Codziennie budzę się nieszczęśliwa z tego powodu, że nie ma go koło mnie - mówi Magdalena Merta, wdowa po Tomaszu Mercie, w rozmowie z reporterką "Faktów" TVN Arletą Zalewską. Tomasz Merta zginął 10 lat temu w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem.
- Życie dzieli się na przed i po. Życie przed Smoleńskiem i po Smoleńsku. I to przed Smoleńskiem było radosne i szczęśliwe, a to po Smoleńsku wręcz przeciwnie - mówi Magdalena Merta. - Ja mam wrażenie, że to jest constans, że ja codziennie budzę się nieszczęśliwa z tego powodu, że nie ma go koło mnie - dodaje wdowa po Tomaszu Mercie.
Ocenia, że śmierć męża zmieniła ją "niestety na gorsze". - Z takiej dość pogodnej i radosnej osoby, bardzo doceniającej swoje życie i takiej po prostu szczęśliwej, stałam się osobą bardzo smutną i pozbawioną tej radości życia - mówi. - Ta rana w sercu jest wciąż głęboka. Zmienia się o tyle, że my się po prostu nauczyliśmy żyć z tym brakiem, z tą żałobą - dodaje.
"Uczyłam się życia bez Tomka"
Wspominając swojego męża mówi o tym, że "bardzo intensywnie" przeżywał swoje życie rodzinne. - Bardzo miał dużo frajdy z wychowywania dzieci, z patrzenia, jak z takich małych istotek wykluwa się człowiek już myślący, samodzielny. Bardzo dbał o to, żeby dzieci dużo czytały - mówi Merta i przyznaje, że uwielbia rozmawiać o mężu. - Prawdę mówiąc był taki czas, kiedy nie robiłam nic innego, tylko go wspominałam, ale kiedyś mój kolega przed którym się sumitowałam, że ja w kółko mówię o Tomku, powiedział: pod tym względem nic się nie zmieniło, jak żył, to też w kółko o nim mówiłaś - dodała z uśmiechem.
Opowiada też o tym, jak rodzina radzi sobie z tym, co się stało. - Pamiętam taką naszą wspólną niechęć do siadania przy stole. Każdy łapał swój talerz i chował się gdzieś w kącie, nie jadało się wspólnie posiłków. Kiedyś byłam z wizytą u Zuzanny Kurtyki i zapytałam, czy jej rodzina siada wspólnie i ona powiedziała, że tak, ponieważ ona to zarządziła, że dosyć tego uciekania od siebie, że musimy przezwyciężyć ten ból pustego miejsca przy stole - mówi Merta. - Pamiętam, że jak wróciłam stamtąd, to podjęłam taką decyzję, że tu też nie wystrzegamy się sytuacji, która boli, ale trzeba ją zaakceptować - dodaje.
- Na pewno uczyłam się takiego życia bez Tomka. I do dziś zresztą jest jakimś punktem odniesienia, że ja sobie zadaję pytanie "ciekawe, jak by Tomek to skomentował" albo jak oceniałby jakieś sytuacje. Tomek miał zresztą bardzo dużo i wrażliwości, i takiej pobłażliwości - wspomina Merta.
Opowiadając o życiu z mężem mówi, że żyli nie obok siebie, tylko ze sobą. - Taka bardzo duża bliskość. Pomimo że Tomek bardzo dużo wyjeżdżał, że intensywna praca wymuszała rozstania, ale pozostawał ten kontakt - wyjaśnia.
Wspomina, że miała z mężem umowę, że po każdym lądowaniu samolotu przychodzi SMS, że już się jest na miejscu. - Wtedy, tego 10 kwietnia, nie przyszedł - dodała Magdalena Merta.
Źródło: TVN24.pl