Elżbieta Wrzostek jest jedną z wielu poszkodowanych w tej aferze. Gdyby na obligacjach oferowanych przez GetBack nie straciła oszczędności, mogłaby przeznaczyć je na leczenie wzroku. - Byłam pewna, że mam bezpiecznie ulokowane pieniądze - przyznaje w rozmowie z reporterem magazynu "Polska i Świat" w TVN24.
Elżbieta Wrzostek nie jest w stanie przeczytać książki. Żeby zobaczyć dokumenty potwierdzające, że sprzedano jej - jak się później okazało - obligacje bez wartości, musi korzystać jednocześnie z okularów i lupy o mocy 16 dioptrii.
O chorobie wzroku dowiedziała się osiem lat temu. W związku z tym zaczęła coraz więcej oszczędzać. Udało się jej uzbierać 70 tysięcy złotych na wypadek, gdyby skończył się program terapii za pomocą specjalnych zastrzyków, z którego korzysta.
- Pieniądze trzymałam po to, żeby gdy wypadnę z programu, a muszę spełniać określone warunki, to będę miała na te zastrzyki. To byłoby dla mnie pięć lat widzenia jeszcze - opowiada.
"Byłam pewna, że mam bezpiecznie ulokowane pieniądze"
Gdy skończył się termin poprzedniej lokaty, pracownik banku zaoferował jej nowy produkt - oprocentowany na 5,5 procent w skali roku. W pierwszym odruchu odmówiła. Tłumaczyła, że nie ma lupy ani okularów. Doradca miał wtedy zwrócić jej uwagę, że oferta ważna jest do następnego dnia, i pokazać kobiecie, gdzie trzeba podpisać umowę.
- I podpisałam. Ja byłam pewna, że mam bezpiecznie ulokowane pieniądze - twierdzi Elżbieta Wrzostek.
Takich historii było dużo więcej. Poszkodowani są pewni, że sprzedawcy papierów GetBacku działali według schematu. - Mieli ulubiony typ klienta. Średni wiek statystyczny osoby pokrzywdzonej to jest 55 plus, a płeć: kobieta - mówi Artjom Bujan ze Stowarzyszenia Poszkodowanych Obligatariuszy GetBack.
Późna kontrola Komisji Nadzoru Finansowego
Opublikowany we wtorek raport Najwyższej Izby Kontroli pokazuje, że państwowe instytucje - nadzorowane przez rząd Prawa i Sprawiedliwości - nie ochroniły Polaków przed procederem, choć sygnały ostrzegawcze były.
- Instytucje państwowe nie zapewniły skutecznie ochrony konsumentów. KNF nie zareagował na informacje, które pozwoliłyby na wcześniejsze wykrycie nieprawidłowości w spółce i podmiotach sprzedających jej papiery wartościowe - stwierdza prezes Najwyższej Izby Kontroli Marian Banaś.
Obóz rządowy utrzymuje, że ich reakcja była niemal najlepsza z możliwych. - Reakcja państwa była bardzo szybka. W przeciągu kilku tygodni lub góra kilku miesięcy - przekonuje Bartosz Kownacki z Prawa i Sprawiedliwości.
Były członek Rady Polityki Pieniężnej profesor Marian Noga zwraca uwagę, że "już w 2016 roku ta spółka popełniła przestępstwa na ponad 420 milionów złotych". Kontrola Komisji Nadzoru Finansowego w GetBacku rozpoczęła się w lutym 2018 roku.
Liczą na pomoc państwa. Bezskutecznie
Straty osób i instytucji, które zainwestowały pieniądze w obligacje - może być ich nawet 18 tys. - sięgają 2,5 mld złotych. Poszkodowani twierdzą, że nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o zainteresowanie rządu ich problemami.
Na list z marca 2019 roku odpowiedź dostali dziesięć miesięcy później. W piśmie Ministerstwo Finansów odrzuca propozycję odliczenia od podatku części strat osób, którym sprzedano trefne obligacje.
Wcześniej poszkodowani prosili rząd o utworzenie funduszu rekompensat na ich rzecz - zasilanego z kar, które państwo nałożyło na GetBack i banki, które sprzedawały papiery wartościowe spółki. Pomysł nie został zrealizowany.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24