbyło się we wtorek rano. Maciej Kowalski miał być jedną z osób, które - jak mówił szef komisji Michał Szczerba - "próbowały się opierać poleceniom wiceministra spraw zagranicznych Piotra Wawrzyka, dotyczącym interwencji Lecha Kołakowskiego", byłego wiceministra rolnictwa.
CZYTAJ WIĘCEJ: Maciej Kowalski przed komisją ds. afery wizowej. Kim jest?
"Każdy konsul kiedyś przyjmował kogoś poza kolejnością"
Chodziło między innymi o ściągnięcie do Polski grupy 39 obywateli państw afrykańskich w 2022 roku.
Szef komisji Michał Szczerba (KO), rozpoczynając wtorkowe posiedzenie, poinformował o mailu z końca września 2022 roku, który wysłał do ówczesnego wiceszefa MSZ Piotra Wawrzyka Lech Kołakowski, przekazując prośbę firmy Carmain sp. z o.o. o przyspieszenie otrzymania wiz dla 39 osób z krajów afrykańskich, plus dwojga dzieci jednej z kobiet. Mail został przesłany do departamentu konsularnego MSZ, a potem do Macieja Kowalskiego.
Świadek przyznał, że była to sytuacja niestandardowa, bo choć umawianie dodatkowych spotkań poza kolejnością nie jest niczym nadzwyczajnym w pracy konsulów, natomiast w ogromnej większości jest to interes uzasadniony, jak na przykład ułatwienia w wydaniu wiz dla sportowców.
Jak mówił Kowalski, jego konsulat był wtedy "bardzo obciążony pracą". - W związku z czym moja (negatywna - red.) odpowiedź na tę prośbę wynikała raczej z takiej czystej pragmatyki, że przyjęcie dodatkowych 40 osób, niezależnie od tego w jakim celu te osoby by się udawały, byłoby dla nas bardzo trudne - mówił.
- My wniosków przyjmowaliśmy stosunkowo mało. Tak naprawdę [około - red.] 40 wniosków, o które prosił Wydział Ruchu Osobowego, podwoiłoby liczbę wniosków, które standardowo w ciągu tygodnia przyjmowaliśmy - powiedział Kowalski.
Jak mówił, "wnioski tych osób nie rokowały pozytywnego rozpatrzenia". Uzasadnił, że rubryka "zawód" była pusta i trudno powiedzieć, czym te osoby się zajmowały. - W mojej ocenie nie miały stałej pracy, były często niepiśmienne. Nie wykazywały znajomości języków obcych. Miały nikłą wiedzę, co mają robić - zeznał świadek. Dodał, że przeprowadził rozmowy z kilkoma aplikantami, a wniosek wizowy jednej z kobiet przesłał do wicedyrektor departamentu konsularnego MSZ Beaty Brzywczy, by pokazać jej "z jaką kategorią spraw mamy do czynienia".
Zaznaczył, że "umawianie dodatkowych spotkań poza kolejnością, czy takie prośby, czy polecenia, nie są niczym nadzwyczajnym w praktyce konsula". - Każdy konsul, i to mówię z pełną odpowiedzialnością, kiedyś przyjmował kogoś poza kolejnością - podkreślił świadek.
- W ogromnej większości wypadków są to sytuacje bardzo uzasadnione, jeśli chodzi o jakiś ważny interes państwa, interes gospodarczy, studentów jadących na jakąś wymianę, czy naukowców, sportowców biorących udział w ważnym międzynarodowym wydarzeniu, uczestników konferencji międzynarodowych. Powiedziałbym, sama prośba o przyspieszenie spotkań nie jest niczym nadzwyczajnym, natomiast moje wątpliwości budził fakt, że te osoby troszkę wyłamywały się poza dotychczasowy schemat - dodał.
"Ewidentnie pan minister Wawrzyk interesował się tą sprawą"
Kowalski potwierdził, że doszło do rozmowy między nim i wiceministrem Kołakowskim. - Pan minister próbował się ze mną skontaktować, żeby porozmawiać właśnie o przyspieszeniu spotkań dla tej grupy 40 osób z Gwinei. (...) Nie twierdzę, że był nacisk. Pan minister starał się wytłumaczyć mi, skąd taka potrzeba się wzięła. Argumentując to, że bez taniej siły roboczej z Afryki nie uda się tam dokonać zbiorów i będzie to miało poważny wpływ na gospodarkę kraju. Bronił zasadności sprowadzania taniej siły roboczej z Afryki, argumentując, że w Polsce nie ma kto pracować - mówił.
Dodał, że Kołakowski "mógł być" wprowadzany w błąd przez firmy zajmujące się sprowadzaniem pracowników. - Ja z ministrem Wawrzykiem nigdy nie miałem bezpośredniego kontaktu, natomiast śledząc historię korespondencji, która była do mnie kierowana, ewidentnie pan minister Wawrzyk interesował się tą sprawą - dodał.
Zeznał, że MSZ poprosił go o wyjaśnienie swojej odmownej decyzji. - Byłem proszony o wyjaśnienia, wyjaśniłem i na tym się sprawa zakończyła - powiedział Kowalski.
Zapewnił, że nikt nie żądał od niego wydania wizy z pominięciem procedur lub w sposób niezgodny z prawem oraz że nie przypomina sobie, aby wydał jakąkolwiek wizę pod wpływem nacisku. Zapytany o kontakty z byłym współpracownikiem Wawrzyka Edgarem Kobosem zaprzeczył jakoby "miał z nim do czynienia".
Kowalski: nie ma możliwości, aby sprzedać wizę na straganie
Świadek był pytany o kwestię wytycznych dla konsulów, by nie weryfikowali pozwoleń na pracę wydanych przez powiatowe urzędy pracy, kiedy badają określoną sprawę, którą była zastępczyni dyrektora konsularnego MSZ Beata Brzywczy przekazała konsulom. Jak tłumaczyła podczas przesłuchania na komisji, "claris dotyczył tego, że konsul nie jest uprawniony do oceny procedury wydania dokumentu pozwalającego na podjęcie pracy w Polsce, jak również kwestionowania zasadności wydania zezwolenia na pracę czy warunków wykonywania przyszłej pracy w Polsce".
- Ten claris odebrałem w taki sposób, jak przedstawiła to pani Brzywczy i wiem, że część innych konsulów odebrała to podobnie - przyznał Kowalski. Wyjaśnił, że on jako konsul nie ma prawa kwestionować zezwolenia na pracę. - Po to są organy w Polsce, aby takich weryfikacji dokonywać na miejscu. Naszą rolą jest ocena ryzyka migracyjnego oraz potwierdzenie celów i warunków pobytu obcokrajowca w Polsce - dodał.
Pytany, czy zna przypadki sprzedawania polskich wiz, powiedział, że nie słyszał o takich sprawach. - W takim sensie, w jakim było to przedstawiane w mediach, że gdzieś tam przed konsulatem były stawiane stoliki z wizami, to jest to absolutnie niemożliwe. Nie ma możliwości, aby sprzedać wizę na straganie, ponieważ system na to nie pozwala - dodał.
Wskazał również na problem, który widzą konsulowie w kwestii weryfikacji wniosków przedsiębiorców o zezwolenia na pracę, która ich zdaniem jest przeprowadzana w sposób niewystarczający. - Rola konsula jest tutaj duża. My nie możemy kwestionować zezwoleń wydawanych przez inny organ państwowy i wszystko powinno tu zależeć od wyczucia konsula. Musimy sami ocenić wiarygodność tych osób, ale po to jesteśmy, aby tę pracę wykonywać - mówił świadek.
Źródło: TVN24, PAP