- Nie mam innej opcji, niż zapytać prezydenta o zgodę - powiedział w "Faktach po Faktach" Adam Bodnar, szef resortu sprawiedliwości i prokurator generalny. Mówił o odwołaniu prokuratora Tomasza Janeczka. Wskazywał, że powodem, dla którego do tego nie doszło, jest "zabetonowana ustawa o prokuraturze", która wymaga zgody głowy państwa. - Nawet dzisiaj dostałem pismo od prezydenta w tej sprawie - przyznał. Szef MS powiedział, że w liście jest jednak "cała lista pytań".
Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Adam Bodnar mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 o sprawie zatrzymania polskich żołnierzy na granicy z Białorusią. Doszło do tego pod koniec marca. Żołnierze nie zostali aresztowani.
Osobisty nadzór nad postępowaniem prowadzonym po zatrzymaniu przejął 6 maja prokurator Tomasz Janeczek - powołany w ostatnich dniach urzędowania Zbigniewa Ziobry zastępca prokuratora generalnego do spraw wojskowych. Bodnar informował, że o tym nie wiedział. Tymczasem Janeczek po ujawnieniu sprawy przez media dwukrotnie zaprzeczył, by cokolwiek wiedział o sprawie. W związku z zachowaniem Janeczka do prezydenta trafił wniosek o jego odwołanie. Na razie jednak do tego nie doszło.
"Wątpię, żeby była wola współpracy w tym zakresie"
- Faktycznie, na mój wniosek oraz ministra obrony narodowej pan premier odwołał pana prokuratora Janeczka z funkcji zastępcy prokuratora generalnego do spraw wojskowych. No, ale tutaj wchodzimy w tym momencie w zabetonowaną ustawę o prokuraturze, która mówi: "dobrze, świetnie, ale do tego wymagana jest zgoda prezydenta" - powiedział gość TVN24.
- Ja nie mam innej opcji, niż zapytać prezydenta o zgodę - podkreślił. - Nawet dzisiaj dostałem pismo od prezydenta w tej sprawie - przyznał. Szef MS powiedział, że w liście jest "cała lista pytań dotyczących właśnie różnych kwestii proceduralnych związanych z tym, czy pan Janeczek wiedział, czy nie wiedział o tej sytuacji".
- Na razie, jak rozumiem, pan prezydent oczekuje dalszych wyjaśnień. Pewnie te wyjaśnienia przedstawię. Ale wątpię, żeby była tutaj wola współpracy w tym zakresie - ocenił Bodnar.
Bodnar o granicy: musimy poszukiwać rozsądnego i proporcjonalnego rozwiązania
Mówił też o tym, jak ocenia dzisiaj sytuację na granicy polsko-białoruskiej. - Cały czas musimy poszukiwać rozsądnego i proporcjonalnego rozwiązania między tym, żeby z jednej strony chronić granicę, a z drugiej strony szanować prawa i wolności jednostki - powiedział.
Przypominał, że "sytuacja na granicy jest częścią wojny hybrydowej, która się toczy w stosunku do Polski". Jego zdaniem "sytuacja się znacząco zmieniła" w stosunku do tej z wcześniejszych lat, kiedy rządziło PiS.
Przekonywał, że obecnie dochodzi do "aranżowania podróży osób, które przekraczają granicę w zorganizowanych grupach, nie tylko przez służby białoruskie, ale też przez służby rosyjskie". - Po drugie, mieliśmy w ostatnim czasie, czym się zajmuję też jako prokurator generalny, przypadki różnych albo przygotowań, albo aktów o charakterze - nawet nie chcę użyć słowa terrorystycznym - ale aktów podważania stabilności państwa - kontynuował.
- Natomiast wydaje mi się, że to kryterium, które powinniśmy przyjąć, to jest to, żeby respektować zobowiązania międzynarodowe, a jednocześnie wszystkim osobom, które przekraczają granicę, pomagać i żeby nie dochodziło do sytuacji ani pokrzywdzenia, ani śmiertelnych na granicy - mówił.
Adam Bodnar o pushbackach
Na uwagę, że nadal dochodzi do pushbacków na granicy, co jest w sprzeczności ze standardami praw człowieka, Bodnar przekonywał, że "mamy sytuacje takie, że wiele osób, które przekraczają granicę, wcale nie chce być spisanych i wcale nie chce być poddanych procedurze (azylowej - przyp. red.)". - Tych osób, które w taką procedurę wstąpiły i które były objęte tymi wszystkimi postępowaniami międzynarodowymi, było ponad tysiąc od początku roku - mówił.
- Wiele osób, które przekraczają granicę, po prostu przekraczają ją i wcale nie są zainteresowane tym, żeby spotkać kogokolwiek ze strony polskich funkcjonariuszy - podkreślał. Jak ocenił, "jeżeli oni nie są zainteresowani objęciem ochroną, to w takiej sytuacji obowiązują takie właśnie regulacje, które zakładają zawrócenie tych osób do tego miejsca, z którego przyszły".
Operacja "Śluza" - kryzys wywołany przez Łukaszenkę
Kryzys migracyjny na granicach Białorusi z Polską, Litwą i Łotwą został wywołany przez Aleksandra Łukaszenkę, który jest oskarżany o prowadzenie wojny hybrydowej. Polega ona na zorganizowanym przerzucie migrantów na terytorium Polski, Litwy i Łotwy. Łukaszenka w ciągu ponad 28 lat swoich rządów nieraz straszył Europę osłabieniem kontroli granic.
Akcję ściągania migrantów na Białoruś z Bliskiego Wschodu czy Afryki, by wywołać kryzys migracyjny, opisał na swoim blogu już wcześniej dziennikarz białoruskiego opozycyjnego kanału Nexta Tadeusz Giczan. Wyjaśniał, że białoruskie służby prowadzą w ten sposób wymyśloną przed 10 laty operację "Śluza". Pod pozorem wycieczek do Mińska, obiecując przerzucenie do Europy Zachodniej, reżim Łukaszenki sprowadził tysiące migrantów na Białoruś. Następnie przewozi ich na granice państw UE, gdzie służby białoruskie zmuszają ich, by je nielegalnie przekraczali. Ta operacja wciąż trwa.
Pomysł na to, "jak można przywrócić należytą rangę ławnikom"
Bodnar mówił też o zapowiedzianych przez niego zmianach dotyczących ławników sądowych i był pytany o akcję "Paprotka". Ministerstwo Sprawiedliwości ma w ramach tej akcji dostarczyć do sądów rośliny, które będzie można zabrać do domów. W środowisku prawniczym ławnicy są nazywani właśnie "paprotkami", a w akcji chodzi o to, by zmienić do nich stosunek.
Jak mówił minister, "mamy artykuł 182 konstytucji i chodzi o to, że powinniśmy poważnie potraktować udział obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości".
- Dzisiaj przedstawiłem kompleksowy piętnastopunktowy plan - pięć punktów legislacyjnych, dziesięć punktów bardzo szybkich, praktycznych do zrobienia - jak można przywrócić należytą rangę ławnikom w polskich sądach - oznajmił.
Dodał, że "też o to chodzi, żeby w pewnym sensie wizerunkowo pokazać, że ławnicy mają rzeczywiste znaczenie". - Nie mogą tylko i wyłącznie pełnić jakiejś takiej funkcji dekoracyjnej obok sędziów - powiedział. Szef MS wskazywał, że chodzi o to, aby pokazać, iż ławnicy "mają rzeczywistą władzę, bo są głosem społeczeństwa, stąd się wzięła pewna próba szukania innego, można powiedzieć, dojścia wizerunkowego do tej kwestii".
Udział obywateli w sprawowaniu wymiaru sprawiedliwości określa ustawa.
Ustawa o Krajowej Radzie Sądownictwa. "Musimy znaleźć sensowne rozwiązanie"
Bodnar odniósł się też do nowelizacji ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa, nad którą trwają prace.
- Musimy znaleźć sensowne rozwiązanie, by z jednej strony odbudować konstytucyjny organ, jakim jest Krajowa Rada Sądownictwa, a z drugiej strony przyjąć ustawę, która doprowadzi do weryfikacji statusu tych osób, które zostały powołane - powiedział.
Adam Bodnar zaznaczył, że na razie zamierza uważnie zapoznać się z opiniami prawnymi dotyczącymi senackich poprawek do nowelizacji ustawy o KRS. Zdania ekspertów są bowiem podzielone.
Bodnar podkreślił, że poprawka senacka wynika ze stanowiska Komisji Weneckiej w tej kwestii. A Polska nie może zaleceń komisji raz przyjmować, raz lekceważyć. - Ustawa dotycząca statusu sędziów jest potrzebna, konieczna i trzeba ją przedyskutować - przekonywał minister sprawiedliwości. - Gdybyśmy z dnia na dzień powiedzieli, że dwa tysiące sędziów nie może orzekać, wymiar sprawiedliwości byłby sparaliżowany - dodał.
Nowelizacja ustawy o KRS w wersji przyjętej przez Sejm przewidywała, że prawo do kandydowania na członka KRS nie będzie przysługiwać sędziom wyłonionym po zmianie przepisów dotyczących KRS w 2017 r. Od tego właśnie czasu - po reformie przeprowadzonej przez PiS - międzynarodowe instytucje i wiele autorytetów prawniczych zwracało uwagę, że Rada została upolityczniona.
Senat niedawno w procesie prac parlamentarnych jednomyślnie zaaprobował jednak poprawkę, zgodnie z którą bierne prawo wyborcze będzie przysługiwać wszystkim sędziom, niezależnie od tego, czy byli nominowani przez KRS przed zmianą przepisów w 2017 r., czy po tej zmianie.
Kwestia wyeliminowania biernego prawa wyborczego wobec tych sędziów, którzy zostali powołani po zmianach dotyczących KRS z grudnia 2017 r., była elementem sporu między Ministerstwem Sprawiedliwości a prezydentem Andrzej Dudą.
Źródło: TVN24