Justyna Gdańska, była dyrektorka biura zakupów w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych, udzieliła wywiadu po wyjściu z aresztu. Trafiła tam w związku z zarzutem przekroczenia uprawień. Opowiedziała o nieprawidłowościach w RARS, sposobie działania tej instytucji i sprawie, której "nie da się ani obronić, ani uzasadnić, ani usprawiedliwić".
Justyna Gdańska to jedna z dwóch urzędniczek RARS, które zostały aresztowane i usłyszały zarzuty przekroczenia uprawnień. W tym samym śledztwie prokuratura chce postawić zarzuty byłemu prezesowi RARS Michałowi K., który został zatrzymany w Londynie i czeka na ekstradycję oraz Pawłowi Szopie, szefowi firmy Red is Bad, który ukrywa się przed wymiarem sprawiedliwości.
Z Justyną Gdańską, już po jej wyjściu z aresztu, rozmawiał dziennikarz Wirtualnej Polski Paweł Wiejas. - Nazywam się Justyna Gdańska, byłam dyrektorem biura zakupów w Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych. W lipcu 2024 roku usłyszałam zarzut, tu zacytuję: "przekroczenia uprawnień w związku z pełnieniem funkcji publicznych, które miały polegać na preferencyjnym traktowaniu niektórych kontrahentów". Pragnę przeprosić za swoje postępowanie, którego się wstydzę i bardzo żałuję - powiedziała na samym początku wywiadu.
W jego trakcie odmówiła odpowiedzi na wiele pytań i podawania szczegółów ze względu na toczące się w sprawie śledztwo. - Uważam, że RARS zrobiła wiele dobrego, nie jest to jednak żadne usprawiedliwienie dla nieprawidłowości, które trzeba rozliczyć - podkreśliła.
Wyjaśniała, żę "na górze drabinki" decyzyjności w RARS stał premier "nadzorujący departament instrumentów rozwojowych KPRM". - Stamtąd decyzje tworzące płynęły do prezesa RARS. (...) Zakupy dotyczące rezerw były przekazywane w trybie niejawnym z KPRM, pozostałe realizowaliśmy w przetargach publicznych. Każdy miał więc swojego szefa. Prezes też nie miał decyzyjności w każdej sprawie. Ostateczny stempelek na decyzjach kierunkowych stawiał KPRM - wskazywała.
Gdańska: dzisiaj nie wahałabym się nawet przez moment
Gdańska opisała, w jaki sposób trafiła do RARS. Dostała tam posadę "po znajomości" w 2020 roku, kiedy po powrocie z urlopu macierzyńskiego nie mogła wrócić na swoje stanowisko w banku PKO BP. Została zatrudniona na stanowisku głównego specjalisty w biurze zakupów, a po dwóch latach awansowała na stanowisko dyrektora.
Jak mówiła, po jej awansie "przez pierwsze kilka miesięcy wszystko było w porządku", ale później "towarzyszyło jej zdziwienie i wewnętrzna niezgoda na to, co widzi". - Teraz zabrzmi to przynajmniej dziwnie, ale proszę uwierzyć, że jestem osobą uczciwą.(...) Zdarzało się, że dzieliłam się uwagami, ale nie było na to dużej przestrzeni - powiedziała.
Pytana, dlaczego nie zwolniła się z RARS, kiedy zaczęła dostrzegać nieprawidłowości, odparła: - Z perspektywy kanapy łatwo mnie krytykować i udzielać porad po czasie. Zapewniam, że gdyby do takiej sytuacji doszło teraz, nie wahałabym się ani przez moment.
- Wtedy okoliczności były takie, że po pierwsze nie mogłam pozwolić sobie na utratę pracy, a po drugie nie wiedziałam, komu miałabym zaufać. Drabinka (służbowego podporządkowania - red.) kończyła się na politykach wysokiego szczebla. Nie znałam nikogo w służbach, a jeślibym znała i poszła, to jaką miałam gwarancję, że nie dowiedzą się o tym zainteresowane osoby? - dodała.
Gdańska: nie da się usprawiedliwić wydatkowania setek milionów dla Red is Bad
Gdańska mówiła, że o wszystkich większych transakcjach realizowanych przez RARS było informowane CBA, a po kilku miesiącach od jej awansu "zaczęły się różne kontrole, głównie NIK - bywało, że równocześnie było ich siedem, może dziewięć". - Gdy coś budziło zastrzeżenia, ale drobne, to kontrolujący przyjmowali nasze wyjaśnienia. Pierwsze zarzuty pojawiły się w kontroli budżetowej w 2024 roku. Ze względu na to 26 kwietnia otrzymałam wypowiedzenie - powiedziała Gdańska.
Była urzędniczka RARS była też pytana o współpracę Agencji z Pawłem Szopą i jego firmą Red is Bad. - Wydatkowania dla niego setek milionów złotych nie da się ani obronić, ani uzasadnić, ani usprawiedliwić. Nic więcej - poza tym, że starałam się unikać z nim kontaktu - nie zdradzę. To jednak właśnie po zakupie agregatów od Szopy powiedziałam "dość" i nie zrealizowałam kilku zadań - mówiła.
Gdańska zapewniła, że nie miała żadnego kontaktu z premierem Mateuszem Morawieckim, a jej relacje z ówczesnym prezesem RARS, Michałem K., były czysto służbowe. Mówiła też, że podczas pracy w RARS nie przyjęła żadnej korzyści finansowej ani innej formy benefitów.
Gdańska: tylko tak mogę naprawić to, co stało się za sprawą mojej akceptacji
Urzędniczka spędziła w areszcie pięć tygodni. - Dla mnie to była wieczność. Wiem, co zrobiłam i na czym polega moja wina. Tak, przekroczyłam uprawnienia. Zrozumiałam, że jedynie opisując prokuratorowi to, co robiłam, zmażę choć część winy - powiedziała w wywiadzie. Pytana, czy "poszła na współpracę" odpowiedziała: - Tylko tak mogę naprawić w jakimś stopniu to, co się stało za sprawą mojej akceptacji.
- Nie jest raczej tajemnicą, że prokuratura dysponuje zeznaniami nie tylko moimi, ale kilkudziesięciu innych osób. Pozycjonowanie mnie jako tej, której zeznania są kluczowe, jest zdecydowanie na wyrost. Interpretacje, zgromadzenie dowodów to już zadanie prokuratury - zaznaczyła.
"Jakie tortury? Jakie zbiry? Złe traktowanie mnie przez służby to bzdury"
Skomentowała też wypowiedź byłego premiera Mateusza Morawieckiego, który w czasie, kiedy była aresztowana ujawnił na konferencji szczegóły jej prywatnego życia i mówił o "psychicznych torturach" i "zbirach Bodnara i Tuska".
- Byłam wściekła. Nie upoważniłam byłego premiera Polski do zajmowania się moim życiem. Przecież on pewnie do niedawna nie wiedział nawet o moim istnieniu, a tu wyciąga coś, czego sama nigdy nie opowiadałam na forum. Dotychczas ani razu w ciągu naszej rozmowy nie zasłaniałam się dzieckiem. Nie chcę tym grać - podkreśliła.
- Jakie tortury? Jakie zbiry? Ani przez chwilę nie czułam się zastraszana, poniżana, szantażowana. Jestem profesjonalistką i w czasie tych pięciu tygodni (w areszcie - red.) też widziałam profesjonalistów, choć okoliczności nie były dla mnie miłe. Znalazłam się w miejscu, w którym powinnam się znaleźć. Złe traktowanie mnie przez służby to bzdury - dodała Gdańska.
Źródło: Wirtualna Polska, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Aleksandra Kossowska / Forum