Beata Brzywczy, która pełniła funkcję zastępcy dyrektora konsularnego MSZ Marcina Jakubowskiego, zeznała na przesłuchaniu komisji do spraw afery wizowej, że nazwiska obcokrajowców, którzy mieli mieć przyspieszone wydanie wiz, otrzymywała od Marcina Jakubowskiego, Marii Raczyńskiej i "chyba raz" od ówczesnego wiceszefa MSZ Piotra Wawrzyka. Zeznała także, że dostała ponad 20 wiadomości z ponad 500 nazwiskami aplikantów wizowych z prośbą o przyspieszenie umówienia tych osób na spotkanie.
We wtorek przed komisją śledczą ds. afery wizowej stanął były dyrektor departamentu konsularnego MSZ Marcin Jakubowski. Później zeznania złożyła jego była zastępczyni Beata Brzywczy.
Brzywczy przekazała podczas wtorkowego posiedzenia komisji, że w MSZ pracuje ponad 20 lat, w tym w departamencie konsularnym przez siedem - do 27 października 2023 roku. Jak podkreśliła, obecnie pracuje w innym departamencie. Odpowiadając na pytania komisji, podkreśliła, że Wawrzyk był osobą nadzorującą departament konsularny, a ich relacje były czysto służbowe, podobnie jak w przypadku ówczesnego szefa MSZ Zbigniewa Raua.
Zobacz też: Jakubowski: przypominam sobie przekazywane przez wiceministrów prośby w sprawie wniosków wizowych
Brzywczy: nazwiska otrzymywałam od Jakubowskiego, Raczyńskiej, Wawrzyka
Szef komisji pytał również Brzywczy, "od kogo otrzymywała (...) nazwiska obcokrajowców, którym należy przyspieszyć, załatwić slot, przyspieszyć wydanie wizy w oparciu o wniosek wizowy".
- Od dyrektora (Marcina) Jakubowskiego (ówczesny dyrektor departamentu konsularnego MSZ - red.), były też maile albo SMS-y od Marii Raczyńskiej (ówczesna asystentka Wawrzyka - red.) i chyba raz od ministra Wawrzyka - przekazała świadek.
Wskazała, że takie prośby zaczęły wpływać do niej mniej więcej od lutego, marca 2022 r.
Pytana, czy nie dziwiło jej, że dostaje listy z nazwiskami aplikantów wizowych SMS-em od asystentki Wawrzyka i czy w takim razie wiceminister Wawrzyk był pełnomocnikiem tych osób, odparła, że w trakcie spotkania nie umawiano się, jaka ma być forma przekazywania tych wiadomości i że nie wiedziała, skąd wiceminister ma te nazwiska.
Szczerba przytoczył też podczas posiedzenia komisji maila z kwietnia 2023 r. do grupy konsulów, z m.in. Singapuru, Tajwanu, Nigerii i Kataru. Według szefa komisji w mailu zawarto prośbę od Wawrzyka o szybką możliwość złożenia wniosków wizowych dla grupy osób. Szczerba dodał, że w maju świadek wysłała kolejnego maila, w którym napisała, że jeśli nie udało się wyznaczyć terminów na złożenie wniosków dla wcześniej wskazanych osób, "to proszę już tych terminów nie wyznaczać". "Osoby te, o ile się zapiszą, mogą zostać przyjęte, a ich wnioski rozpatrzone na ogólnych zasadach. Pan minister prosił o przekazanie, by od tej pory nie traktować wysyłanych wcześniej za naszym pośrednictwem próśb jako przez niego zgłaszanych" - odczytał maila Szczerba.
Szef komisji spytał następnie o to, "co się stało między 20 kwietnia 2023 a 4 maja 2023 roku". - Nie wiem, co się stało, natomiast otrzymałam telefon tego samego dnia, kiedy wysłałam tego maila, od ministra Wawrzyka, mniej więcej o tej treści: by poinformować konsulów, że te nazwiska osób, które miały być przyjęte wcześniej, żeby nie traktować jako prośby pana ministra - odpowiedziała Brzywczy.
Zobacz też: "Na prośbę ministra przekazywałam więcej takich informacji". Była asystentka Wawrzyka przed komisją
Wytyczne dla konsulów
Szef komisji śledczej Michał Szczerba (KO) pytał świadka m.in. o kwestię wytycznych dla konsulów, by nie weryfikowali pozwoleń na pracę wydanych przez powiatowe urzędy pracy, kiedy badają określoną sprawę.
Brzywczy odpowiedziała, że "claris dotyczył tego, że konsul nie jest uprawniony do oceny procedury wydania dokumentu pozwalającego na podjęcie pracy w Polsce, jak również kwestionowania zasadności wydania zezwolenia na pracę czy warunków wykonywania przyszłej pracy w Polsce".
Dopytywana o intencję takich wytycznych, odparła, że zgodnie z obowiązującymi w Polsce przepisami, w ramach procedury wydawania pozwoleń na pracę następuje badanie przez urzędników w urzędzie wojewódzkim dołączonych do wniosku o wydanie zezwolenia na pracę dokumentów - zarówno odnośnie pracodawcy, jak i pracownika, m.in. czy spełnia wymagania stawiane kandydatom na dane stanowisko. Jak tłumaczyła, "tymi dokumentami źródłowymi nie dysponuje konsul". - Dysponuje tylko dokumentem wynikowym, czyli zezwoleniem na pracę - zaznaczyła.
Według niej "trudno byłoby znaleźć przepis prawa, na podstawie którego konsul mógłby podważać dokument wydany przez inny organ". - Ten claris nie oznaczał, że konsul nie może nie wydać wizy w sytuacji, kiedy ma przedstawione zezwolenie na pracę przez urząd wojewódzki, a jedynie to, aby - wskazując powód odmowy - wskazywał taki powód, który jest adekwatny dla sytuacji - zeznała Brzywczy.
Świadek była też pytana o wiadomość od ówczesnego konsula z Dakaru Macieja Kowalskiego, który pisał m.in., że ma wrażenie, iż zezwolenie na pracę otrzymuje każdy, kto tylko zgłosi się do urzędu. Szczerba przytoczył fragmenty wiadomości: "Znane są nam przypadki pośrednictwa pracy, które uzyskują po kilkaset zezwoleń na pracę", "Jako konsulowie mamy obowiązek weryfikacji wniosków wizowych i osobiście nigdy nie traktowałem urzędu konsularnego jak automatu, który niczym bankomat wydaje wizy po wrzuceniu do niego zezwolenia na pracę".
Brzywczy odparła, że nie pamięta tej wiadomości.
Wiadomości z ponad 500 nazwiskami
Zaznaczyła, że nie wiedziała, kim jest Edgar Kobos i jaka jest jego rola, natomiast - jak dodała - jego nazwisko pojawiło się kilka razy jako osoby, z którą konsulowie mogliby się skontaktować, by wyjaśnić jakieś kwestie. Jak stwierdziła, było więcej niż 20 takich wiadomości dotyczących aplikantów wizowych, łącznie z ponad 500 nazwiskami.
Brzywczy tłumaczyła, że "jako podstawowy" system umawiania aplikantów wizowych na spotkania funkcjonuje system losowań, natomiast w wyjątkowych, pilnych sytuacjach można przyjąć na wizytę osobę nieumówioną.
Wiceprzewodniczący komisji Marek Sowa (KO) zacytował kilka maili, w których - jak mówił - Brzywczy zwracała się do konsulów, na prośbę Wawrzyka, o "sprawne przyjęcie" konkretnych osób ubiegających się o wizy.
Brzywczy powtórzyła, że konsul ma prawo do przyjęcia osoby nieumówionej. Na uwagę Sowy, że konsul w takim razie korzystał z tego prawa na polecenie MSZ, świadek stwierdziła, że nie było to polecenie, tylko prośba. Dodała, że większość osób, których dotyczyły te wiadomości i prośby, była zarejestrowana w systemie losowań, natomiast część osób nie była w ogóle zarejestrowana.
Brzywczy wskazała, że prośby od Wawrzyka, jego asystentki lub Jakubowskiego dotyczyły wcześniejszego umówienia na spotkanie danej osoby, która oczekuje w kolejce.
Poinformowała, że do departamentu konsularnego wpływały też maile m.in. od Konfederacji Lewiatan oraz Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców dotyczące trudności umówienia się na spotkanie w polskich konsulatach i znacznego odsetka odmów wydania wiz do pracy. Doprecyzowała, że maile nie dotyczyły konkretnych osób starających się o wizy, tylko ogólnego zjawiska.
"Nie rolą MSZ była weryfikacja tych firm"
Sowa pytał m.in. o program Poland.Business Harbour Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu. Zauważył, że Komenda Główna Straży Granicznej informowała o zagrożeniach związanych z napływem migrantów i zwracała się z prośbą o weryfikację firm, które pośredniczą w sprowadzaniu pracowników.
Brzywczy poinformowała, że była obecna na spotkaniu zorganizowanym przez urząd ds. cudzoziemców i że efektem spotkania było przekonanie, że konieczne jest zorganizowanie kolejnego spotkania z podmiotami, które w tym procesie uczestniczą: KPRM, MRiT i PAIH, by wyjaśnić kwestie dotyczące usprawnienia "tam, gdzie poszczególne służby widziały jakieś niedostatki w systemie". - Jeśli chodzi o pismo Komendy Głównej Straży Granicznej, wysłaliśmy na jego podstawie do konsulów precyzyjną instrukcję, jakie dane i gdzie powinny być wpisywane w elektroniczny system konsultacji, by były łatwo dostępne i weryfikowalne przez organy do tego powołane. Natomiast nie rolą MSZ była weryfikacja tych firm - powiedziała Brzywczy.
Pytana, kto miał zweryfikować fikcyjne firmy, które ubiegały się o wizy dla pracowników, wyjaśniła, że pierwsza ścieżka programu była indywidualna, a lista firm była publikowana na stronie KPRM. - Za jej weryfikację odpowiadała KPRM, w tej sprawie były dwa spotkania z udziałem różnych służb, które miały wspierać KPRM w weryfikacji - wskazała. Dodała, że druga ścieżka była biznesowa, realizowana przez Polską Agencję Inwestycji i Handlu, w której "bezpiecznikiem i weryfikatorem" miała być PAIH.
Sowa skomentował, że 80 procent firm z wykazu nie ma strony internetowej, a 15 procent to rosyjskojęzyczni pośrednicy. - Czy to nie budziło wątpliwości, że jest to obejście systemu wizowego? - pytał wiceszef komisji. - Faktycznie, takie uwagi się pojawiały ze strony konsulów. Wówczas przekazywaliśmy je do KPRM, który weryfikował zasadność pozostawania danej firmy na stronie - odpowiedziała Brzywczy.
Brzywczy: gdybyśmy mieli wiedzę, uprzedzilibyśmy Wawrzyka
Pytana, czy w trakcie 15 miesięcy, kiedy wykonywała polecenia Jakubowskiego i Wawrzyka, "przyspieszając proces wydania wiz", nie miała wątpliwości, że mogło to być działanie niezgodne z prawem, odpowiedziała, że "absolutnie nie". - Ja znałam nazwiska tych osób. Natomiast najlepiej mogli to zweryfikować konsulowie. (...) Gdybyśmy mieli taką wiedzę, że coś jest niepokojącego w tej sprawie, sami byśmy uprzedzali Wawrzyka, że jest coś, co wymaga sprawdzenia - stwierdziła.
Pytania do świadka dotyczyły też wizytacji konsulatu w Mumbaju. Według zeznań byłego konsula generalnego w Mumbaju Damiana Irzyka, po decyzji odmownej dla grupy 83 "filmowców" otrzymał informację z MSZ, że przybędzie do placówki w Mumbaju kontrola. Nadzorował ją Paweł Majewski, który był zastępcą dyrektora biura prawnego i zarządzania zgodnością MSZ.
Brzywczy zrelacjonowała, że zgłosił się do niej Majewski. Poinformował ją, że został oddelegowany, by udać się do Mumbaju z wizytacją i poprosił, by departament konsularny wyznaczył pracownika jako dodatkową osobę, która będzie uczestniczyć w kontroli. Majewski miał jej przekazać, że o wizytacji rozmawiał jego przełożony Jakub Osajda z Piotrem Wawrzykiem. Brzywczy podkreśliła, że w jej odczuciu wizytacja miała związek z odmowami wydania wiz dla "filmowców" z Indii.
Pytana, czy rejestrowała wiadomości od Marii Raczyńskiej dotyczące aplikantów wizowych, odpowiedziała, że nie robiła tego i że - zgodnie z instrukcją kancelaryjną - wiadomości przekazywane jakąkolwiek drogą elektroniczną wprowadza się do systemu tylko, jeśli pismo zawiera wiążące rozstrzygnięcie lub ostateczne stanowisko w sprawie lub jest wysłane w ramach procedury prawnej, której nadawca jest uczestnikiem. Jak stwierdziła, wiadomości od Raczyńskiej nie spełniały żadnego z tych warunków.
Dodała, że wszystkie przekazywane prośby znajdowały później swój formalny zapis w postaci maili kierowanych przez nią do konsulów.
Uściśliła, że przekazywanie próśb Wawrzyka za pośrednictwem Raczyńskiej było uzgodnione na spotkaniu z Jakubowskim, Raczyńską i z nią "w kontekście próśb Wawrzyka".
Źródło: PAP