Służby specjalne powinny wszcząć postępowanie kontrolne wobec szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka i natychmiast zawiesić mu dostęp do tajemnic NATO oraz Unii Europejskiej - mówi tvn24.pl były wiceszef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego pułkownik Paweł Białek. Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych nie odpowiedział na nasze pytanie, czy zostało już wszczęte takie postępowanie.
Z kolejnych oświadczeń i wywiadów szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka wynika, że w jego prywatnej skrzynce pocztowej "nie było informacji o charakterze niejawnym, czy zastrzeżonym".
Rzeczywiście żaden z dotychczas ujawnionych dokumentów (przy założeniu, że są prawdziwe) na dwóch profilach prowadzonych w komunikatorze Telegram, nie był oznaczony żadną z czterech klauzul (zastrzeżone, poufne, tajne, ściśle tajne), o których mówi ustawa o ochronie informacji niejawnych.
Co chroni ustawa?
Jednak rozmówcy tvn24.pl podkreślają, że ustawa chroni przede wszystkim informacje, a nie wyłącznie zawierające te informacje dokumenty.
- Nie mam żadnych wątpliwości, że informacje które powinny być chronione ustawą, zostały ujawnione - ocenia pułkownik Paweł Białek, który w latach 2007-2012 był zastępcą szefa Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Podobnie uważa poseł komisji do spraw służb specjalnych Marek Biernacki, który w przeszłości pełnił też funkcję ministra koordynatora służb specjalnych. - Uważam, że na prywatnej skrzynce pocztowej szefa kancelarii znalazły się informacje, które nigdy nie powinny się tam znaleźć - komentuje.
Nasi rozmówcy ze służb wskazują na zagrożenia, które wynikają z oświadczeń ministra Michała Dworczyka.
- Jeśli szefowie służb cywilnych i wojskowych przyjmą punkt widzenia ministra Dworczyka, to cała ustawa nie ma sensu. Bo o ile ujawnienie dokumentu z klauzulą "tajne" stanowiłoby przestępstwo, to opowiedzenie przy wódce, co się w tym dokumencie znajduje, byłoby już dozwolone - mówi w rozmowie z tvn24.pl oficer, który od 2010 roku zajmował się w praktyce ustawą o ochronie informacji niejawnych.
Tajny agent
Nasi rozmówcy wskazują na konkretne informacje, które nigdy nie powinny zostać ujawnione. Najpoważniejsza dotyczy wymiany maili - z prywatnych skrzynek - między premierem, a szefem jego kancelarii.
W tej korespondencji, o ile nie została przerobiona, Dworczyk wskazuje osobę, która, jak wynika z treści, pracuje albo pracowała na niejawnym etacie w służbach specjalnych.
Tymczasem ustawa o ochronie informacji niejawnych w artykule 7 zalicza takie wiadomości do chronionych "bez względu na upływ czasu". Precyzyjnie wskazuje ona w punkcie pierwszym, że chronione są "dane mogące doprowadzić do identyfikacji funkcjonariuszy, żołnierzy lub pracowników służb i instytucji, uprawnionych do wykonywania na podstawie ustawy czynności operacyjno-rozpoznawczych jako funkcjonariuszy, żołnierzy lub pracowników wykonujących te czynności".
- Nie ma tu mowy o ujawnieniu konkretnego dokumentu, a o ujawnieniu danych mogących doprowadzić do identyfikacji - zwraca uwagę nasz rozmówca ze służb. I dodaje: - Akurat osoba, o której plotkował Michał Dworczyk, była aktywna na Białorusi. Teraz wszyscy, którzy mieli z nią kontakt, mogą być podejrzani o szpiegostwo, co może się skończyć wyrokami dożywocia.
Podobnie ustawa nakazuje w sposób opisowy ochronę informacji wysoką klauzulą "tajne", "jeżeli ich nieuprawnione ujawnienie spowoduje poważną szkodę dla Rzeczpospolitej Polskiej poprzez to, że: - pogorszy stosunki RP z innymi państwami lub organizacjami międzynarodowymi; - zakłóci przygotowania obronne państwa lub funkcjonowanie Sił Zbrojnych RP.
- W mojej ocenie takie informacje znajdowały się w ujawnionych dotychczas mailach - mówi pułkownik Paweł Białek.
Tajniki dyplomacji
Jak wynika ze zrzutów ekranu zamieszczonych na Telegramie (o ile są prawdziwe), na prywatnej skrzynce Michała Dworczyka znajdowała się m.in. jego relacja z jego dyskrecjonalnych rozmów prowadzonych z politykami, którzy wygrali w ubiegłym roku wybory na Litwie. On sam miał otrzymywać na prywatną pocztę dokładne sprawozdania dotyczące kluczowych projektów w zakresie obronności Wojska Polskiego. Ministrowi miał przesyłać je - również z prywatnego adresu pocztowego - emerytowany pułkownik Krzysztof Gaj. To kontrowersyjny współtwórca koncepcji utworzenia Wojsk Obrony Terytorialnej, który pracował w Ministerstwie Obrony Narodowej, gdy w 2017 roku Michał Dworczyk objął tam funkcję sekretarza stanu. Później przeszedł w ślad za Dworczykiem do kancelarii premiera.
- Minister w swoich kolejnych oświadczeniach pisze, że część z dokumentów mogła zostać sfalsyfikowana. Ale pułkownik Gaj przesyłał także filmiki z poligonowych prób nowej broni, na przykład unieszkodliwiającej drony - mówi nasz rozmówca ze służb wojskowych.
Kulisy ochrony premiera
Przed tygodniem na jednym z profili na Telegramie opublikowano treść maila, w którym dyrektor generalna kancelarii premiera miała informować ministra Dworczyka o rosnących kosztach wyżywienia funkcjonariuszy Służby Ochrony Państwa. W treści maila, o ile jest on autentyczny, zawarta jest informacja o tym, jak liczna jest grupa funkcjonariuszy SOP chroniących premiera.
Zdaniem byłych wysokich oficerów Biura Ochrony Rządu (poprzednika SOP) informacja o liczebności grup ochronnych premiera czy prezydenta była zawsze pilnie chroniona, a dokumenty, w których się pojawiała, powinny mieć co najmniej klauzulę "poufne".
Drugi anonimowy profil na Telegramie, którego działalność ujawniliśmy na łamach tvn24.pl publikuje dokumenty dotyczące np. negocjacji z amerykańskim koncernem Rytheon. Profil ten funkcjonuje od 5 lutego i dokumenty opatruje tłumaczeniem na język rosyjski, przedstawiając także ich aktualny kontekst.
W środę pojawiło się na nim CV urzędnika resortu spraw zagranicznych. Screen dokumentu podpisano: "Życiorys pracownika Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP, którego działalność zawodowa skierowana była przeciwko Białorusi i Rosji".
- W najbliższy piątek mamy posiedzenie sejmowej komisji do spraw służb specjalnych poświęcone tej bezprecedensowej sytuacji. Będę dociekał, czy nasze służby wiedziały o działalności tego profilu, jakie działania podjęły by zminimalizować zagrożenia, w końcu, czy już oceniły skalę strat. Kolejnym krokiem powinny być postępowania kontrolne dotyczące certyfikatów bezpieczeństwa szefa kancelarii premiera - uważa Marek Biernacki.
Rozmowa w Sowie i Przyjaciołach
Nasi rozmówcy ze służb wskazują na przykład błyskawicznych działań ABW z końca 2015 roku wobec ówczesnego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego Pawła Wojtunika. Był on wtedy w środku swojej drugiej, czteroletniej kadencji w roli szefa tej służby.
- Szef ABW wszczął wówczas wobec niego postępowanie kontrolne, które w praktyce oznacza zawieszenie dostępu do informacji niejawnych. Wojtunik stracił możliwość kierowania służbą, musiał się podać do dymisji - mówi tvn24.pl funkcjonariusz Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Argumentem do wszczęcia postępowania kontrolnego był fakt rozmowy, którą Paweł Wojtunik odbył z wicepremier Elżbietą Bieńkowską podczas obiadu w restauracji "Sowa i Przyjaciele", który miał miejsce w czerwcu 2014 roku.
W ocenie szefa ABW problem stanowiła część rozmowy dotycząca "afery informatycznej", czyli ustawiania przetargów na rzecz koncernów oraz "afery podkarpackiej", w której czołowi politycy mieli przyjmować sztabki złota od biznesmenów.
Postępowanie wszczęto, mimo że sama Bieńkowska miała dostęp do informacji z klauzulami "ściśle tajne". Od samego początku Wojtunik wyjaśniał, że wszystkie informacje były wtedy publicznie dostępne, żadna nie stanowiła tajemnicy.
Mimo tego - w imieniu premiera - szef jego kancelarii cofnął Wojtunikowi na wniosek szefa ABW poświadczenia bezpieczeństwa. Dopiero w połowie 2020 roku Naczelny Sąd Administracyjny przywrócił mu te poświadczenia, a wcześniej prokuratura uznała, że w rozmowie nie padały żadne chronione ustawą informacje - wszystkie były publicznie znane m.in. z komunikatów samej prokuratury.
- W tej nielegalnie podsłuchanej rozmowie, nie byłem choćby niedyskretny. Nie naraziłem państwa, kierowanej przez siebie służby na żadne zagrożenie, w końcu nie złamałem ustawy o ochronie informacji niejawnych. Dla każdego znającego się na rzeczy, było to oczywiste od samego początku - mówi Paweł Wojtunik.
Trzy powody
Czy takie postępowanie wszczęto wobec Michała Dworczyka albo premiera Mateusza Morawieckiego? Zapytaliśmy o to pod koniec zeszłego tygodnia służby prasowe ABW oraz Stanisława Żaryna, rzecznika ministra koordynatora służb specjalnych. Do czasu publikacji tekstu odpowiedź nie nadeszła.
Co w praktyce oznaczałoby ewentualne wszczęcie takich postępowań? Nasi rozmówcy zgodnie podkreślają, że sytuacja przypomina aktualne działania wobec prezesa Najwyższej Izby Kontroli Mariana Banasia. Posiada on dostęp do tajemnic chronionych ustawą bez względu na postępowanie kontrolne Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Podobnie jest z szefem kancelarii premiera - dostęp do tajemnic gwarantuje mu sama ustawa, a nie przeprowadzone postępowanie kontrolne.
- Michałowi Dworczykowi można skutecznie cofnąć wyłącznie certyfikaty które wydała mu Służba Kontrwywiadu Wojskowego, a dotyczące dostępu do tajemnic NATO oraz Unii Europejskiej. To powinno się stać jak najszybciej ze względu na międzynarodową wiarygodność Polski - mówi były wiceszef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Podobnie jak inni nasi rozmówcy wskazuje, że prawdziwym problemem jest używanie przez najważniejszych urzędników prywatnych maili do załatwiania publicznych spraw.
- Stworzenie alternatywnego systemu zarządzania państwem, poza chronionymi domenami i systemami teleinformatycznymi jest skandalem i wystawieniem się na zagrożenie. Myślę, że decydowała kombinacja lenistwa, obawy przed własnym ministrem koordynatorem służb i chęć budowania prywatnych archiwów - ocenia pułkownik Białek.
Źródło: tvn24.pl