Oni się lubili. Oczywiście jak każde świetne małżeństwo cały czas się ucierali - powiedział o Marii i Lechu Kaczyńskich Jan Ołdakowski, współpracownik prezydenta Kaczyńskiego i dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego. - Nie widziałem między nimi jakiegoś napięcia czy awantury - dodał w rozmowie z reporterką "Faktów" TVN Arletą Zalewską wspominając parę prezydencką w 10. rocznicę śmierci.
- Kaczyńscy byli małżeństwem udanym, ale w takim sensie też intelektualnym. Oni się lubili. Oczywiście jak każde świetne małżeństwo cały czas się ucierali, cały czas zmuszali się do przyzwyczajania siebie do sposobu, w jaki funkcjonowali - powiedział o małżeństwie Marii i Lecha Kaczyńskich bliski współpracownik prezydenta, Jan Ołdakowski.
- Pani Marylka, bo tak nazywana była pani Maria w języku przyjaciół, zawsze pilnowała, żeby Lech Kaczyński miał czas dla ich małżeństwa. Dla niego polityka była poważnym wyzwaniem. Ona potrafiła przyjść, już jak był prezydentem, czasami wieczorem i powiedzieć, że dzisiejsza narada już się kończy, że on musi też odpocząć, musi chwilę poczytać, musi mieć czas dla siebie, ale robiła to zawsze ciepło. Nie widziałem między nimi jakiegoś napięcia, czy awantury. Raczej podziwiałem ten takt i elegancję, z którą się do siebie zwracali - dodał.
"Bywał na naszych ślubach i chrztach"
Zapytany o Lecha Kaczyńskiego odpowiedział, że był jego mentorem. - Byliśmy na ty od wielu lat, ale jednak to był człowiek ukształtowany w ten sposób, że pokoleniowość dla niego miała znaczenie. To, że byliśmy na ty, to nie znaczyło, że byliśmy całkowicie równi. On miał olbrzymią charyzmę, on miał też taką potrzebę przestrzegania pewnych zasad, norm społecznych - stwierdził dyrektor MPW.
Wspominał, że jego ojciec, który zmarł w 2004 roku i Lech Kaczyński są osobami, po których "nikt nie wypełnił luki". - Żałoba po takich ludziach, którzy mają jakieś miejsce w naszym sercu jest właściwie już stała i nie mam poczucia, żeby nawet ktoś mógł to wypełnić - ocenił.
Ołdakowski opowiedział, że Lech Kaczyński miał czas na towarzyszenie współpracownikom w wyjątkowych momentach. - Bywał na naszych ślubach, bywał na naszych chrztach - powiedział.
- Nie raz odbierałem od niego telefony. Czasami też oczywiście to były telefony pełne gniewu pod tytułem na przykład "co ty naopowiadałeś". Tu padała nazwa jakiegoś medium i że powiedziałem rzeczy, które zdaniem prezydenta Lecha Kaczyńskiego, a dla nas wtedy Leszka, były zupełnie nie takie jak trzeba. I to nie jest tak, że on mówił, że ja nie mam prawa do swoich poglądów, on tylko uważał, że opisując jakieś rzeczy związane z polityką mam błędny obraz tej polityki. On często dzwonił i tłumaczył, że jest inaczej. Miał tą porywczość i to też w nim lubiliśmy - opowiadał o Kaczyńskim Ołdakowski.
Stwierdził, że prezydent tolerował sprzeciw, chociaż były tematy, w których trudno mu było o sprzeciwie rozmawiać. - Bardzo trudno rozmawiało się o jego i Jarosława Kaczyńskiego wizjach politycznych. On rzeczywiście zawsze ich bronił i raczej tutaj nie można było liczyć na to, że przyjmie inne zdanie. Rzeczywiście byli bliźniakami i on do końca zawsze bronił i stawiał wyżej ich plany polityczne. Natomiast w każdym innym obszarze bardzo ciekawie się z nim dyskutowało, bo on miał otwartą głowę - wspominał Ołdakowski.
"Unikałby konfrontacji"
- Mam takie poczucie, że każdego roku brakuje mi bardziej Lecha Kaczyńskiego. Brakuje mi takiego poczucia, że to był jeden z ostatnich intelektualistów w polityce. Intelektualista w tym sensie, że to był człowiek ciekawy świata, ciekawy również innych opinii, nie takich, które pochodzą z jego obozu - ocenił dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego. - Zaryzykuję takie może niezbyt odkrywcze twierdzenie, że ta polityka, gdyby on żył, czy w ogóle gdyby nie było tej katastrofy, ta polityka wyglądałaby inaczej. On miał jednak wpływ łagodzący na świat - dodał.
Źródło: TVN24.pl